Gaahina

Gaahina

sobota, 27 grudnia 2014

Prolog. Część III



Matsuri czuła się lekceważona. W wiosce nie była traktowana poważnie, mimo że posiadała umiejętności i inteligencję, dzięki którym mogłaby być dobrym dowódcą. Udowodniła to wielokrotnie na polu walki. Ale nigdy nie została zaproszona na naradę, a Gaara-sama nie powierzał jej odpowiedzialnych zadań. Czuła, że jej potencjał jest marnowany. Miała przecież już osiemnaście lat i mogła być wykorzystana do czegoś więcej, niż tylko przenoszenie wiadomości.
Nie znaczyło to, że niechętnie pełniła funkcję posłańca, zwłaszcza, jeśli miała do przekazania coś naprawdę ważnego. Inni mogli uważać ją za niepoważną nastolatkę, która nie potrafi ocenić wagi przekazywanych wiadomości, ale myliliby się tak twierdząc. Zdawała sobie sprawę, że czasami pozornie banalna informacja ma duże znaczenie. I w tym przypadku tak było.
Czuła dziką satysfakcję za każdym razem, gdy miała do przekazania coś ważnego. To dawało jej prawo, by przeszkodzić Kazekage o każdej porze dnia lub nocy i sprawiało, że czuła się wyjątkowa. Jakby nie było, w siedzibie administracyjnej wioski Piasku obowiązywały surowe zasady i nie każdy mógł ot, tak absorbować Gaarę-sama swoją osobą, kiedy tylko miał na to ochotę.
Było już późno. Siedziba Kazekage dawno opustoszała. Sabaku no Gaara o tej porze zawsze był w biurze, przeglądał raporty, których ostatnio było bardzo dużo. Aż dziwne, że komukolwiek chciało się tyle pisać.
Matsuri lubiła chodzić po budynku po zmierzchu, gdy nikogo nie było na korytarzach. Obcasy stukały o posadzkę, a ona czuła jakby do miejsce należało do niej. Nie miała jednak czasu, by się tym napawać, bo miała określoną misję do wypełnienia. Skierowała się do najmniej uczęszczanego skrzydła budynku. Tam znajdowały się pomieszczenia, które pozostawały jedynie do dyspozycji Kazekage i najważniejszych doradców. Starszyzna rezydowała w przeciwległej części budynku. Nawet układ przestrzenny budynku uwydatniał antagonizm, który istniał między dwoma organami władzy w wiosce. Tak było chyba od zawsze, ale w ostatnim czasie stało się to bardziej widoczne.
Matsuri dotarła już prawie pod drzwi gabinetu, kiedy usłyszała kroki na schodach. Z drugiej części korytarza nadszedł Kankuro-sensei. Była zaskoczona widząc go tutaj. Zazwyczaj miał tak wiele pracy w wiosce, że nawet nie pojawiał się w siedzibie administracyjnej.
- Matsuri – odezwał się, nie mniej zaskoczony. – Co tu robisz o tej porze?
- Mam ważną informację dla Kazekage – odparła z powagą.
Kankurou miał taki wyraz twarzy, jakby sobie o czymś przypomniał.
- Ach, no tak. Nie kłopocz się, załatwię to.
Matsuri poczuła się, jakby ktoś ją walnął głowę czymś ciężkim.
Jak to? Ona ma zadanie, a ten tak po prostu wyskoczy i ją odeśle? Gaara-sama powinien otrzymać tę wiadomość od niej.
- Ale ja otrzymałam polecenie przekazać informację – powiedziała z uporem.
- Dzięki za fatygę. Wracaj do domu, odpoczynek ci się przyda, wy tu chyba pracujecie od świtu?
Matsuri zacisnęła pięści. Jak ona nie znosiła protekcjonalnego tonu, którym jounin się do niej zwracał. Jakby mówił do dziecka. Na pewno dokładnie tak samo zwraca się do geninów, których szkoli.
Co za nieprawdopodobny pech. Bie przyszła tu przecież, by oglądać jego wymalowaną facjatę. Że też musiał akurat dzisiaj się tutaj pojawić.
Oczywiście, nie uznał za stosowne poświęcić jej ani sekundy więcej. Odwrócił się, zapukał i wszedł do gabinetu. Matsuri stała przy drzwiach, a wszystko się w niej kotłowało.
