Gaahina

Gaahina

niedziela, 14 czerwca 2015

Epilog




Czcigodny Sato od kilku dni przebywał w areszcie domowym.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że ze swoim doświadczeniem pozwolił tak się podejść młodzikowi.
Mimo wszystko miał dla niego pewien podziw.
Kazekage nie spieszył się ze złożeniem mu wizyty. Ale w końcu przyszedł z nim porozmawiać.
Sato sądził, że Gaara będzie chciał go poniżyć, ale on przedstawił mu konkretną propozycję.
- Mogę upublicznić dowody waszej nielojalności i plany sprzedania wioski możnowładcom. Ale nie muszę tego robić.
- Dlaczego miałbyś tego nie robić? – zapytał Sato.
Wiedział, że przegrał i w obecnej sytuacji czekało go w najlepszym wypadku ścięcie. W najgorszym – ukamienowanie na środku placu. Zdążył już to zaakceptować.
Światem rządzi prawo silniejszego, a to, kto miał rację, rozstrzyga historia.
- Ponieważ zależy mi na odsunięciu was od władzy, nie na zemście – odpowiedział Gaara.
To było nieoczekiwane oświadczenie.
- Członkowie rady zgodzili się na emeryturę w odosobnieniu. Ale tobie nie mogę pozwolić przeżyć. Natomiast nie zależy mi na tym, byś przeszedł do historii jako zdrajca. Możesz popełnić honorowe samobójstwo i oszczędzić rozczarowania jouninom, którzy tobie ufali. Jaka jest twoja odpowiedź?
Sato skinął głową.
- Znasz moją odpowiedź. Nie mam wyjścia.
Gaarze to wystarczyło. Wstał, żeby wyjść.
Jednak Sato miał mu jeszcze coś do powiedzenia.
- Lordzie Kazekage. Porywacie się na realizację bardzo ambitnego planu. Życzę szczęścia. Będzie wam potrzebne.

***

Ledwie Naruto opuścił Sunagakure, pojawiła się delegacja klanu Hyuuga. Zapowiedzieli się wcześniej, żeby udzielić oficjalnego błogosławieństwa.
Ale Hinata nie spodziewała się, że przybędzie z nimi Neji.
Była zdenerwowana, gdy poprosił ją o prywatną rozmowę.
Od dłuższego czasu miała z nim jedynie kontakt listowny. Osobiście widziała się z nim wiele miesięcy temu, na jego ślubie z Tenten.
Od tego czasu zachowywała się w sposób, który on potępiał. Wyraziła otwarty sprzeciw wobec klanu.
Nic nie mogło zmienić jej decyzji, nawet Neji. Mimo wszystko wolałaby nie usłyszeć, że go rozczarowała.
- Chcę ci pogratulować – powiedział.
Nie potrafiła opanować zaskoczenia.
Może to wstęp do jakiegoś złośliwego monologu.
- Z okazji ślubu? – zapytała.
- To też. Ale nie tylko. Nauczyłaś się czegoś, czego zawsze dla ciebie chciałem, ale nigdy nie potrafiłem cię nauczyć.
Nie miała pojęcia, o co mu chodzi.
- Podejmowania decyzji – uściślił. – Nie wiem, czy to, co teraz robisz, jest słuszne, ale wierzę, że decydujesz świadomie, jak chcesz pokierować swoim życiem. Starszyzna klanu może tego nie pochwalać, ale twoi rodzice i twoja siostra byliby z ciebie dumni. Nie zapominaj, że w razie problemów zawsze możesz liczyć na moje wsparcie.

***

Najemnicy wybrani do misji uwolnienia cesarskiego syna mieli świadomość brzemienia, które na nich spoczywa.
Od powodzenia tej misji zależało bardzo wiele. Być może najbliższe wydarzenia trwale zmienią kształt znanego świata.
Kankuro wybrał najlepszych ludzi, lojalnych wobec wioski, gotowych zginąć dla powodzenia misji. Takich, którzy się nie cofną nawet wiedząc, że nadchodzi zmierzch starego świata, a to, co przyniesie przyszłość, rysuje się w bardzo mglistych barwach.
Elita zdeterminowanych wojowników, takich, których wysyła się na straceńcze misje, ze świadomością, że poniosą zwycięstwo lub śmierć.
W takich sytuacjach dowódcy zawsze wygłaszali przewidywalne przemowy, w których nie było słów otuchy, ale podsycały wolę walki.
- Wiecie, jak wiele zależy od tej misji – powiedział Gaara. – Nie usłyszycie ode mnie, że jesteście nadzieją wioski i z dumą powinniście iść gotowi na śmierć. – Najemnicy wymienili między sobą niepewne spojrzenia. Byli nieco zaskoczeni. – Każdy z was musi odłożyć teraz na bok osobiste cele, ale nie zapominajcie, że macie do kogo wrócić. Nie wypełniajcie tego zadania ku chwale wioski, ani dla dobra zjednoczonych sił shinobi. Nie walczcie z myślą o tym, by ponieść śmierć ku chwale ojczyzny. Walczycie o lepszą przyszłość dla tych, na których wam zależy. Dlatego nie możecie ponieść porażki. Wypełnijcie tę misję najlepiej jak potraficie i wróćcie żywi do waszych rodzin.
Zmierzch starego porządku oznacza początek nowego. Lepszej przyszłości zbudowanej nie po to, by chronić system, ale dla ludzi.


Dziękuję wszystkim za dotrwanie do końca :) To opowiadanie wymyśliłam dawno temu,  jego ostateczny kształt nie jest taki jaki zakładałam pierwotnie. Ucięłam kilka wątków.
Nie jestem do końca zadowolona z ostatecznego kształtu, ale to pierwsze moje opowiadanie w universum Naruto, proszę o wyrozumiałość.
Opowiadanie jest zakończone, być może kiedyś pojawi się uzupełnienie o retrospekcje - one shoty lub kilkupartówki ShikaTema i ItaSaku. Ale to stoi pod dużym znakiem zapytania, bowiem teraz koncentruję się na innych opowiadaniach.
Pozdrawiam :)

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 10.



