Gaahina

Gaahina

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 4.



Do gabinetu Kazekage nie można było przychodzić bez wezwania, chyba że miało się naprawdę ważną sprawę. Tym razem Hinata miała odpowiedni pretekst, więc chuunin pełniący dyżur zapowiedział ją bezzwłocznie. Hinata weszła do gabinetu i ukłoniła się, jak nakazywał obyczaj.
Gaara wskazał jej krzesło i usiadł po drugiej stronie biurka.
- Wiadomości szybko się rozchodzą – powiedział. – Właśnie miałem cię wezwać.
Wyjął z szuflady biurka złożoną kartkę papieru i podał jej. Hinata odłożyła ją na biurko, nie czytając.
- Nie jesteś ciekawa, czego chce twój kuzyn?
- Też dostałam od niego list – odpowiedziała. – Chce, żebym szykowała się do wyjazdu. Wyślą kogoś z rozkazami od Hokage.
Gaara przytaknął.
- To znaczy, że potrzebują czasu, żeby je uzyskać. Nie wiesz, o co może chodzić?
Hinata potrząsnęła przecząco głową. Gaara patrzył na nią podejrzliwie.
- Nie miałaś od nich żadnych wiadomości? – zapytał, jakby sądził, że celowo zataja przed nim fakty.
- Żadnych – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Zawahała się. – Gdy byłam na ślubie Nejiego sugerowali mi, żeby skróciła delegację, ale nie naciskali i od tego czasu nic ode mnie nie chcieli. Nie mogą tego ode mnie wymagać, i myślę, że Naruto ich nie poprze.
Sądziła, że będzie miała tę sprawę z głowy na długo. Starszyzna klanu wykazała się wyjątkową arogancją wynajmując kogoś, żeby dostarczył ją do wioski niczym worek ziemniaków. Złamali wszystkie zasady, robiąc coś takiego za plecami Hokage, i była pewna, że musieli się z tego gęsto tłumaczyć. Dlatego nie dziwił jej brak wiadomości. 
Było w tym jednak coś dziwnego. Neji na pewno nie poparłby planów starszyzny klanu, żeby podstępem sprowadzić ją do Konohy. Wcześniej nie miał nic przeciwko jej delegacji w Sunagakure. Mimo to podpisał się pod żądaniem, żeby skróciła szkolenie i wracała do wioski.
Wydawało jej się, że nie mógł napisać tych listów. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że ktoś z jej klanu je sfałszował, łatwo mogli to zrobić. Ale przecież wtedy sprawa łatwo się wysypie, tak samo jak sprawa wynajęcia najemników.
Gaara splótł dłonie i oparł na nich podbródek. Robił tak często, gdy nie wiedział, co myśleć o jakiejś sprawie.
- Coś tutaj nie pasuje – powiedział. – Najlogiczniej jest założyć, że ktoś działa niezależnie. Twój stryjek wysłał najemników sądząc, że udowodni iż czyha na ciebie jakieś zagrożenie i będą mieli pretekst, by rozkazać ci wrócić do wioski. Zakładam, że Neji Hyuuga na coś podobnego by się nie zgodził – Hinata skinęła głową na potwierdzenie tych słów. Wiedziała, że Gaara oczekuje, że w razie czego zweryfikuje jego pogląd na tę sprawę. – Teraz są dwa wyjścia. Albo staruszek stracił poczucie rzeczywistości i wysyła sfałszowane listy w wiadomym tylko sobie celu, albo twój kuzyn mimo wszystko zdecydował, że masz wrócić do Konohy. Jeśli tak to musi mieć jakiś powód, i pewnie będzie w stanie przekonać do tego Naruto.
Hinata w ogóle nie brała pod uwagę tej drugiej możliwości. Przecież to bez sensu.
- Sądzisz, że to możliwe? – spytała.
- Prawie pewne – odrzekł Gaara. – Starszyźnie klanu nagle zaczęło zależeć, żebyś wróciła do Konohy, ale nie zaaranżują tego bez aprobaty twojego kuzyna, więc musieli jakoś go przekonać - zawiesił głos. – Musi istnieć jakiś powód, dla którego nagle zaczęło zależeć im na czasie. Kilka miesięcy to nie tak dużo, mogliby więc spokojnie czekać, nawet jeśli mają wobec ciebie jakieś plany. Wolą podjąć ryzyko – popatrzył na Hinatę. – Nie przychodzi mi do głowy inne wytłumaczenie niż to, że obawiają się, że uwolnisz się spod ich władzy. Może sądzą, że chcesz iść w ślady Hanabi i zostać wyrzutkiem społecznym.
Hinata przygryzła wargi. Nawet po tym, gdy stała się celem próby porwania, nie sądziła, że przedstawiciele jej rodu będą tak zdeterminowani, że nie odpuszczą.
- Neji wie, że jestem lojalna wobec Konohy.