Dlaczego na każdym kroku wszyscy dają jej do zrozumienia, że jest szeregową chuuninką, jakich wiele się tu kręci? Przybiegła tu jak na skrzydłach, a zamiast Kazekage zobaczyła tylko jego brata. Przyszedł tu specjalnie, by dostarczyć informację? A więc to jednak było tak ważne, że nawet Kankuro-sensei się zainteresował.
Nie mogła teraz stąd tak po prostu odejść. Pomyślała, że skoro już nie może zobaczyć Gaary-sama to chociaż usłyszy jego głos. Na palcach weszła do sąsiedniego pomieszczenia, którym była biblioteczka. Miała ogromne szczęście, bo drzwi w ścianie oddzielającej ją od gabinetu Kazekage były uchylone. Mogła nawet zajrzeć do środka.
- Niezwykle im się spieszy, skoro nie zaczekali nawet do rana z wysłaniem delegacji – usłyszała głos młodszego z braci. Stał twarzą do okna, plecami do Kankuro, którego profil Matsuri dokładnie widziała przez szparę w drzwiach.
- To prawda, a wydawało się, że będą chcieli ugrać jak najwięcej czasu. Coś się musiało wydarzyć.
- Ale twoja wiedza tak daleko nie sięga – stwierdził Kazekage.
- Nadal żaden z naszych informatorów nie przeniknął do wioski. Są zbyt ostrożni.
- Rozumiem jednak, że zdobycie tej wiedzy to tylko kwestia czasu.
- Sądzisz, że to może zaważyć na rokowaniach?
Gaara-sama nie odpowiedział od razu.
- To zależy, czy chcą przyspieszyć negocjacje dlatego, że mają teraz więcej do stracenia, czy mają asa w rękawie.
- Sądzisz, że mogą nam w jakiś sposób zagrozić?
- Nie należy lekceważyć przeciwnika, który w każdej chwili może uciec się do podstępu. Jeszcze nic nie jest przesądzone, więc nie lekceważmy żadnego ich ruchu. Kogo wysłali? Narę?
- Tak, ale jest z nim Hyuuga.
Matsuri wzdrygnęła się. Źle jej się kojarzyło to nazwisko. Hanabi Hyuuga w przeszłości stanowczo zbyt długo kręciła się po wiosce.
- Hyuuga Neji? – zapytał Kazekage.
- Nie – Kankuro zawiesił głos, jakby się wahał nad odpowiedzią. – Jego kuzynka.
Gaara-sama odwrócił się i spojrzał na niego. Matsuri niestety nie widziała jego twarzy.
- Jesteś pewny?
Kankuro skinął głową.
- To coś zmienia?
Matsuri niemal skręciła sobie kark, wykręcając głowę tak, by zwiększyć pole widzenia. Chciała się zorientować, czy ta nowa informacja wywarła na przywódcy jakieś wrażenie. Czy to jakaś różnica – czy przybędzie tu Neji Hyuuga czy jego kuzynka?
Matsuri nie orientowała się zbyt dobrze w kwestii klanów Konohy, nawet tych najsilniejszych, nie wiedziała więc, ile Neji Hyuuga może mieć kuzynek. Czy to możliwe, żeby Hyuuga przysłali jedyną spadkobierczynię głównej gałęzi rodu, po tym, gdy jej siostra umarła na terenie wioski Piasku? Po co mieliby to robić?
- Będziemy musieli zapewnić posłom rozrywkę, żeby nie wałęsali się bez celu – powiedział Gaara-sama. – Czy kunoichi za drzwiami to usłyszała? – dodał głośniej.
Eh, że też za każdym razem musiała zostać przyłapana na podsłuchiwaniu zanim dowiedziała się czegoś ciekawego.
Niechętnie otworzyła drzwi.
- Tak, Gaara-sensei – wymamrotała.
Gaara nie zaszczycił jej spojrzeniem, ale Kankuro popatrzył z naganą.
- Matsuri, czy nie kazałem ci iść do domu?
- Matsuri pomoże ci zająć czymś gości. Oprowadzicie ich po wiosce, niech czują się jak u siebie – odparł Kazekage.
Kankuro odwrócił wzrok od upokorzonej Matsuri i spojrzał na brata.
- Ja mam się tym zajmować?
- Tak. Jesteś odpowiednią osobą. Matsuri ci w tym pomoże, jakoś powinna spożytkować nadmiar energii.
Super, pomyślała dziewczyna. Skończę jako dama do towarzystwa dla Hyuugi. Niżej upaść już nie było można.
Po minie Kankuro można było wywnioskować, że uważa podobnie.