 Ostrzegam, rozdział zawiera treści dla dorosłych


Wdarcie się w środku nocy do domu Kazekage było poważnym złamaniem zasad i czasami mogło się źle skończyć. Niosło ze sobą podejrzenie, że ma się złe zamiary. Hinata o to nie dbała. Wiedziała, że chociaż jest późno, Gaara nie śpi. Początkowo myślała, że będzie w biurze, ale na ulicy użyła byakugana i zauważyła, że jest w swoim domu tuż przy siedzibie administracyjnej. Widocznie nawet on czasami przypomina sobie, że ma gdzie mieszkać.
Długo myślała nad tym, czy w ogóle z nim porozmawiać, ale wiedziała, że musi to zrobić. Nie chciała żyć tak, jak mówił Naruto. Nie chciała być dla nikogo środkiem do osiągnięcia celu, nawet dla Gaary.
Zastała go w sypialni, przy oknie. Gwałtownie otworzyła drzwi, ale on nie zareagował adekwatnie do sytuacji. Ledwie na nią spojrzał, zupełnie jakby nie zdziwiła go ta niespodziewana wizyta.
- Znalazłaś się – powiedział, jakby w ogóle nie dbał o to, że zniknęła na kilka godzin.
Sądziła, że jednak powinien się niepokoić, zwykle kontrolował gdzie ona jest. Nie oburzała się tym, bo przed ślubem trzeba było zachować środki ostrożności. Nie była jeszcze żoną Kazekage, a niektórym mogło zależeć, żeby tak zostało. Chcieli chronić – lub ukraść - byakugana.
Gaarze też mogło chodzić tylko o doujutsu. Nigdy przedtem nie brała tego pod uwagę.
- Wiem, że byłaś na cmentarzu – dodał. – Długo nad czymś myślałaś. Podjęłaś już decyzję?
A więc wiedział, że Naruto przyjechał po to, by ją sprowadzić do Konohy.
- Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego wszyscy tak bardzo chcą chronić… nazwisko – zakomunikowała. Słowo „byakugan” nie chciało jej przejść przez gardło. Zaczynała nienawidzić tego „daru”.
- Twój klan ma coś, czego inne nie mają, nic dziwnego, że chcą żeby tak pozostało – przyznał Gaara. – Jeśli chcesz odejść z Naruto, nie będę cię zatrzymywał.
Hinata patrzyła na niego z niedowierzaniem. Odpuści, tak po prostu? Wioska Piasku zmieniła strategię?
- Spójrz na mnie – powiedziała, wściekła, że Gaara wciąż wygląda przez okno, jakby na zewnątrz działo się coś ciekawego. Tutaj ważyło się jej życie. Mógł przynajmniej powiedzieć prawdę w oczy. – Teraz już nie będziesz mi wmawiać, że mam jakąś możliwość wyboru i że powinnam decydować sama?
Gaara skierował na nią wzrok, który nie wyrażał nic. Podeszła do niego, chcąc widzieć, czy jakiekolwiek emocje odbiją się na jego twarzy. Nawet jeśli interesowały go techniki klanowe, a nie jej osoba, miała nadzieję, że nie będzie rozmawiać z nią tak, jak rozmawia z podwładnymi i interesantami. Zawsze sądziła, że mówi do niej inaczej, patrzy inaczej, więc coś jednak dla niego znaczy. Chyba sobie tego nie wymyśliła.
- Jeśli zmieniłeś zdanie i chcesz się mnie pozbyć przynajmniej mógłbyś powiedzieć szczerze, że byakugan ściąga więcej kłopotów niż jest to warte – oznajmiła, nawet nie próbując ukryć żalu.
Skoro postanowił przystać na warunki Naruto, widocznie przewidywane konsekwencje odmowy przeważały nad korzyściami. Może sądził, że Hokage dogadał się ze starszyzną klanu i zgodził się na sprowadzenie jej do wioski za wszelką cenę, nawet za cenę konfliktu z Suną. Tak, jakby Naruto też widział w niej tylko nośnik technik klanowych. Była pewna, że tak nie jest. Obawy o atak ze strony Konohy były płonne. Nie zamierzała jednak uświadamiać tego Gaarze.
Przynajmniej doczekała się jakiejś reakcji, obojętny wyraz twarzy ustąpił miejsca złości.
- Nie interesuje mnie byakugan ani hołota z twojego klanu – oświadczył. – Nie obchodzi mnie nawet, co powiedział ci Naruto, bo to sprawa między wami. Jeśli chcesz zostać, nikt nigdy cię stąd nie wyrzuci. Jeśli słowa Uzumakiego cię przekonały…
Hinata nie chciała tego słuchać. Zasłoniła mu usta dłonią.
- Przekonaj mnie do zostania tutaj. Naruto nie ma nic do tego – powiedziała. Serce biło jej jak oszalałe. Gdyby Gaara powiedział cokolwiek, co podważy teorię Naruto, ona uwierzy mu bez zastrzeżeń. Chciała, żeby tak zrobił. O ile nie boi się zemsty Konohy.
Gaara zamilkł, jego oczy wyrażały zaskoczenie. Uświadomiła sobie, że naruszyła prywatną przestrzeń mężczyzny. Nie powinna stać tak blisko, nawet gdyby nie był Kazekage. To niewłaściwe.
Cofnęła rękę i chciała odejść, tak żeby dzieliła ich przepisowa odległość, ale shinobi zatrzymał ją, otaczając rękami w pasie.
- Chcę, żebyś została, ale on musi pójść w odstawkę. Nie będę dzielił się tobą z nikim – powiedział, patrząc jej w oczy.
Hinata zadrżała. Gaara obejmował ją mocno, czuła ciepło jego ciała.
- Jesteśmy tylko ty i ja. Nie ma nikogo innego – powiedziała prawie szeptem. Działo się z nią coś dziwnego. Jedyne, o czym myślała, to żeby nie rozluźniał uścisku.
Przymknęła oczy, gdy pocałował ją w czoło.
- W takim razie więcej nie znikaj mi z oczu – odpowiedział miękko. – Nie karz na siebie czekać – usłyszała tuż przy uchu.
Wtuliła się w Gaarę, wdychając przyjemny zapach jego skóry. Po chwili trochę rozluźnił uścisk. Zdjął ochraniacz Konohy, który miała związany na karku, i zaczął całować jej szyję.
Bezwiednie cofnęła się o kilka kroków. Shinobi podążył za nią, nie przestając jej obejmować i nie odrywając warg od jej szyi. Delikatnie, ale stanowczo, pokierował nią tak, żeby położyła się na łóżku. Jedną ręką oparł się o materac, żeby nie przenieść na nią całego ciężaru ciała.  Drugą dłonią dotykał jej talii, coraz zachłanniej wpijał usta w szyję. Z łatwością odpiął wierzchnią kamizelkę, którą miała na sobie, i zaczął palcami operować przy sznureczkach gorsetu. Tutaj napotkał na nieprzewidziane trudności. Syknął ze zniecierpliwieniem.
- Kto cię uczył wiązać węzły, marynarze? – zapytał, patrząc na nią z bardzo bliska.
Hinata powstrzymała się od śmiechu. Nie mogła go winić za to, że sobie nie poradził. Rzeczywiście, co rano kilka minut zabierało jej zawiązanie gorsetu, musiała kilkakrotnie splatać liczne sznureczki, żeby ubranie ciasno opinało się na jej ciele. Inaczej piersi przeszkadzałyby w treningu i walce, a to byłby poważny problem.
Oczywiście, nie traciła czasu, by mu to wyjaśnić. Nawet gdyby chciała, trudno oczekiwać, by mężczyzna zrozumiał codzienne przeszkody w życiu kunoichi.
W kilka sekund rozwiązała sznureczki, nie odwracając wzroku od twarzy Gaary. Skorzystała z okazji, żeby go pocałować.
Zachęcony, długo smakował jej wargi, przesuwając dłonie po odsłoniętych piersiach i talii. Pocałował ją w kark i zaczął wędrować ustami po szyi, schodząc coraz niżej i niżej. Wydała z siebie cichy jęk, gdy językiem dotknął jej sutka, a potem głośniejszy, gdy zaczął wpijać się w niego ustami.
Spojrzał na nią.
- Ugryzłem cię? – zapytał.
Hinata uśmiechnęła się lekko.
- Nie, to nie o to chodzi.
Chociaż była onieśmielona, bo nigdy nie była blisko z mężczyzną, a do niedawna nawet nie śmiała marzyć o tym, że Gaara ją przytuli, nie chciała, żeby przerywał. Skorzystała z okazji, żeby ściągnąć z niego koszulę. Na szczęście nie miał na sobie oficjalnego stroju Kazekage. Hinata była przekonana, że sznureczki i gorset to niewielkie utrudnienie w porównaniu z tymi wszystkimi warstwami ubrań.
- Zaczekaj – powiedziała. Okazało się, że potrafiła znaleźć w sobie tyle pewności siebie, by się przełamać. Zbliżyła ucho do nagiego torsu Gaary. Wyraźnie słyszała bicie jego serca. Od dawna myślała o tym, że chciałaby je usłyszeć, by poznać jego rytm. Wierzyła, że dusza człowieka kryje się gdzieś w pobliżu serca, nie w głowie, chociaż ta druga teoria miała więcej zwolenników.
Niespodziewanie dla samej siebie, ale bez krztyny wahania, dotknęła dłonią jego klatki piersiowej i zaczęła błądzić ustami po torsie. Całowała go przez kilka minut, powoli, chcąc dotknąć każdego fragmentu odsłoniętego ciała. Dawno temu myślała, że taki człowiek jak Gaara przy dotknięciu okaże się zimny jak lód, jakby chłód emanujący z czyjegoś spojrzenia musiał obejmować całą osobę, i jakby mógł zmrozić każdego, kto za bardzo się zbliży.
Jednak skóra Gaary wydawała jej się teraz gorąca, przyjemna w dotyku, a usta miękkie i ciepłe jak nigdy wcześniej. Nawet patrzył na nią inaczej niż zwykle. Przyszło jej do głowy, że chciałaby, by pragnął jej w tej chwili tak, jak ona jego.
Jakby w odpowiedzi na tę myśl, Gaara zbliżył twarz do jej twarzy i wpił się w jej usta. Z rozkoszą wdychała zapach jego włosów, gdy wtulił twarz w jej szyję i błądził wargami po skórze. Objęła go mocno i zaczęła dłońmi wędrować po plecach. Gaara szybko poradził sobie ze ściągnięciem reszty ubrań, jakie na sobie mieli. Językiem badał jej ciało, niecierpliwie błądząc palcami po jego niższych partiach. Dotykał miejsc, których – tak jej się dotąd wydawało – nie chciałaby odsłaniać przed nikim. Czuła jego podniecenie i zaczynała się trochę denerwować. Nie mogła już tego przerwać, a nawet nie chciała. Rozpalona, drżąca, zobaczyła twarz Gaary kilka centymetrów od swojej. Przyglądał jej się z bardzo bliska. Miała wrażenie, że się waha, jakby bał się, że ją skrzywdzi. Pomyślała, że to słodkie, i przestała się stresować. Wiedziała, że dla niej będzie delikatny.
- Zrób to – szepnęła.
W przeszłości wielokrotnie myślała o tym momencie, gdy mężczyzna wchodzi w kobietę i napawało ją to ogromnym lękiem. Odkąd skończyła szesnaście lat wiedziała, że będąc bezużyteczna dla klanu jako nie dość dobra kunoichi, nawet będąc dziedziczką najważniejszej linii klanu, nie uniknie losu słabych kobiet. Chociaż bardzo się starała i dawała z siebie wszystko na treningach, nie była dość utalentowana, by rozwinąć doskonale techniki klanowe i zabiegać o uzyskanie wysokiej pozycji w hierarchii. Pozostała jej rola żony wybranego przez starszyznę męża i matki dla jego dzieci. W klanie Hyuuga tylko geniusze mieli przed sobą znośną przyszłość. Przeciętni shinobi, a już szczególnie kobiety, musieli się poświęcać i nieustannie pamiętać o podległości względem klanu. Oznaczało to też bezwzględne posłuszeństwo wobec męża. Seks wydawał jej się najbardziej oczywistym przejawem dominacji, dlatego bała się bliskości z mężczyzną. Niektóre mężatki od małego straszyły tym dziewczynki.
Było zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażała. Czuła ciało Gaary w sobie i nie dostrzegała w tym upokorzenia. Zamiast dominacji i posłuszeństwa, relacji kata i ofiary, była częścią czegoś trudnego do określenia, zespolenia dwóch ciał i dusz.
Gaara poruszał się rytmicznie, uważnie patrząc jej w oczy, jakby chciał odczytać z nich myśli. Czuła na sobie jego przyspieszony oddech, wiedząc, że sama oddycha z podobną częstotliwością. Jęknęła z rozkoszy. Gaara zbliżył usta do jej ucha.
- Kocham cię – wyszeptał.
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek to od niego usłyszy.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 9.