- Twoi liczni cioteczni wujkowie pewnie nie są o tym przekonani, mogli na niego wpłynąć. Ostatecznie, nie przybyłaś tutaj, ponieważ zależało ci na nauce zielarstwa, tylko żeby się od nich uwolnić.
Hinata zarumieniła się ze złości. Nie sądziła, że Gaara ma o niej tak złe zdanie.
- Sądzisz, że nie mam honoru? Zobowiązałam się wrócić po roku, i to mam zamiar zrobić.
Gaara przypatrywał jej się uważnie. Nie potrafiła odgadnąć jego myśli.
- Mimo, że wiesz jaka tam czeka cię przyszłość. Klan może zaczekać rok, dwa, pięć, ale w końcu zechcą cię sobie podporządkować.
- Masz na myśli: wydać za mąż – odparła Hinata. Nie musiał traktować jej jak dziecko, przecież była tego wszystkiego świadoma. I owszem, nie wiedziała jak się wyplątać z powiązań klanowych, ale nie zamierzała się tak łatwo poddać. – To prawda, uciekam przed nimi, ale nie działam na oślep. Jestem pewna, że gdy zakończę tę misję i wrócę do wioski, Naruto znajdzie coś następnego. Przeczekam aż Nejiemu urodzą się dzieci, może wtedy się ode mnie odczepią.
- Przynajmniej masz jakiś plan – odpowiedział Gaara, widocznie nieprzekonany co do jego skuteczności.
- Nie wyrzeknę się mojej wioski. Nie jestem taka, jak moja siostra. Ale to nie znaczy, że jestem winna bezwzględne posłuszeństwo klanowi.
Ani nie miałaby dokąd uciec, bo wszystkie ukryte osady były związane paktami o współpracy. Nie powiedziała tego na głos, ale była tego świadoma. Gdzieś głęboko w umyśle miała tę myśl, że gdyby tkwili w stanie permanentnej wojny mogłaby postąpić inaczej. Miała nadzieję, że nie zrobiłaby tego, ale jednak nie była siebie w stu procentach pewna.
Często myślała o nukeninach. Z jednej strony sprzeniewierzali się własnym przodkom, dowódcom, tym, którym wszystko zawdzięczali. Z drugiej każdy miał swoje powody.
- Nie musisz fizycznie być w wiosce, żeby jej służyć – przypomniał Gaara.
- Wiem – odparła brunetka. Wiedziała, że może liczyć na przychylność Naruto, cokolwiek wymyśli, ale starszyzna klanu nie zgodzi się, żeby kolejne lata przebywała poza Konohą, nawet gdyby dostawała zadania ważnych poselstw. Klan Hyuuga miał większe ambicje.
 - Więc zakładamy, że Naruto jednak przychyli się do prośby moich krewnych – powiedziała, chcąc wrócić do rzeczowej rozmowy. W tej chwili trudno było jej to sobie wyobrazić, ale musi przyzwyczajać się do myśli o opuszczeniu wioski Piasku. – Mam jeszcze coś do zrobienia, zanim odejdę.
- Zdobędę dla ciebie trochę czasu – odpowiedział Gaara. – Przy tej liczbie poselstw i ważniejszych kwestiach, jakiś list może zaginąć.
Hinata uśmiechnęła się blado.
- Nawet jeśli tylko kilka tygodni… Przydadzą się – powiedziała, choć nie była pewna, czy to takie dobre wyjście. Cztery, pięć miesięcy – to była odległa data, starała się nie zaprzątać sobie tym głowy. A teraz okazywało się, że będzie musiała wyjechać wkrótce. Każdego dnia będzie o tym myśleć.
Wiedziała jednak, że kilka dni nie wystarczy, by przekazać Matsuri wszystko, co chciała. Hodowanie ziół ani przygotowywanie naparów nie było trudne, jednak wymagało pewnej ostrożności, świadomości tego, co się robi. Chuuninka z Piasku wydawała się zbyt nieuważna, a co najgorsze nie dostrzegała, że zielarstwo to także sztuka, w niektórych aspektach bardziej wymagająca niż sztuki walki. Hinata obawiała się trochę, że dziewczyna podejdzie do sprawy zbyt lekko i zniszczy cenne i trudne do wyhodowania rośliny.
Niestety w wiosce Piasku nikt oprócz Matsuri nie był wystarczająco godny zaufania, żeby go wtajemniczyć. Potrzebowała kogoś, komu zależy na Gaarze, i to bardziej niż na bezpieczeństwie Sunagakure.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Do gabinetu wszedł chuunin, a zaraz za nim Kankuro. Nie zaczekał, aż zostanie zapowiedziany.
- Musimy porozmawiać – powiedział lalkarz. Gaara odprawił chuunina gestem dłoni. Shinobi wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- To coś ważnego? – zapytał kage.
Kankuro zawahał się.
- Nie wiem.
- Tajnego? Jeśli nie, mów.