sobota, 20 grudnia 2014

Prolog. Część II


To nie był dobry dzień dla Wioski Liścia.

Hinata nie lubiła Sasuke, przede wszystkim za jego egocentryzm i traktowanie wszystkich z wyższością. Nie cieszyła się z jego śmierci, ale też nie odczuła jej osobiście, mimo że był towarzyszem na polu walki, zdarzyło jej się nawet walczyć pod jego dowództwem. Dobrze go znała, ale wiadomość o tym, że nie żyje, przyjęła obojętnie. Kiedyś czułaby żal nawet z powodu śmierci kogoś obcego. Ale nie teraz.

Zdawała sobie jednak sprawę, że strata Sasuke stawia Konohe w trudnej sytuacji. Nie uważała Uchihy za wyjątkowo uzdolnionego dowódcę lub żołnierza, jak niektórzy zwykli go przedstawiać. Nie był tak dobrym strategiem jak Shikamaru, nie miał charyzmy Naruto. Nie można było nawet powiedzieć, że jest szczególnie szanowany przez podwładnych. Czasami niektórzy oceniając Sasuke porównywali go z Nejim, nazywając ich obu „urodzonymi przywódcami”. Ale każdy, kto choć trochę znał Uchihe wiedział, że to nieporozumienie. 
Neji rzeczywiście miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że podwładni słuchali jego poleceń bez żadnych wątpliwości, ufając mu całkowicie. Tymczasem decyzje Sasuke bywały podważane, choć oczywiście tylko za jego plecami. Nikt nie chciał mu się narażać, stąd on także mógł liczyć na bezwzględny posłuch. O ile Nejiego shinobi z Konohy darzyli szacunkiem, o tyle wobec Sasuke odnosili się raczej z czymś w rodzaju podziwu pomieszanego ze strachem. Ale cenili go jako żołnierza i przywódcę. Może nie miałby takiej wysokiej pozycji w wiosce, gdyby Naruto go nie faworyzował. Uchiha był najważniejszym po Hokage dowódcą wojskowym i wszyscy łatwo to akceptowali.

Dlatego, choć Hinata uważała, że śmierć Sasuke nie jest wcale jakąś niepowetowaną stratą, rozumiała powody, dla których starszyzna chce to utrzymać w tajemnicy. Obawiano się nie tyle paniki, co obniżenia morale shinobich, którzy byli wystarczająco przybici koniecznością kapitulacji przed Suną.

Nie rozumiała natomiast, dlaczego Naruto jest tak zdeterminowany, by utrzymać bieg wypadków w tajemnicy, że odmówił wyjaśnienia sytuacji swoim najbliższym współpracownikom, którzy byli przecież równocześnie jego przyjaciółmi. Czy naprawdę sądził, że plotki się nie rozniosą, jeśli nie potwierdzi wobec nich informacji o śmierci Sasuke?

Ta sytuacja była trochę absurdalna. Wiedzieli, że Uchiha nie żyje, ale oficjalnie nawet przed nimi utrzymywano, że po prostu został odesłany z wioski z bliżej nieokreśloną misją. To wytłumaczenie wyglądało jak kara za niesubordynację, więc niepoinformowani będą teraz drążyć ten temat i może nawet uwierzą w oficjalną wersję. Ale nikt z najbliższego otoczenia Naruto by w to nie uwierzył, mimo to oni także zostali spławieni.