Przywrócenie władzy rodziny cesarskiej, obalając samozwańcze rządy szoguna, było tematem, który przewijał się w polityce międzynarodowej od kilkudziesięciu lat. Ale pozostawał w sferze teorii.
Mimo chęci spadkobierców cesarskiego rodu, by odzyskać dawną pozycję, nikt z nich nie był zdecydowany wystąpić bezpośrednio przeciw szogunowi.
Obecny cesarz zgodził się wezwać samurajów do uznania jego władzy, przekonany, że przy wsparciu lojalnych wobec niego rodów i zjednoczonych sił shinobi, pokona zwolenników junty wojskowej.
Ale najpierw trzeba było usunąć poważną przeszkodę – odbić z rąk szoguna spadkobiercę tytułu cesarskiego, który od lat służył jako zakładnik i gwarancja podległości potomków Amaterasu.
To było coś, czego shinobi musieli dokonać sami, na własną rękę, bez oficjalnej zgody cesarza.
Hokage i Kazekage zdecydowali, że do przeprowadzenia zamachu wyślą kilkuosobową grupę zaufanych ludzi pod dowództwem Kankuro. Powodzenie tej misji miało być sygnałem dla ludzi Shikamaru Nary, żeby podjąć działania dyplomatyczne – i dla grupy najemników ze wszystkich wiosek, którzy pod przywództwem Nejiego Hyuugi mieli wprowadzić chaos w siłach szoguna i doprowadzić do jak najszybszego odsunięcia go od władzy.
Szczegóły misji nie były jedynym, co pozostało do ustalenia.
- Teraz, zanim wrócę do Konohy, chcę porozmawiać z Kankuro i omówić z nim szczegóły tej misji – powiedział Naruto. Chciał podkreślić, że ten plan, ułożony w większości przez Gaarę, podlega także jego kontroli.
- Oczywiście – odpowiedział Kazekage.
- To, że się zgodziłem na te rozwiązania, nie znaczy, że zgodzę się na twój ślub z Hinatą.
Gaara zmierzył go wzrokiem, który nie wyrażał żadnych emocji.
- Niestety, nie masz w tej sprawie prawa głosu. Ustaliłem to ze starszyzną jej klanu.
Nieprawda, ustalił wszystko z Nejim.
 - Zamierzam porozmawiać z Hinatą i zabrać ją do Konohy – poinformował Naruto z determinacją wypisaną na twarzy.
To było do przewidzenia.
- Wróci do Konohy, jeśli zechce. Ale jeśli powie nie, odpuść sobie ten temat, Uzumaki. Bo następnym razem nie będę dla ciebie równie uprzejmy.
- Nie ma żadnego powodu, dla którego miałaby chcieć zostać w twojej pieprzonej wiosce na środku pustyni.
Naruto był jak zwykle bezpośredni i irytująco pewny siebie.
Ale prawdopodobnie miał rację.