Hinata poczuła na sobie wzrok lalkarza. Wiedziała, że jej obecność nie jest pożądana, ale przecież nie dostała zgody na odejście, a poza tym musiała powiedzieć Gaarze o swoim planie. Nie można było zwlekać, skoro ma wkrótce wyjechać z wioski.
- Matsuri jest w siedzibie rady – powiedział Kankuro, przenosząc znów wzrok na Gaarę. – Przyznali jej jakiś order.
Hinata nie miała wątpliwości, że ta informacja zaskoczyła Gaarę, ale szybko przyjął ją do wiadomości.
- Masz jakieś podejrzenia? – zapytał.
Kankuro zawahał się.
- Nie poddaję w wątpliwość jej lojalności, ale… Dziewczyna ma duże ambicje, lepiej byłoby ją jakoś uhonorować, żeby jej nie podkupili.
- Mam jej dać order?
Kankuro widocznie stropił się.
- Moim zdaniem powinieneś ją podnieść do rangi jounina, to załatwi sprawę.
Zgodnie z przewidywaniami, Gaara nie był zadowolony z tej sugestii. Hinata wiedziała, że ten temat przewija się już od kilku dni. Byłoby to pewne odstępstwo od przyjętych reguł, ale wcale nie aż tak rzadkie. Co jakiś czas dowódcy wiosek przyznawali komuś rangę jounina w dowód uznania. Egzaminy organizowano rzadko, a część wybitnych shinobi nie miała okazji brać w nich udziału, bo na przeszkodzie stały inne obowiązki i misje.
Wydawało się, że wszyscy uważali, że Matsuri zasłużyła sobie na awans, co pewnie było prawdą. Dzięki temu, że wykazała inicjatywę, uniknęli bardzo poważnych kłopotów. Hinata wiedziała, że Gaara to docenia, ale sam powiedział niedawno, że nie chce dawać dziewczynie nowych powodów do zadzierania nosa. Dla niego to zamykało temat. 
Chuunini, którzy kibicowali Matsuri, uważali, że Gaara po prostu jej nie lubi. Jounini byli tego samego zdania, ale oni uważali Matsuri za irytującą i nie chcieli, by była im równa rangą. Hinata była przekonana, że to nie jest wystarczający powód, żeby blokować jej karierę.
- Nie przyznam jej rangi jounina – powiedział Kazekage.
Hinata przygryzła wargi. To była rażąca niesprawiedliwość, ale nikt nie był w stanie odwieść go od powziętej decyzji. Był odporny na próby perswazji, a naleganie mogło tylko pogorszyć sytuację.
Kankuro też to wiedział. Miał zmartwiony wyraz twarzy.
- Może podaruj jej prawa własności do jakiegoś domu, zrobimy uroczyste przekazanie z honorami, pochwalimy, coś w ten deseń.
Gaara skinął głową.
- Na to mogę się zgodzić. Zajmiesz się organizacją?
Nieczęsto zdarzało się, żeby dowódca Piasku coś proponował zamiast wydawać polecenia. Widać Kankuro przyjął to za dobrą monetę. Odszedł bezzwłocznie; nie lubił tracić czasu.
Hinata wiedziała, że to niewłaściwe, odzywać się w ten sposób do Kazekage, ale nie potrafiła powstrzymać się od komentarza.
- Ciekawe, czy jak się wreszcie wyśpisz, zrobisz się uprzejmiejszy – powiedziała.
Uważała za wyjątkowo przykre, że Gaara nie traktuje Matsuri na równi z innymi i blokuje jej drogę do awansu. Nie wypadało jednak, by zwracała mu uwagę.
- Na każdym kroku musisz udowadniać Kankuro, że nie ma prawa głosu – oceniła.
- Są sprawy, i sytuacje, w których ma prawo głosu, i takie, w których nie będę sugerować się cudzą opinią. Przypominanie ludziom, gdzie jest ich miejsce, też należy do moich obowiązków, inaczej miałbym wianuszek ludzi, z których każdy chce przeforsować swoją opinię. Nie będę faworyzować Kankuro dlatego, że jest moim bratem. Jest traktowany adekwatnie do stanowiska.
Hinata przygryzła wargi. Jak zawsze wszystko tłumaczył hierarchią, stanowiskiem, układami na szczytach władzy, polityką. Tymczasem ona od dawna próbowała znaleźć dowód, że zdarza mu się działać pod wpływem emocji. Że w ogóle ma jakieś. Wiedziała, że wkracza na grząski grunt, ale musiała wyjaśnić tę sprawę do końca.
- Już myślałam, że okazujesz mu na każdym kroku pogardę, ponieważ pozwolił zamordować Hanabi – powiedziała. Częściowo chciała, żeby tak było.
Gaara przypatrywał jej się przez chwilę, jakby coś analizował.
- Więc jesteś w błędzie. Zdegradowałem go za niedopełnienie obowiązków, ale to nie znaczy, że straciłem dla niego szacunek. Konsekwencje były adekwatne do winy.