Hinata nie pierwszy raz poczuła się zirytowana wprowadzaniem takich podziałów. Była pewna, że Nejiemu i Shikamaru nikt nie będzie wmawiać, że Sasuke został chwilowo odsunięty od obowiązków w wiosce, więc wyglądało to tak jakby ona, Shino, Chouji i Tenten zostali uznani za obywateli drugiej kategorii.

Może i wyglądało to jak gdyby się obrażała, ale nie miała ochoty przebywać w towarzystwie Uzumakiego, tymczasem okazało się, że Naruto nagle musi z nią rozmawiać. Była trochę zirytowana, ale także i zaciekawiona, gdy wezwano ją w południe do siedziby Hokage.

Obie z Tenten czuły się odsunięte od bieżących wydarzeń wioski, gdy powiedziano im, że mają zrobić sobie dzień wolny, dlatego po prostu spotkały się w domu Tenten. Wyglądało na to, że ten dzień będzie dla nich zmarnowany – w wiosce panowała atmosfera poruszenia i jakoś nikt nie myślał o normalnych zajęciach, choć oficjalnie przecież „nic się nie wydarzyło”. One też postanowiły zrezygnować z treningów, na rzecz przedyskutowania całej tej sytuacji przy sake. Skończyło się na tym, że po prostu zaczęły złorzeczyć na dyskryminację kobiet, które się odsuwa od najważniejszych wydarzeń w wiosce.

Hinacie nawet zaczęła odpowiadać ta sytuacja, bo nagle poczuła, że potrafi jednak porozumieć się z Tenten, z którą ostatnio nie mogła się dogadać. Wydawało się, że są w tej samej sytuacji, ale to wrażenie prysło, gdy pojawił się posłaniec z informacją, że Hokage wzywa Hinate do siebie.

Hinata widziała niezadowoloną minę Tenten, ale miała nadzieję że chwilowe porozumienie da się przekształcić w coś trwałego. Dlatego zostawiła u niej Akamaru, żeby mieć po co wrócić.

Naruto zwykle nie miał powodu omawiać z nią spraw urzędowych, więc nie bywała w jego biurze. Czułaby się tam nieswojo, więc na wszelki wypadek poszła sprawdzić, czy nie zastanie Uzumakiego w ogrodzie. Nie myliła się. Towarzyszył mu Neji, co trochę zaskoczyło Hinatę, bo skoro był zaangażowany w sprawę, mógł jej równie dobrze sam przekazać to, co Hokage ma jej do powiedzenia. Zwykle Naruto tak właśnie to załatwiał. Kontakt osobisty ograniczony do minimum, co było korzystne także dla niej. Wolała nie widywać się z Naruto, żeby nie przywoływać rzeczy, które zostały między nimi powiedziane – i tych, które przemilczeli. Od czasu, gdy wyznała Naruto uczucia, a było to jeszcze zanim został Hokage, nie traktował jej tak samo. Miała wrażenie, że w jej obecności czuje się skrępowany. Zupełnie jakby miał wyrzuty sumienia, że nic do niej nie czuje.

Jego niedawną propozycję też traktowała jako przejaw wyrzutów sumienia. Może myślał, że Hinata nie zgodziłaby się na ślub z Nejim, gdyby nie czuła się przez niego odtrącona.

Ale te dwie sprawy nie miały ze sobą wiele wspólnego.

Teraz Naruto powiedział jej, że chce, by wyruszyła razem z Shikamaru do Suny.

Nie podobał jej się ten pomysł. Bardzo jej się nie podobał. Chętnie wyrwałaby się na jakiś czas z wioski, ale nie kosztem oglądania twarzy tego gada w ludzkiej skórze, Sabaku no Gaary. Naruto wydawał się jednak bardzo entuzjastycznie nastawiony do pomysłu jej uczestnictwa w negocjacjach.

- Co konkretnie miałabym tam robić? – zapytała, gdy już ochłonęła ze zdziwienia. Wydawało jej się, że pytanie „dlaczego akurat ja?” zabrzmiałoby zbyt naiwnie, choć byłoby jak najbardziej uzasadnione.

Naruto wydawał się trochę speszony.