***

Gaara wrócił późno, ale od razu wezwał do siebie Kankuro, żeby ten zdał mu raport.
Wszystko poszło według planu. Sato pod presją czasu popełnił błąd, który drogo go kosztował. Rada nie stanowiła dłużej zagrożenia.
Przynajmniej ten problem został rozwiązany. Usunięcie wewnętrznego zarzewia konfliktów było konieczne, żeby współpraca z Konohą przebiegła bez zakłóceń.
- Zajmę się uregulowaniem sytuacji ze starszyzną. Skoncentruj się na misji. Jutro z samego rana odbędzie się narada, w której weźmie udział Hokage. Przygotuj swoich ludzi – powiedział Gaara.
Kankuro skinął głową.
- Coś jest niejasne? – zapytał kage, patrząc na niego ze zniecierpliwieniem.
- Nie. Jednak chciałem coś zasugerować, jeśli można.
Lepiej byłoby, gdyby już sobie poszedł.
- Matsuri dostanie swój tytuł jounina. Później. Teraz nie mam na to czasu – oświadczył Gaara.
- Właściwie, miałem na myśli… Hinata czeka na ciebie, powinieneś z nią porozmawiać.
- Nie dzisiaj.
- Może jednak. Wyjaśniłem jej sprawę ze starszyzną, mimo wszystko jest trochę zdezorientowana.
Gaara popatrzył na niego niechętnie.
- Nie dzisiaj, Kankuro. Idź do domu.
Jounin zastosował się do rozkazu, choć widocznie niezadowolony.
Gaara został sam w gabinecie. Stłumił pragnienie, żeby ją zobaczyć.
Nie mógł rozmawiać z Hinatą, nie teraz.
Wiedząc, że Naruto chce przekonać ją do powrotu do Konohy powiedziałby na pewno coś, co postawiłoby ją pod presją.  Nie mógł tego zrobić. Ona musi podjąć niezależną decyzję. Nawet jeśli ta decyzja oznacza, że wyjedzie i zniknie z jego życia.