- Przecież pozwoliłeś jej zostać w wiosce – powiedziała Hinata. Zawsze myślała, że był po stronie Hanabi, że przynajmniej ona dzięki determinacji w bronieniu własnych poglądów zyskała jego sympatię.
- Wiedziała, czym ryzykuje. Nie obiecywałem, że będę ją chronić. Wywiązałem się ze wszystkich zobowiązań i nie mam sobie w tej sprawie nic do zarzucenia - odpowiedział.
Nie pierwszy raz mówił w taki sposób, jakby traktował wszystkich jak pionki, jakby na niczym mu nie zależało oprócz dobra wioski i dbania o jej dobre imię. Nie chciała uwierzyć, że w każdym widzi tylko żołnierza, sprzymierzeńca lub wroga, ale nie człowieka.
- Nie wierzę, że nie ma w tobie żadnej empatii – oświadczyła. – Dlaczego w czasie wojny nie zabiłeś Kiby? Wysadził kanion, popsuł wam szyki i nie miał dokąd uciec. A ty wolałeś wziąć go żywcem?
Gaary chyba nie zaskoczyła ta zmiana tematu.
- Żywy miał być przydatny. Sądziliśmy, że ma informacje, które nas interesują. Jako osoba z najbliższego otoczenia Hokage…
- A skąd to wiedzieliście? – zdziwiła się. Nie powinna przerywać, ale wydawało jej się, że Kiba, nie mający w tamtym czasie żadnego wyróżniającego stanowiska, nie mógł budzić zainteresowania wroga. Dlatego była zdziwiona, że przez wiele tygodni był trzymany w więzieniu, chociaż wszyscy mieli go za martwego i Suna z łatwością mogła się go pozbyć.
W czasie wojny między osadami tak wiele osób zginęło, czasem zupełnie bezsensownie, przypadkowo, że często zastanawiała się, dlaczego właśnie oni, a nie ktoś inny, i jak to się stało, że jej oddziałowi udało się uciec z pułapki, podczas gdy inni nie przeżyli mniej niebezpiecznych sytuacji. Pamiętała też, że jej najlepszy przyjaciel Gaarze zawdzięcza życie, chociaż nikt nie potrafił tego wytłumaczyć.
- Hinata – odezwał się kage takim tonem, jakby mówił do krnąbrnego dziecka – od tego każda osada ma szpiegów, żeby posiadać takie informacje. Nie tylko wykradać plany i przechwytywać korespondencję wroga, ale właśnie po to, żeby wiedzieć kto cieszy się łaskami, a kto nie; kto ma niespełnione ambicje i z ich powodu może zmienić front; kto ma duże wpływy, chociaż nikt go o to nie podejrzewa, a kto jest utytułowany i nie ma nic do powiedzenia. Także kogo lepiej schwytać żywego, bo można go potem wykorzystać, żeby zmusić kage do ustępstw. Także o tobie zbieraliśmy informacje.
Hinata nie miała ochoty się dopytywać, co konkretnie wiedzieli, i tak zdawała sobie sprawę, jak o niej mówiono. Że jest słaba i bezużyteczna, ale włos jej z głowy nie spadnie, bo Naruto ją faworyzuje.
 Nie chciała rozmawiać o Kibie, o Naruto ani tym bardziej o sobie. Gaara i tak mógł uważać ją za tchórza korzystającego z protekcji – gdyby Naruto nie wykorzystał dla niej pozycji Hokage, żeby zmusić klan do współpracy, w ogóle by jej tu nie było.
- Myślę, że zdarza ci się kierować współczuciem, tylko sam tego nie chcesz przyznać – drążyła temat. - Wolisz, żeby wszyscy myśleli, że nie masz uczuć, bo tak jest bezpieczniej. Żeby niczego nie wymagali, nie oczekiwali pomocy. Żeby myśleli, że cenisz tylko abstrakcyjny byt w postaci obywateli, ale nikogo jako osoby, więc nikt nie może na ciebie liczyć i na nikim ci nie zależy. Nigdy w to nie uwierzę.
Gaara przyglądał jej się w milczeniu.
- Nie mówiłabyś tak, gdybyś wiedziała, co jest w mojej głowie - oświadczył spokojnym tonem. Chociaż był zniecierpliwiony, może nawet zły, nie podnosił głosu. Jakby nawet sposobem mówienia chciał udowodnić, że uważa ten temat za abstrakcyjny. Że traktowanie kogokolwiek jako odrębnej osoby z emocjami i uczuciami jest abstrakcyjne, bo każdy zajmuje tylko jakąś pozycję w hierarchii i znaczy tyle, ile wynosi jego przydatność dla wioski.
- Powiedz mi, co jest w twojej głowie – chciała wiedzieć nie tylko dlatego, że od dawna się nad tym zastanawiała. Również dlatego, żeby znaleźć sposób, jak przekonać go do swojego pomysłu. Od kilku dni studiowała książki zielarskie i grube tomiszcza z zakresu teorii umysłu, żeby mieć narzędzia do działania. Jednak z książek nie mogła się dowiedzieć, jak przekonać tak niepodatną na perswazję osobę, żeby zadbała o swoje zdrowie.