- I tak Shikamaru się wszystkim zajmie. Ale jednak nie powinniśmy wysyłać tylko jednej osoby. Będziesz obserwować i oceniać sytuację, może uda ci się coś podpowiedzieć Shikamaru - stwierdził w końcu dość niepewnym tonem. Musiał sobie zdawać sprawę, jak absurdalnie brzmi sugestia, że miałaby doradzać Narze.

Wyglądało na to, że Naruto zwyczajnie chce się jej pozbyć z wioski. Ale dlaczego?

- Przeceniasz mnie – odpowiedziała. – Nie sądzę, bym mogła przydać się do czegokolwiek. Wybierz kogoś innego.

Naruto chciał coś odpowiedzieć, ale Neji go uprzedził.

- Powinnaś to przemyśleć – powiedział.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie sądziła, że Naruto ma jego poparcie. Ale też nie zamierzała się tak po prostu zgodzić, bez uzyskania jakichś wyjaśnień.

- Dobra, to się zastanów. Ale wyruszacie dziś popołudniu, więc muszę mieć twoją odpowiedź w ciągu godziny – powiedział Uzumaki i zwyczajnie się ulotnił.

Powiedział „wyruszacie dziś popołudniu”, więc wyglądało na to, że i tak wszystko jest już ustalone. Po co więc dawać jej fałszywe złudzenie, że ma możliwość wyboru? Trzeba było wydać polecenie służbowe, a nie udawać, że ma do czynienia z propozycją.

Spojrzała na Nejiego.

- Rozumiem, że muszę się zgodzić.

Neji zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie musisz. Ale moim zdaniem, to dobry pomysł.

- Dlaczego?

Neji wzruszył ramionami.

- To okazja do bycia w centrum wydarzeń. Tutaj i tak nic się teraz nie będzie dziać. Spójrz na to z tej strony – odparł Neji wymijająco.

- Starszyzna klanu będzie niezadowolona – zauważyła.

- Zajmę się nimi.

Hinata popatrzyła na kuzyna podejrzliwie. Czyżby traktował tę sytuację jako okazję do udowodnienia, że może swobodnie dokonywać decyzji w imieniu całego klanu? To chyba zbyt infantylne jak na niego, nawet jeśli kusi go, żeby zrobić starszyźnie na złość.

- Po co mam tam jechać?

Neji nie był zdziwiony tym pytaniem.

- Wydaje mi się, że rada starszych liczy na to, że ugra coś na wyprowadzaniu Kazekage z równowagi.

Hinata przygryzła wargi.

- To znaczy, mam zgrywać nieokrzesaną dziewczynkę? Może po prostu spróbować mu poderżnąć gardło? – zapytała sarkastycznie.

- Nie wyładowuj się na mnie, to nie mój pomysł. Sądzę, że Kurenai to wymyśliła. Może uważa, że ktoś powinien im popsuć przyjazną atmosferę, bo negocjacje musiałyby skończyć się zbyt szybko.

Hinata prychnęła.

- Jeśli tego się obawiają, to chyba po prostu nie powinni posyłać tam Shikamaru.

- Trudno byłoby go zastąpić – odpowiedział Neji. – Nie musisz się z nim dogadywać. Nie musisz nawet brać czynnego udziału w negocjacjach. Jesteś w komfortowej sytuacji.

- Nie wydaje mi się. Wolałabym nie musieć chodzić po ich ziemi.

Neji spojrzał na nią znacząco.

- Jesteś pewna, że w całej Suna Gakure nie ma miejsca, które chciałabyś odwiedzić? Wiem, że nie przepadasz za tą wioską, ale może to być jedyne miejsce na Ziemi, gdzie znajdziesz odpowiedzi na dręczące cię pytania. Teraz masz niepowtarzalną okazję, więc spróbuj ją wykorzystać.

Mógł mieć rację. Ale, z drugiej strony, obawiała się wyjazdu do Suny i kontaktu z tamtymi ludźmi.

- Ty na moim miejscu chciałbyś poznać odpowiedzi? – zapytała w końcu.

- Nie wiem. Trudno mi się postawić w twojej sytuacji, Hanabi nie była moją siostrą. Ale wiem, że ty tych odpowiedzi potrzebujesz. Więc zaciśnij zęby i zrób, co konieczne, nawet jeśli oznacza to , że będziesz zmuszona do rozmawiania z Kazekage.