***

Hinata odcięła małym nożykiem jeden kwiat chryzantemy i wpięła sobie we włosy. Potem odwróciła się do Naruto.
Może uznał jej zachowanie za infantylne, ale musiała czymś przez chwilę się zająć, żeby mieć czas na ogarnięcie myśli. Zaskoczył ją. Niezależnie od tego, jakie były powody jego nagłej wizyty w wiosce Piasku nie spodziewała się, że poprosi o prywatną rozmowę.
- Więc teraz zajmujesz się ogrodem? – odezwał się Naruto, rozglądając się dookoła.
- Między innymi – odpowiedziała, zadowolona, że o to pyta. Prawdziwy ogród, który udało jej się stworzyć przy siedzibie Kazekage, był jedną z niewielu rzeczy, z których naprawdę mogła być dumna. – Ja też z początku myślałam, że nic tutaj nie rozkwitnie. W szklarni mamy inne warunki, żyzną glebę dowiezioną specjalnie, żeby rośliny miały warunki do wzrostu. Ale brakuje mi kwiatów, więc postanowiłam zrobić co w mojej mocy. Okazało się, że nawet w tak nieprzyjaznej ziemi mogą wyrosnąć kwiaty, jeśli się o nie wystarczająco dba.
Naruto dotknął płatków najbliższej rosnącego astra.
- Tak bardzo chcesz uniknąć powrotu do Konohy – powiedział z rozgoryczeniem.
Hinata popatrzyła na niego zdziwiona.
- Nie, to właściwie nie dlatego, wiesz, shinobi Piasku też lubią kwiaty – odrzekła.– Teraz to nic, większość gatunków nie kwitnie, ale powinieneś zobaczyć ogród wiosną, feeria tysiąca barw.
Jedno spojrzenie na Naruto wystarczyło, by zauważyć, że to go nie interesuje.
- Hinatka, nie rób tego – powiedział.
Przymrużyła oczy.
- Czego? – chciała wiedzieć.
- Nie wychodź za mąż.
Nie  potrafiła znaleźć odpowiedzi. Była w głębokim szoku, że Naruto powiedział coś takiego. Wydawało jej się, że nie wtrąca się w takie rzeczy.
- Wiem, że twój klan wywiera na ciebie presję i też sądziłem, że odizolowanie cię od nich pomoże. Ale to nie jest wyjście – przyjrzał się jej twarzy. – Jesteś zła?
Hinata potrząsnęła głową. Unikała jego wzroku.
- Nie, jestem… zdziwiona. Nie udzielałeś mi takich rad, kiedy miałam wyjść za Nejiego, a przecież mogłeś.
- Wtedy jednoznacznie odrzuciłaś moją pomoc. Poza tym nie wolno mi ingerować w sprawy klanu. Ale teraz… kurczę, Hinatka, postawiłaś się swoim, wywalczyłaś sobie niezależność, a teraz decydujesz się na mezalians, żeby nie musieć wracać do Konohy? Tam jest twój dom, jeśli Hyuuga zatruwają ci życie, znajdę sposób, żeby ich utemperować.
Hinata nie wnikała, jak zamierza to zdziałać, bo przecież nie mógł wydać dekretu uwalniającego dzieci spod władzy czcigodnych przodków.
- Myślisz, że biorę ślub, żeby zerwać więzi z Konohą? – nie chciała wierzyć, że coś takiego przyszło mu do głowy. Nie zamierzała wyrzekać się pochodzenia, co więcej, widziała szansę, żeby umocnić więzi Liścia i Piasku, położyć kres rywalizacji.
Naruto skinął energicznie głową.
- A może być inny powód?
Oczywiście, był, nie była jednak pewna, czy chce mu to tłumaczyć.
- Bardzo musiałaś się zmienić, skoro parę lat temu odrzuciłaś propozycję małżeństwa, która uwolniłaby cię od klanu.
To prawda, uwolniłaby. Wtedy też zdawała sobie z tego sprawę.
- To, że nikt nie traktuje mnie poważnie, nie oznacza, że nie mam do siebie jakiegoś minimalnego szacunku, albo że go nie oczekuję od innych. Naprawdę sądziłeś wtedy, że się zgodzę, i że to takie wspaniałomyślne z twojej strony? Wiedziałeś, co do ciebie czuję, i zdeptałeś te uczucia proponując, że się ze mną ożenisz, chociaż cały czas wzdychałeś do Sakury.
Naruto wpatrywał się w nią, zszokowany. Chyba nie wiedział, co odpowiedzieć. Może myślał, że dobrze się maskuje, i sądził, że nikt tego nie zauważa. Sakura była żoną jego najlepszego kumpla i Naruto nie mógł mieć żadnych nadziei, ale Hinata doskonale wiedziała, że to, co mówi rozum, nie zawsze pozwala uporządkować uczucia. Widziała, jak Naruto patrzył na Sakurę, za każdym razem raniło ją to jak sztylet.
- Nie wiedziałem, że tak to widzisz – odpowiedział w zamyśleniu. – To, co mi kiedyś powiedziałaś było dla mnie ważne, to nie jest tak, że ignorowałem twoje uczucia. Nie miałem dla ciebie takich samych, ale jesteś wyjątkową dziewczyną i chciałem dać nam szansę. Teraz chcę tego nawet bardziej. Sakura jest zupełnie poza tematem, nie powinnaś się nią przejmować, jak wiesz wiele się zmieniło.
Hinata wpatrywała się w niego, nie rozumiejąc. Wydawało jej się, że się przesłyszała.
- To miłe, że się o mnie troszczysz, naprawdę. I może po tym, gdy mi to powiedziałeś, moglibyśmy być jak dawniej przyjaciółmi. Albo nawet prawdziwymi przyjaciółmi, dla mnie też wiele się zmieniło i nie lubię cię… w ten sposób.
- Dajesz mi kosza – ocenił shinobi.
Hinata pokręciła przecząco głową.
- Skądże. Powinieneś się cieszyć, skoro, jak widzę, czułeś się zobowiązany wobec mnie tylko dlatego, że kiedyś wyznałam ci uczucia. Miałam wtedy chyba piętnaście lat, to było dawno – przypomniała. – Nie musisz sobie teraz wmawiać, że chcesz ze mną być… w związku.
- Wiem, co czuję – przerwał. – Dlatego chciałbym, żebyś wróciła. Przyjechałem tu po ciebie, i jedyne, czego oczekuję, to że postąpisz zgodnie ze swoimi uczuciami. Nie oglądaj się na innych. Powiedz mi, co ty czujesz i czego chcesz.
Hinata znieruchomiała. To było prawie jak wyznanie, na pewno nie spodziewała się usłyszeć od Naruto takich słów. Wolała go nie dopytywać, jak sobie to dalej wyobrażał, gdyby wróciła. Czy rzeczywiście chciał, żeby dla niego wróciła do wioski. Nie czuła satysfakcji, wiedząc, że być może złamie mu serce. Ale zadał jej konkretne pytanie; musiała rozwiać wątpliwości, powiedzieć mu to, czego do tej pory nie odważyła się przyznać przed nikim innym.
- Kocham Gaarę – powiedziała.
Naruto jakby wrósł w ziemię. Patrzył na nią w głębokim szoku.
- Chyba się przesłyszałem. Jak to… kochasz… Sabaku no Gaarę? Czy ty wiesz, o kim mówisz?
Hinata rozzłościła się. Kto, jak kto, ale akurat Naruto nie powinien mówić o nim takim tonem.
- Tak, Naruto, Sabaku no Gaarę, tego samego, którego kilka lat temu wszyscy pragnęli widzieć martwym, a ty jedyny chciałeś go uratować przed Akatsuki. I uratowałeś. Zmieniłeś o nim zdanie?
Naruto potrząsnął głową.
- Nie. Jest wartościowym człowiekiem i dowódcą oddanym swoim ludziom, patriotą. Do tego stopnia, że zamiast ukarać ludzi odpowiedzialnych za śmierć siostry pozwolił im zostać u władzy, prawda że tylko teoretycznie, ale jednak włos żadnemu z głowy nie spadł, tylko dlatego, że Suna potrzebuje starszyzny w wiosce, żeby sytuacja była stabilna. Nie oddawaj serca komuś, kto nie może odpowiedzieć ci tym samym.
Ubodły ją te słowa. Wiedziała jednak, że Naruto tego nie zrozumie. Jemu nie przyszłoby do głowy w jałowej ziemi wyhodować kwiaty.
- Jestem świadoma tego, co robię – odpowiedziała. – Pozwól mi żyć tak, jak chcę.
Naruto zmełł w ustach przekleństwo.
- Właśnie tego chcesz? Sorry, Hinatka, że ci to mówię, ale chyba na głowę upadłaś. Nie pozwoliłaś klanowi decydować za ciebie, nie podporządkowałaś się ich zasadom, które ustalili tylko dlatego, żeby chronić techniki klanowe. Teraz pozwalasz sobą manipulować? Sądzisz, że Gaara w swoich decyzjach kieruje się czymkolwiek innym niż interes polityczny?
Hinata czuła się, jakby ktoś ją uderzył w twarz.
- Tak myślałam. Ale ty sądzisz, że chodzi o byakugana, prawda? Wszystkim chodzi o  byakugana – powiedziała ze smutkiem. – Bez niego byłabym nikim.
- Nie to miałem na myśli – odparł Naruto. – A kwestia byakugana…
Hinata uciszyła go gestem. Wiedziała, że nie miał tego na myśli. Chciał ją ostrzec. Przy okazji przypomniał, że dla świata jest tylko nośnikiem materiału genetycznego, nie osobą.
Lepiej byłoby, gdyby tego nie mówił. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ma rację. Chciała wierzyć, że Gaara chce się z nią ożenić.
Chociaż tak naprawdę nigdy jej tego nie powiedział. Nawet wielokrotnie mówił wprost, że niczego nie robi dla siebie. Wszystko dla dobra wioski.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 8.