Gaara zmierzył ją wzrokiem.
- Dlaczego zadajesz tyle pytań? Lubisz obciążać umysł rzeczami, których nie rozumiesz?
- Chcę zrozumieć – odpowiedziała Hinata poważnie – jak to jest funkcjonować bez żadnego odpoczynku. Skoro już nie masz w sobie Shukaku, powinieneś mieć taki sam rytm dobowy jak każdy. To nie jest tak, że organizm nie potrzebuje snu albo mózg nie jest w stanie przejść do stanu uśpienia. Jedynie nie chce sobie na to pozwolić. Kiedy próbujesz zasnąć, słyszysz krzyki ofiar.
Gaara potrząsnął głową.
- Nie. Nie wiem, jak długo nad tym myślałaś, ale szkoda twojego czasu. Twoja teoria jest kulawa od początku. Zwykle zabijałem ich szybko, nie mieli okazji krzyczeć.
- Więc widzisz twarze.
Gaara oparł łokcie na biurku, a potem splótł dłonie. Kolejność odwrotna niż zwykle, jakby był rozkojarzony.
- Próbujesz mi wmówić, że mam wyrzuty sumienia – zauważył.
- Nie zaprzeczyłeś – odpowiedziała Hinata z triumfem. – Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z wyrzutami sumienia, ale z przemęczeniem na pewno. Twój mózg nieustannie przetwarza informacje, bez żadnego odpoczynku, bez przerwy, bo nigdy nie zapada w głęboki sen. Przeciętny człowiek potrzebuje sześciu godzin nieprzerwanego snu na dobę, żeby funkcjonować. Pozbawiony snu przez dłuższy czas umiera. Widocznie czakra Shukaku wprowadziła jakieś zmiany i twój organizm funkcjonuje bez snu, ale mózg nie radzi sobie z przetwarzaniem informacji. Wspomnienia i myśli nakładają się na siebie, do tego stopnia, że czasem zaburzają postrzeganie rzeczywistości. Nie jest czasem tak, że z biegiem lat jest coraz gorzej? I dlaczego to bagatelizujesz, skoro pewnego dnia możesz całkiem stracić kontrolę nad sobą i kogoś zaatakować? Jeśli nie martwisz się o siebie, powinieneś martwić się o to, jak to się skończy dla wioski. Pozwól sobie pomóc.
Gaara słuchał jej uważnie, bez żadnej reakcji, ale na ostatnie słowa odpowiedział.
- Znasz tajne techniki, które mogą przywrócić komuś człowieczeństwo? – zapytał z kpiną w głosie.
Hinata przechyliła się przez biurko i spojrzała mu w oczy.
- Jesteś człowiekiem – powiedziała z naciskiem, - tylko twój mózg nigdy nie potrafił odpoczywać, chyba że pozwoliłeś Shukaku przejąć kontrolę. To jakiś ekstremalny przypadek chronicznej bezsenności, a na to są sposoby.
- Jasne – odparł Gaara, dla którego teraz stało się oczywiste, o czym mówi. – Twoja specjalność. Przykro mi, ale zioła na to nie pomogą.
Hinata wyprostowała się na krześle i potrząsnęła energicznie głową.
- Nie mam na myśli żadnych ziół, które my znamy, tylko starą recepturę, której używali shinobi w starożytnych czasach. Wszystko jest w waszych książkach, wiesz o tym. Dawniej w czasie wojen shinobi Piasku używali specjalnego naparu, żeby zregenerować organizm w trzy godziny, a przez pozostałą część doby funkcjonować na pełnych obrotach.
Gaara przymrużył oczy.
- I ty odszukałaś recepturę?
Hinata skinęła głową.
- Tak. I przyrządziłam napar. To wcale nie jest takie trudne.
Gaara przyglądał jej się, jakby się nad tym zastanawiając.
- Doceniam twoją pracę, ale zioła… - zaczął mówić
Hinata przerwała mu. Nie mogła pozwolić, żeby storpedował jej pomysł.
- Ten napar działa inaczej, wprowadza organizm w stan zbliżony do hibernacji. Mózg wyłącza się prawie całkowicie, zachowane zostają tylko podstawowe funkcje życiowe. Oddychanie, krążenie krwi… Myślę, że gdy byłeś pod kontrolą Shukaku sytuacja była podobna. Tylko, że… - zawiesiła głos. Wiedziała, że jej plan ma poważną wadę.
- Mózg sam się nie wybudzi – dokończył za nią.
Hinata przygryzła wargi.
- Nie, dopóki działa napar. Wiem, że to problem – dodała szybko, - bo nie ma pewności, czy organizm zareaguje choćby w przypadku trzęsienia ziemi… ale jeśli zadba się o bezpieczeństwo,  zorganizuje strażnika, poinformuje medyków…
Gaara nie chciał słuchać dalszych wyjaśnień.