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Prolog. Część I




Słońce jeszcze nie wzeszło, ale wkrótce miał rozpocząć się nowy dzień. Większość mieszkańców wioski wciąż spała. Jedynie wartownicy w pobliżu bram wjazdowych oraz handlarze, zaczynający już rozkładać swoje stragany, stanowili dowód na to, że Konoha nie jest opuszczona.

Ale choć wydawało się, że osada pogrążona jest we śnie, w siedzibie administracji wrzało. Nieprawdopodobne plotki krążyły wśród osób z najbliższego otoczenia Hokage. Plotki wystarczająco niepokojące, by wyrwać najbardziej leniwych z łóżek.

Shikamaru nie udał się do siedziby Hokage, by wraz z innymi omawiać możliwe wersje wydarzeń. Inna sprawa okazała się pilniejsza, choć jounin klął pod nosem, że musi prowadzić poważne narady o tak nieludzkiej porze. Są pewne granice przyzwoitości. Shikamaru zamierzał uświadomić to Uzumakiemu w bardzo ostrych słowach.

Gdy Yuhi Kurenai przywitała go na progu swojego domu, odpowiedział zaledwie burknięciem i wszedł do środka. Ale, choć spodziewał się zobaczyć Naruto, nie zastał go.

- Widzę, że nie wszyscy gnają tu na złamanie karku – stwierdził, zrzucając płaszcz. – Szanowny Hokage musi najpierw wypić herbatę?

- Siódmy się nie pojawi. Ma teraz inne obowiązki – odpowiedziała Kurenai.

Shikamaru przyjrzał jej się uważnie.

- Jak zapanowanie nad bandą rozhisteryzowanych idiotów?

Od dawna nie miał dobrego zdania na temat zdolności dawnych przyjaciół do zdroworozsądkowego myślenia. Jego zdaniem ze śmierci Sasuke nie mogło wyniknąć nic gorszego, niż z pozostawienia go przy życiu. Inni bali się nowej sytuacji, bo jednak młody Uchiha dotychczas sprawował ważne funkcje i wydawało się, że jego utrata osłabi siłę militarną Konohy.

Shikamaru już dawno przestał w tę siłę wierzyć. Wioska Liścia nie mogła dać rady armii wioski Piasku połączonej z dobrze wyszkolonymi oddziałami najemników ze wszystkich wiosek.

Uważał, że potrafi ocenić to na chłodno, choć większość towarzyszy walki uważała go co najmniej za sympatyka Suny, jeśli nie za zdrajcę.

Kurenai przygryzła wargi.

- Nie czas na sarkastyczne uwagi, Shikamaru. Sytuacja jest poważna.

- Mam nadzieję, w przeciwnym wypadku na darmo zwlókłbym się z łóżka – odparł jounin.

Kobieta wskazała mu krzesło. Lekceważenie prowokujących uwag wychowanka Asumy stało się dla niej rutyną.

- Usiądź.

Shikamaru zlustrował ją wzrokiem.

- Zanosi się na dłuższą rozmowę? I Naruto nie jest nam do tego potrzebny?

- Nie wezwałam cię tutaj dlatego, że potrzebuję twojej rady. Wezwałam cię, ponieważ nasze plany uległy pewnej zmianie. Negocjacje muszą rozpocząć się wcześniej, wyruszysz do Suny jeszcze dzisiaj lub najpóźniej jutro rano.

Dla Nary było to tylko potwierdzeniem przypuszczeń.

- A więc to prawda. Sasuke nie żyje.

Kurenai usiadła przy stole.

- To poufna informacja. Chyba nie muszę ci tego uświadamiać.

- Podobnie jak ja nie muszę uświadamiać Tobie, że do wieczora cała wioska będzie o tym huczeć, Kurenai-san.

Kobieta nie odpowiedziała.