Naruto widywał się z Sakurą sporadycznie. Miał wiele spraw na głowie, a ona żyła w swoim, wyizolowanym świecie między szpitalem i domem. Naruto wiedział, że Sakura źle czuje się w wiosce, ale nie miał dokąd jej wysłać. Żyła w Konoha w opuszczonej dzielnicy klanu Uchiha i wychowywała córkę Sasuke.
Tego wieczoru zrobił wyjątek i odwiedził Sakurę. Podała mu herbatę w ogrodzie. Jak zawsze wydawała się nieobecna, przyglądała się Saradzie bawiącej się w piasku.
Nie mieli o czym rozmawiać, nie było już nic, co mieliby sobie do powiedzenia. Ale dla Naruto ta cisza nie była uciążliwa. Przyglądając się dziewczynce, która prawdopodobnie jest ostatnią spadkobierczynią rodu Uchiha – prawdopodobnie, bo co robi Itachi gdzieś w świecie, tego nie wie nikt – myślał o tym, że mimo wszystko, mimo że tyle rzeczy się skończyło i niektórzy żyją uwięzieni w przeszłości, wciąż warto walczyć o przyszłość.
O przyszłość, w której wciąż istnieją niezależne osady shinobi, nie podlegające szogunowi.
Dlatego odstawi osobiste urazy na bok i dogada się z Gaarą. W sprawie wojny.
Ale o innych sprawach będzie musiał porozmawiać osobiście z Hinatą.

***

Neji siedział na krześle przed biurkiem Hokage. Przestudiował pismo z Sunagakure.
- A więc wyjeżdżasz na zebranie kage. Macie już jakiś konkretny plan?
- Tak, jeśli pozostali się na niego zgodzą może unikniemy wojny.
Oby tak się stało. Szogun miał do dyspozycji ogromne siły, miał silniejszą liczebnie armię i wpływy. Teraz, gdy okazało się, że daimyo deklarujący chęć sprzymierzenia się ze zjednoczonymi siłami shinobi działali na dwa fronty, wygrana w tym konflikcie stała się prawie nierealna.
Informacje od Mizukage były jednoznaczne. Możnowładcy z krajów Wiatru, Ognia i Ziemi, którzy deklarowali opowiedzenie się przeciwko szogunowi, tak naprawdę zamierzali działać zachowawczo i wesprzeć tego, kto będzie wygrywać w konflikcie. Nie byli lojalni wobec szoguna, ale shinobi też nie mogli im ufać.
Dowódcy osad zostali postawieni pod ścianą, bo nawet jeśli wygrają z samurajami pod władzą szoguna, daimyo mogą wykorzystać sytuację, żeby zaatakować z innego kierunku. I wyciągnąć z sytuacji jak najwięcej dla siebie.
Naruto i Gaara zdecydowali się na wcielenie w życie niebezpiecznego planu, wciągając do gry trzeciego, pozostającego dotąd na uboczu gracza – cesarza, który dawno temu stracił władzę. Ale który wciąż ma wielu zwolenników, a wiele rodów samurajskich przyrzekło mu lojalność.
Jeśli uda się go nakłonić do współpracy, będzie można uniknąć globalnej wojny i odsunąć szoguna od władzy. Ale najpierw trzeba przeprowadzić udany zamach, a to tylko w teorii było łatwe do wykonania.
Ciekawe, czy przywódcy wiosek się na to zgodzą.