- Nikt nie może o tym wiedzieć.
Spodziewała się tego.
- Nikomu nie ufasz – powiedziała.
- Tobie ufam.
To by znaczyło, że dał się przekonać. Było znacznie łatwiej, niż myślała.
- Ale wartownicy powinni być w pobliżu – upierała się.
- Chyba nie myślisz, że ktoś wedrze się do mojego domu, żeby poderżnąć mi gardło – odparł swobodnym tonem.
Rzeczywiście, nie w Sunie. Mimo wszystko ryzykowne wydawało jej się powierzenie jej takiej odpowiedzialności.
Gaara jednak podjął już decyzję. Pomyślała, że prawdopodobnie od dawna szukał sposobu, żeby jego niedyspozycja nie zagrażała wiosce Piasku.
- Ty mi wystarczysz.

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 3.


Siedziba Kazekage była podzielona na dwa skrzydła. Nie widać tego w układzie architektonicznym, ale w rzeczywistości tak było. Starszyzna wioski prawie nie bywała w tej części budynku, w której zapadały decyzje, nie brała udziału w najważniejszych naradach. Kazekage wszystko uzgadniał z wysokimi rangą jouninami; radzie starszych pozostało zatwierdzanie decyzji i branie udziału w mniej istotnych, ale oficjalnych, zgromadzeniach. Zachowywano pozory, żeby niżsi rangą shinobi i wszyscy z zewnątrz myśleli, że Suna Gakure funkcjonuje według ustalonych od wieków zasad.
Gaarze udało się zmusić starszyznę do podległości, bo niestety cieszył się dużym poparciem mieszkańców. Jeszcze nie wymyślili jak podważyć jego autorytet, chociaż nie ustawali w wysiłkach.
Tym razem rozmawiali o czymś innym.
- Według mnie to nie ma szans powodzenia. Możemy wygrać kilka bitew, ale szogun ma większe możliwości odbudowywania armii i przegrupowania sił. Jeśli czegoś nie zrobimy, nasi ludzie zostaną rozbici, a wioski prędzej czy później zniszczone. Wszystkie – powiedział Czcigodny Sato z niezachwianą pewnością.
Pozostali mu przytaknęli.
- Nie mamy poparcia ani jednej wioski, rada żadnej z wiosek nie podzieli naszego zdania. Wszyscy wolą ginąć niż złożyć hołd lenny szogunowi – odpowiedział czcigodny Chikaru. Był zdania, że nawet starszyzna nie może w imieniu wszystkich wojowników decydować o poddaństwie wobec szoguna lub daimyo – shinobi zawsze byli niezależni, dogadanie się z możnowładcami byłoby wydarzeniem bez precedensu. Nie miał wątpliwości, że nie tylko podwładni Suny, ale nawet potomni oceniliby samowolne działania w tym kierunku jako zdradę. – Nic nie zdziałamy.
Czcigodny Sato spojrzał na niego krytycznie.
- Nie ma muru, przez który nie da się przebić. Jeśli będziemy postępować w sposób przemyślany, zapobiegniemy katastrofie. Nie potrzebujemy do tego poparcia kage, wystarczy porozumieć się z daimyo Wiatru.
Nikt się nie dziwił temu oświadczeniu, bo pomysł nie był nowy.
- Jest on najbardziej zaufanym poplecznikiem szoguna, jeśli go przekonamy do współpracy, ocalimy naszą osadę.
W pomieszczeniu rozległy się nerwowe szepty. Czcigodny Sato cieszył się posłuchem wśród starców, ale ryzykował wiele wysuwając taką propozycję. Próby wyniesienia Suny ponad inne wioski, prowokowanie wojny z Konohą, nawet spiskowanie przeciw Kazekage nie mogło się równać z wystąpieniem przeciwko pozostałym shinobi ramię w ramię z samurajami.
Mimo to nikt nie wyraził oburzenia. Nawet Czcigodny Chikar. Wszyscy zgadzali się co do powagi sytuacji i sądzili, że przywódcy powinni zrobić wszystko, żeby zapewnić ukrytym wioskom przetrwanie, nawet gdyby oznaczało to poddanie wszystkich shinobi władzy szoguna. Uznawali, że Hokage i Kazekage przecenili swoje możliwości i ułożyli straceńczy plan, przy zgodzie pozostałych przywódców wiosek, którzy po prostu nie mieli innego pomysłu, co w tej sytuacji robić.
- Daimyo Wiatru nie zamierza z nami pertraktować i trudno liczyć, że zmieni zdanie. Wie, że nie mamy realnej władzy. Nawet gdybyśmy złożyli na jego ręce zobowiązanie wierności, nikt go nie będzie respektować – zauważył Czcigodny Seiya. Nie musiał dodawać, że wszystkich ich kosztowałoby to głowy, bo straciliby poparcie jouninów, które chroniło ich przed zemstą Sabaku no Gaary.
- Proponujecie więc nie robić nic – powiedział Czcigodny Sato z pogardą.