Ostatnio Shikamaru zwykł ją atakować za każdym razem, gdy z nią rozmawiał. W zbyt wielu rzeczach się nie zgadzali, by móc rozmawiać normalnie. Ale nie czuł do niej wrogości. I czuł się niekomfortowo widząc, że ta silna kunoichi sprawia wrażenie, jakby nie wiedziała, co zrobić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- To prawda, że Sakura to zrobiła? – spytał, czując się głupio, że powtarza tak absurdalne plotki.

Kurenai nie spojrzała na niego.

- Oficjalnie, Sasuke został wysłany na prowincję. Tak, nie żyje, ale nie powtarzaj nikomu, że ci o tym powiedziałam. To sprawa najwyższej wagi.

Shikamaru, który czuł się nieswojo patrząc na nią z góry, zdecydował się wreszcie usiąść.

- Uważacie, że Gaara mógłby to wykorzystać?

Kurenai mimowolnie drgnęła. Nie dlatego, że obruszyła się na brak szacunku dla urzędu, ale dlatego, że dla większości shinobi Konohy Kazekage był kimś niebezpiecznym, kimś, o kim nie wspominało się tak po prostu, jak o znajomym. Shikamaru nie przejmował się konwenansami i nazywał go z imienia, zupełnie jakby mówił o dobrym znajomym albo o szwagrze. Chociaż kunoichi była pewna lojalności Nary uważała, że sam prowokuje nieprzychylne komentarze pod swoim adresem.

- Oczywiście. Im jesteśmy słabsi, tym będzie się czuł pewniej stawiając warunki. I tym bardziej będzie nas ponaglać - stwierdziła.

Shikamaru nie mógł powstrzymać lekceważącego prychnięcia.

- Naprawdę byłoby o wiele prościej gdybyście po prostu przyznali, że nie ma dla nas innego wyjścia jak bezwzględna kapitulacja.

- Dyskusja na ten temat jest już zamknięta. Przestań forsować swoje zdanie, nie ty podejmujesz decyzje. Twoim zadaniem jest wykonywać polecenia.

Shikamaru uśmiechnął się ironicznie.

- Wezwałaś mnie o tej porze, by mi o tym przypomnieć? – zapytał niechętnie.

Kurenai ostatnio traktowała go protekcjonalnie, czego nie znosił. Od lat był doradcą Hokage, było tak jeszcze za czasów Tsunade. Ale gdy chodziło o najbardziej istotne decyzje jego zdanie lekceważono, a zamiast rzeczowych argumentów słyszał tylko, że jest szeregowym shinobi, a nie organem podejmującym decyzje. Tsunade popełniła błąd lekceważąc jego zdanie, a teraz Naruto popełniał kolejny, sugerując się opiniami ludzi, którzy ponad zdrowy rozsądek cenili dumę. Władza i pewność siebie przyćmiewają zdrowy rozsądek.

- Dyskusja nad naszą strategią negocjacyjną się skończyła, teraz nastąpił moment wprowadzenia planu w życie. Nie możemy dłużej opóźniać rozmów pokojowych, skoro istnieje zagrożenie, że wycieknie sprawa z Sasuke. Zdajesz sobie sprawę, że teraz to na tobie będzie spoczywać odpowiedzialność. I podkreślam – jest to odpowiedzialność za wykonanie obowiązków powierzonych ci przez Hokage. Nie masz pozwolenia na samodzielne rozwiązywanie problemów wioski.

Shikamaru odczuł lekkie niedowierzanie, ale było w tym też trochę satysfakcji. Wyglądało na to, że boją się samowolki z jego strony.

- Podejrzewasz mnie o skłonności do niesubordynacji?

Kurenai zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.

- Nie podejrzewam cię, od dawna udowadniasz, że masz takie skłonności. Ale jeśli nie będziesz stosować się do instrukcji, uznamy to za próbę sabotażu. Wioska nie potrzebuje kolejnego zdrajcy.

Kpiący uśmieszek spełzł Shikamaru z twarzy. Już nie czuł się rozbawiony. Doskonale wiedział, co mówi się o nim za plecami, i tylko pozornie o to nie dbał. Epitet zdrajca bolał mimo wszystko, nawet jeśli wypowiadany był przez osoby, które nie miały zbyt dużego pojęcia o tym, co się dzieje w wiosce.