***

Nadszedł czas ostatecznych rozwiązań. Także dla rady starszych wioski Piasku, którzy byli świadomi, że ważą się nie tylko losy niepodległości osad shinobi – przede wszystkim ważą się ich losy.
Kazekage i Hokage chcieli doprowadzić do ostatecznego rozwiązania konfliktu z szogunem – takiego, które umocni pozycję ich wiosek w świecie shinobi, ale także niepodważalnie wzmocni ich autorytety jako dowódców.
Wtedy nic nie powstrzyma Gaary przed zemstą za śmierć Temari.
Wśród starszyzny byli tacy, którym odpowiadałoby przejście na zasłużoną emeryturę. Ale był też ktoś, kto wolał zaryzykować.
- Teraz, gdy Kazekage wyjechał na zebranie przywódców, jest nasza ostatnia szansa. Musimy wywołać konflikt personalny z Konohą, zmusić Gaarę do zrzeczenia się władzy i dogadać się z daimyo – oznajmił Czcigodny Sato z niezachwianą pewnością.
Jego słowa nie wzbudziły entuzjazmu.
- I to wszystko zrobimy w ciągu kilku dni – odezwał się Seiya z powątpiewaniem.
Czcigodny Sato zmarszczył czoło.
Ta banda staruchów, którzy zwykle bezwolnie przyjmowali każdą jego sugestię, ostatnio zbyt lekko ważyła jego słowa.
Sprawiali wręcz wrażenie, jakby było im wszystko jedno, co się stanie z wioską, byle oni mogli dożyć spokojnej śmierci.
Nie miał już do nich zaufania, bo byli tchórzami, którzy nigdy nie podjęliby ryzyka. Dlatego zrezygnował z podzielenia się z nimi swoim planem. Pewnie by oponowali, bo nie byli skłonni do postawienia własnych głów na szali.
Jednak Sato uważał, że tym razem jego pomysł nie ma luk. Śmierć Hinaty Hyuugi rozwiąże wszystkie problemy. I nie obciąży w żaden sposób wioski ani rady. Jedynie Kazekage poniesie odpowiedzialność.
Gaara, wobec presji wojny z Konohą, będzie musiał ustąpić ze stanowiska natychmiast, żeby nie wciągać wioski w osobisty konflikt z Hokage. Jounini, wobec braku przywódcy, zaakceptują Kankuro jako Kazekage, a w rzeczywistości zwierzchność daimyo Wiatru. Potężny możnowładca ściśle współpracujący z szogunem to w tych czasach jedyny przywódca, który zapewni osadzie przetrwanie.
Pozostałe wioski mogą zostać zmiecione z powierzchni ziemi, ale Sunagakure przetrwa. W ten czy inny sposób.
I teraz był moment, żeby doprowadzić do ostatecznego rozwiązania. Czcigodny Sato uważał, że to wola boża - okazja sama wpadła mu w ręce.
Żył na tym świecie wystarczająco długo, by wiedzieć, że na tym świecie jest tylko jedna siła straszniejsza i bardziej niebezpieczna od jakiejkolwiek armii.
Tą siłą jest zemsta zawiedzionej kobiety.

***

Hinata miała wrażenie, że ziemia osunęła jej się spod nóg. Ogarniało ją zbyt wiele emocji.
Szok i niedowierzanie. To były dominujące uczucia, gdy Gaara nagle jej się oświadczył. Nie miała żadnych wątpliwości, co odpowiedzieć. Chociaż wiedziała, że teraz sprawy staną się jeszcze bardziej skomplikowane.
Nie była pewna, jak ułoży się jej przyszłość, ale o dziwo to nie było jej największe zmartwienie. Największym zmartwieniem był Gaara.
Z początku myślała, że będzie się wobec niej zachowywać inaczej. Może okaże jej jakiś rodzaj afektu.
Pewnie jego propozycja była podyktowana kalkulacją zysków i strat, jak zawsze gdy podejmował jakąś decyzję. Ale skoro był zdecydowany się z nią ożenić – a naprawdę poważnie mówił o ślubie – musiał mieć też dla niej jakąś sympatię.
Chciałaby się o tym przekonać, ale nawet nie miała okazji zapytać. Gaara był zbyt zajęty sprawami wioski, żeby przez chwilę z nią porozmawiać.
Hinata nie była wtajemniczana w pertraktacje z Konohą i pozostałymi wioskami, ale wiedziała, że teraz ważą się losy potencjalnej wojny i całego świata, w tym kształcie, w jakim znali go teraz. Wobec tego jej problemy były maleńkie i nieznaczące. Powinna je odsunąć na później.
Dlatego musiała zaczekać. Zajmowała się tym, co zwykle – treningiem i ziołami. Całymi dniami przebywała w siedzibie władzy, wieczorem idąc prosto do domu – żeby uniknąć zaczepek kobiet i w jak największym stopniu odizolować się od poruszenia, które zapanowało w wiosce na wieść o zaręczynach Kazekage.
Ciekawskie spojrzenia ludzi, których spotykała w siedzibie, były wystarczająco trudne do zniesienia. Myślała, że nic bardziej krępującego spotkać jej nie może.
Ale pomyliła się. W tym samym dniu, w którym Gaara wyjechał na spotkanie przywódców wiosek – i nawet nie miała okazji go pożegnać, bo nie miał czasu się z nią zobaczyć – w swoim domu zastała Matsuri.
Kunoichi czekała na nią w jej własnej kuchni. Chyba wracała z treningu, bo była ubrana w wygodne ciuchy do ćwiczeń. I uzbrojona.
Hinacie nawet nie przyszło do głowy upomnieć ją, że nie powinna wchodzić do czyjegoś mieszkania nieproszona.
Czuła się wobec niej winna.
Matsuri zawsze okazywała jej antypatię, ale Hinata nie żywiła wobec niej żadnych negatywnych uczuć. Przeciwnie. Matsuri budziła jej podziw, bo była silną kunoichi – pokonała wiele trudności, żeby stać się silna.
Ponadto Hinata dawno zauważyła, że Matsuri żywi bardzo silne uczucia do Gaary. I nigdy nie była o to zazdrosna. Uważała, że Gaara potrzebuje osoby, której na nim zależy, która zawsze mogłaby być dla niego wsparciem. Kłopot w tym, że on nikogo takiego nie chciał. Dlatego zawsze odpychał Matsuri, był wobec niej bardziej zdystansowany niż wobec kogokolwiek innego.
To było też powodem, dla którego Hinata bała się przyznać przed samą sobą, że rosną w niej uczucia, których Gaara nigdy nie chciał zaakceptować. Nigdy, od nikogo. Odpychała od siebie myśli o nim, a potem była zdeterminowana ukryć prawdziwe emocje przed Gaarą, bo nie chciała, żeby odepchnął ją tak jak wszystkich innych.
Teraz sytuacja się zmieniła, bo skoro Gaara chce się z nią ożenić, ona musi mu powiedzieć prawdę i liczyć, że to zaakceptuje. Że powie jej, że przynajmniej spróbuje odwzajemnić jej uczucia. Bo chociaż do niedawna myślała, że będzie musiała wrócić do Konohy i poradzić sobie z miłością do niego, gdy dzieliłyby ich kilometry – nie mogłaby zrobić tego samego, żyjąc w Sunagakure, obok niego.
Musiała wiedzieć, że on przynajmniej dopuszcza do siebie myśl odwzajemnienia jej uczuć – jeśli nie teraz to kiedyś, w przyszłości.
Porozmawia z nim o tym przed ślubem, bo teraz miał tak wiele ważniejszych rzeczy.
Ale z Matsuri musiała zmierzyć się teraz.
Usiadła naprzeciw niej przy stole.
- Gratuluję, Hyuuga Hinata. Wygrałaś – powiedziała z rezygnacją, tak bardzo dla niej nietypową.
- To nie jest kwestia wygranej lub porażki, to po prostu… - Hinata nie wiedziała, jak ma to powiedzieć. Zawsze myślała, że jeśli kiedykolwiek nadejdzie moment, gdy porozmawia z Matsuri o uczuciach, role ułożą się odwrotnie.
To Matsuri była silna, odważna. Zasługiwała na to, by być żoną i wsparciem Kazekage.
Ale nawet wiedząc to wszystko, Hinata nie mogła opanować egoistycznego uczucia satysfakcji, że Gaara jednak wybrał ją. Że miała szansę być z nim.
Jeśli tylko on tego naprawdę chce i dojdzie do ślubu, ona nauczy się być wystarczająco silną.
Hinata uważała, że jest jeszcze bardzo daleka od zwycięstwa, bo nic nie wskazywało na to, by Gaara darzył ją uczuciem, którego bardzo pragnęła. Ale miała szansę o nie zawalczyć i w tym sensie wygrała. W przeciwieństwie do Matsuri.
To jednocześnie ją cieszyło i martwiło, bo naprawdę nie życzyła Matsuri źle.
- Wiesz, poświęciłam połowę życia na to, by znaleźć się w miejscu, w którym ty jesteś teraz. Ty nawet nie musiałaś się specjalnie starać – przerwała jej szatynka.
- Nie planowałam tego – odpowiedziała Hinata cicho.
Matsuri popatrzyła na nią z nienawiścią.
- Czego nie planowałaś? Przypadkiem zniszczyłaś mi życie?
Hinata potrząsnęła głową.
- Twoje życie nie jest zniszczone, po prostu… Nie układa się tak, jak to sobie zaplanowałaś, ale przecież ty wciąż je masz. To, co z nim zrobisz, zależy tylko od ciebie.
- Poświęciłam życie dla tej wioski – odpowiedziała Matsuri, wbijając wzrok w podłogę. – A teraz to nie ma żadnego znaczenia.
- Mylisz się, to ma znaczenie. Nic, co zrobiłaś, nie straciło na znaczeniu. Wciąż możesz służyć tej wiosce. Teraz jesteś potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
 Matsuri spojrzała na nią.
- Masz rację. Wciąż mogę służyć wiosce. Teraz ważą się nasze losy. Problem w tym, że żebyśmy mieli jakąś przyszłość, ty musisz zginąć.