Przez salę przebiegł znacznie głośniejszy pomruk. Oczywiście, nie chcieli się zgodzić na rolę odsuniętych od biegu wydarzeń starców, którym pozostało już tylko pokornie umrzeć.
- Daimyo zechce z nami pertraktować, gdy usuniemy Gaarę ze stanowiska. Wyniesiemy na jego miejsce Kankuro. Taka okazja, jak teraz, więcej się nie powtórzy.
Mówił oczywiście o wykorzystaniu przysięgi lojalności złożonej dawno temu przez starszego z synów Yondaime. Z jednej strony była to mocna karta w rękach rady, z drugiej nie wiedzieli, jak ją wykorzystać. Nie mogli być pewni, że wystąpi przeciw bratu i bezpośredniemu zwierzchnikowi.
Czcigodny Sato wiedział oczywiście, że o tym myślą.
- Musimy tylko odpowiednio pokierować sytuacją. Każdy shinobi ma ambicje, nie uwierzę, że Kankuro ma ochotę do końca życia pozostawiać w cieniu.
Może i tak, ale istniał inny, poważniejszy problem.
- Chyba nie sądzisz, że marzy mu się rola marionetkowego władcy – odezwał się Czcigodny Chikaru.
Sato wzruszył ramionami.
- Spokojnie, szybko się go pozbędziemy. Rzecz w tym, żeby Kankuro nie stanowił przeszkody dla naszych planów. Jeśli obiecamy mu stanowisko następnego Kazekage zyskamy jego poparcie.
Wszyscy zebrani byli pod wrażeniem. Wyglądało na to, że Czcigodny Sato miał już przygotowaną strategię działań. Nie myśleli w tej chwili o tym, że podobnie mgliste plany wyłaniały się co jakiś czas, ale brakowało im punktu zwrotnego. Nie ulegało wątpliwości, że żeby usunąć Kazekage, potrzebowali faktu, który mogli wykorzystać, jakiegoś błędu, który podważy wysoką pozycję Gaary w wiosce.
- Od czego więc zaczniemy? – zapytał Czcigodny Seiya. Trudno było mu ukryć niepewność. Mogło się okazać, że Sato tylko sprawia wrażenie pewnego siebie, ale jak zwykle nie ma nic w zanadrzu.
- Machina już ruszyła – odpowiedział Czcigodny Sato. Widząc ich miny, rozparł się z zadowoleniem w fotelu. – Wysłałem Hyugom poufną rzecz jasna informację, że Gaara chce przejąć techniki ich klanu. Skoro wysłali najemników to znaczy, że rybka połknęła haczyk.
Mędrcy wymienili między sobą spojrzenia.
- Mogliśmy na to wpaść już dawno – powiedział Seiya z zachwytem. – Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, nie będziemy musieli brudzić sobie rąk.
Czcigodny Sato spojrzał na niego spod przymrużonych oczu. Nie uszło jego uwagi, że Seiya próbował podpiąć się pod jego genialny plan.
- Tak. Nawet jeśli Hyuuga Neji nie znajdzie sposobu, żeby rozprawić się z Gaarą, nie obejdzie się bez rozlewu krwi, a Hokage nie będzie mógł przyglądać się, jak ktoś z zewnątrz atakuje podległy mu klan. Albo pozabijają się nawzajem, albo spróbują w końcu dojść do porozumienia. Ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna, ale otwiera nam pole do działań. Udowodnimy, że Godaime traci panowanie nad sytuacją i z łatwością usuniemy go ze stanowiska.
Czcigodny Renmaru skinął z uznaniem głową.
- Słusznie, są duże szanse na powodzenie. Dobrze byłoby, gdybyśmy wśród popleczników Kazekage mieli jakąś wtykę. Kogoś, kto jest na tyle blisko, żeby mieć dostęp do wiadomości i  wiedzieć, jak układają się rozmowy z wioską Liścia na każdym polu. Liczenie, że Kankuro będzie dla nas szpiegował… Nie proponowałbym mu tego.
Czcigodny Sato uśmiechnął się z satysfakcją. Miał wszystko przygotowane, jego notowania rosły.
- Wiem, co z tym zrobić. To dziewczę, które teraz wyruszyło z poselstwem do Konohy, jak ona się nazywa?
- Matsuri – podpowiedział Czcigodny Chikaru.
- Tak, ona. Nie jest tajemnicą, że zrobi wszystko dla Kazekage, a on jej ufa. Musimy tylko tak przedstawić sytuację, by sądziła, że chcemy uchronić Godaime przed konsekwencjami konfliktu z klanem Hyuuga. Będzie tańczyć tak, jak jej zagramy.
- Najlepiej jest mieć człowieka, który nawet nie wie, dla kogo pracuje – przyznał Czcigodny Seiya. Był w wyśmienitym humorze. – Wypijmy za sukces.

***
Matsuri siedziała na ławce przed siedzibą Kazekage. Zwróciła twarz w kierunku wioski. W oddali wznosiły się domy mieszkańców.