Kurenai oczywiście była zaangażowana we wszystkie istotne sprawy. Ale tak, jak starszyzna tkwiła w przekonaniu, że najważniejsze jest, by nie przyznać się do porażki. Mogli chociaż przyznać się do błędu, ale chyba uważali, że byłaby to plama na honorze dla wszystkich shinobi Liścia.

- Znam swoje powinności. Muszę stosować się do postanowień władzy, nawet jeśli oznacza to pociągnięcie wioski na dno – powiedział, patrząc na rozmówczynię niechętnie.

- Twoja postawa wynika z przekonania, że nie posiadamy żadnych atutów – odparła Kurenai. – Ale nie masz racji, nie jesteśmy na przegranej pozycji. I nie będziemy się przed nikim korzyć.

Shikamaru potrząsnął lekko głową.

- Mylisz się – powiedział, patrząc jej w oczy. – Moja postawa nie wynika z przekonania, że nie mamy atutów. Wynika z tego, że nie mamy racji. Czasami wypada przyznać się do błędów. To by wystarczyło.

- Nie będziemy klękać przed Piaskiem.

Shikamaru parsknął.

- Oczywiście, nie musimy tego robić. Zamiast tego możemy intrygować. Dość tej miałkiej dyskusji, skoro mam wyruszyć do Suny, wolałbym poznać jeszcze jakieś konkrety. Itachi nadal bawi w wiosce, czy już wyruszył na przeszpiegi?

- Itachi opuści Konohe w ciągu godziny. To nie jest sprawa, którą chciałam z tobą omawiać. Dla ciebie istotna jest informacja, że zabierasz ze sobą partnera do negocjacji.

Shikamaru zmarszczył brwi.

- Żeby przeszkadzał? Nie takie były ustalenia.

- Chcemy ułatwić ci zadanie. Hinata pojedzie z tobą.

Shikamaru spoważniał.

- Chyba żartujesz.

Kurenai potrząsnęła głową.

- Nie. Wspólnie z Naruto podjęliśmy decyzję, że jej obecność podczas negocjacji może być użyteczna.

- Jeśli chcecie wzbudzić w Gaarze litość – odparł Shikamaru lekceważąco. – Daj spokój, Kurenai-san, chcesz wzbudzić w nim wyrzuty sumienia? To nie poskutkuje. A ja wolałbym skupić się na zadaniu, zamiast niańczyć Hinate. Zresztą, ona ma teraz inne sprawy na głowie, na przykład własny ślub.

- Sprawy wioski mają wyższy priorytet.

- Dla nas tak, ale czy dla klanu Hyuuga? Wątpię. Neji się nie zgodzi na to, żeby wysłać ją teraz do Suny.

- Nie powinno to absorbować twojej uwagi, Naruto się tym zajmie.

- Dlaczego ma mnie ominąć dobra zabawa? Pozwól, że ja pójdę do Hyuugi i poproszę, by pożyczył mi swoją narzeczoną.

Shikamaru udawał, że ta sytuacja go bawi, ale w rzeczywistości nie było mu do śmiechu. Hinata, to był z jego punktu widzenia najgorszy możliwy wybór. Będzie mu tylko działać na nerwy swoją zbolałą miną. I, oczywiście, można było spodziewać się konfliktu z Gaarą, ale wyglądało na to, że Kurenai właśnie na to liczy. Hinata będzie manifestować swoje pretensje i ból, a on sam w tym samym czasie ma zgrywać skłonnego do ugody.

- To, że chcecie bawić się z Gaarą w kotka i myszkę, to jedno. Ale wykorzystać do tego Hinate? To do ciebie niepodobne.

- Nikogo nie zamierzam wykorzystać.

- A powiedziałaś jej, co jest grane?

- Pochopnie mnie oceniasz.

- W takim razie powiedz, że nie wysyłasz jej tam tylko dlatego, że Suna wytłukła jej rodzinę.

Kurenai zawahała się.

- Wysyłam ją tam także dla jej dobra. Ale nie musisz w to wierzyć.

- A ja sądziłem, że po prostu chcesz utrudnić mi życie – skomentował Shikamaru, wzruszając ramionami.