***

Matsuri ukłoniła się nisko przed obliczem Czcigodnego Sato.
- Wykonałam zadanie.
Mędrzec słuchał jej z uśmiechem satysfakcji na twarzy.
Wziął ze stolika kawałek pergaminu i zaczął pisać długą notatkę. Potem wykonał kilka pieczęci ochronnych i wręczył je Matsuri do ręki.
- Przekażesz to daimyo Wiatru. Wyruszysz niezwłocznie – powiedział.
Matsuri ukłoniła się grzecznie i czekała na dalsze rozkazy.
- Niezwłocznie, możesz odejść – powiedział starzec niecierpliwie.
Matsuri wstała, ukłoniła się i skierowała się do drzwi.
- Jeszcze możesz przekazać komuś po drodze, że Kankuro ma się u mnie zameldować – powiedział.
Matsuri zatrzymała się. Papierowe drzwi przesunęły się i do pomieszczenia wszedł Kankuro.
- To nie będzie koniecznie. Czekałem na twe wezwanie, Czcigodny – powiedział z niespotykanym u niego sarkazmem.
Matsuri podała mu pergamin, który trzymała w ręce. Czcigodny Sato wstał, tknięty złym przeczuciem.
- Czyżby treść tej wiadomości była dla ciebie niewygodna? – zapytał lakarz, mierząc go wyzywającym spojrzeniem. – Może stanowi dowód spisku?
Sato zacisnął szczęki. Zaczęło do niego docierać, w jakim położeniu się znalazł. Mimo wszystko nie chciał uwierzyć, że pozwolił się tak podejść i dał się wciągnąć w pułapkę.
- Oddaj mi ten list, młody człowieku – powiedział, siląc się na spokój. – To twoja przepustka do władzy.
Kankuro pokręcił wolno głową.
- Przykro mi, Czcigodny, ale nie wszyscy cenią władzę tak wysoko jak ty. Niektórzy wolą lojalność. Radzę ci przemyśleć różnicę między jednym i drugim. Będziesz miał na to czas zanim Kazekage wróci do wioski.

***

Nadzwyczajne zebranie kage zostało zwołane z dnia na dzień i przebiegało w ponurej atmosferze.
Ale też niespotykanie ugodowej, bo nikt nie chciał się wdawać w spory. Teraz, gdy wojska szoguna były niemal gotowe do walki, a wynik wojny był niemal przesądzony na ich niekorzyść, shinobi nie mogli kierować się osobistymi urazami lub ambicjami poszczególnych wiosek.
Już dawno postanowiono, że Liść i Piasek będą odgrywać wiodącą rolę w zbliżającym się konflikcie i nikt tego nie podważał.
Mimo wszystko, ich propozycja wzbudziła szok i niedowierzanie.
Ale nie było protestów.
- A więc chcecie zmieść stary porządek i wprowadzić nowe reguły – powiedziała Mizukage z mieszaniną zdziwienia i podziwu.
- Wy, młodzi, zawsze macie karkołomne pomysły – wtrącił się Tsuchikage. - Jestem już na to za stary.
- Wszystko to brzmi świetnie – powiedział Raikage sceptycznym tonem. – Doprowadzić do ugody z samurajami, żeby pozbawić szoguna władzy. Wspaniała robota dyplomatyczna. Powiedzcie tylko, jak zamierzacie nakłonić rody samurajskie, żeby chcieli z nami rozmawiać.
Starsi przywódcy wymienili pochmurne spojrzenia. Wydawało im się, że nie ma odpowiedzi na to pytanie.
Młodzi oszaleli. Trzeba ukrócić ich zapędy.
I ginąć w wojnie z szogunem. To nieuniknione. Bo shinobi mają swoją dumę i nie ugną się przed samurajami, pozwalając na powolną eksterminację.
Naruto spojrzał na Gaarę. Ten skinął głową, pozwalając mu mówić.
- To oczywiste, dattebayo! – wykrzyknął Hokage z właściwą sobie werwą. – Przywrócimy władzę cesarza.