Po powrocie z kraju Wiatru nie miała czasu, by przyjrzeć się wszystkim zmianom, które zaszły podczas jej nieobecności. Teraz, gdy wróciła już z Konohy, zabawi tu trochę dłużej. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Przed Yoshimaru udawała, że jest zadowolona z obowiązków, które na nią spadły, ale było tak tylko częściowo. Oczekiwała, że teraz będzie traktowana przez shinobi z większym szacunkiem, w końcu udowodniła swoją wartość dla wioski. Chciała nacieszyć się awansem społecznym, a mało ważne poselstwa by jej w tym przeszkadzały. Zakładała też, że teraz, gdy oddała zasługi wiosce, Kazekage zacznie postrzegać ją inaczej; przestanie traktować jak przeciętną chuuninke.
Usłyszała za sobą kroki i odwróciła się. Z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że Hinata Hyuuga podeszła wprost do niej. Chyba nie myślała, że będą koleżankami.
- Mogę narzucić swoje towarzystwo? – zapytała.
Narzucić to dobre określenie, pomyślała Matsuri. Ale to było jej nawet na rękę. Skinęła głową, a kunoichi usiadła obok niej na ławce.
- Myślałam, że przesiadujesz teraz w bibliotece – powiedziała, ale uświadomiła sobie, że powinna była ugryźć się w język. Nikt nie powinien wiedzieć, że Matsuri wypytywała znajomych, co wysłanniczka Konohy robiła przez ostatnie kilka dni. Sama nie wiedziała, dlaczego tak ją niepokoi to, że Hinata jest w pobliżu Gaary. Ponieważ sama się wsypała, postanowiła postawić sprawę wprost. – Nie podoba mi się, że się tutaj kręcisz. Twoja siostra przysporzyła Kazekage poważnych kłopotów. Po co tu jesteś?
Hinata zaczerwieniła się.
- To część umowy o współpracy intelektualnej… Przekażę waszą wiedzę zielarską w mojej wiosce – odpowiedziała jakby z zawstydzeniem.
- Świetnie. Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała Matsuri. Nie bawiła się w żadne grzeczności. Dwa lata temu, gdy Hinata była tutaj w sprawie pertraktacji, Matsuri okazywała jej wrogość, ale przestrzegała konwenansów ubierając większość wypowiedzi w grzecznościowy ton. Teraz nie czuła się do tego zobowiązana. Hinata była tylko chuuninką, bez widoków na jakąś wyższą funkcję, a Matsuri była pewna, że wkrótce zyska rangę jounina i nie zamierzała na tym poprzestać.
Hinata nie odpowiedziała od razu.
- Kontrakt obejmuje rok, więc pewnie do wiosny – powiedziała zafrasowana.
Matsuri widocznie ją onieśmielała. Myślała o tym z satysfakcją. Siostra Hinaty była znacznie bardziej butna, panoszyła się po osadzie jakby była u siebie, choć w rzeczywistości miała status wygnańca, nie podlegającego nikomu i nie chronionego przez nikogo.
- To strasznie długo na naukę sadzenia roślinek, ale cóż – odparła Matsuri z wyższością. – Może prędzej byś się czegoś nauczyła gdybyś siedziała w szklarni zamiast szperać w książkach.
- Uczę się z książek – odpowiedziała cicho Hinata. – Macie wiedzę o wielu roślinach, których my nie znaliśmy.
Matsuri wzruszyła ramionami. Miała predyspozycje by być prawdziwą kunoichi, nie musiała zagłębiać się w zielarstwo.
- To powodzenia – powiedziała. Hyuuga ją irytowała; sprawiała wrażenie tak delikatnej, że nawet nie warto było się nad nią pastwić. Hanabi była ciekawszą rozmówczynią. Miała cięty język, dlatego przygadanie jej dawało satysfakcję.
W tym momencie zauważyły, że jeden z członków starszyzny idzie w ich stronę. Obie wstały i pokłoniły się zgodnie z wymogami etykiety.
- Przedstawicielko rodu Hyuuga, miło cię widzieć. I pożegnać – powiedział, niezbyt grzecznie dając Hinacie do zrozumienia, że powinna odejść.
Matsuri patrzyła, jak brunetka się oddala i jednocześnie zastanawiała się, czego tak ważna persona może od niej chcieć. Było oczywiste, że przyszedł z nią porozmawiać.
- Matsuri-san – odezwał się starzec. Poczuła się pewniej wiedząc, że zna jej imię. – Jesteśmy pełni uznania dla twoich zasług.
- Dzię… dziękuję – wyjąkała, pochylając głowę.
- Przyjdź jutro w południe do gabinetu rady. Chcielibyśmy wyrazić nasze uznanie i porozmawiać o twojej przyszłości.
-  Wedle rozkazu – odpowiedziała, kłaniając się. W środku tańczyła z radości.
A więc jednak. Doczekała się. Było lepiej niż śmiała przypuszczać.