Gaahina

Gaahina

wtorek, 27 stycznia 2015

III. Najsłabsze ogniwo



- Nie musiałeś mnie bronić. Potrafię sobie radzić sama – powiedziała Hinata. Postanowiła wygłosić te słowa zamiast podziękowań, dlatego wyszła poza teren siedziby władz, by porozmawiać z Shikamaru. Tak, jak się spodziewała skorzystał z okazji, by pogapić się w niebo, mimo że było już późno, więc zamiast swoich ulubionych chmur mógł obserwować tylko gwiazdy.
Teren przylegający do centrum administracyjnego Sunagakure był jaskrawym przeciwstawieniem otoczenia siedziby władz Konohy. W porównaniu z porosłą bujną roślinnością Konohą Suna była pusta i jałowa.
Z drugiej strony, wysokie drzewa nie zasłaniały gwiazd. Hinata odkryła to już pierwszej nocy po przyjeździe.
- Nie było moją intencją ciebie bronić – odparł Shikamaru, nawet na nią nie spojrzawszy. – Głupie uwagi tej małej wszystkich doprowadzają do szału.
Określenie „wszystkich” prawdopodobnie miało objąć swym zasięgiem także Kankuro, który jakoś nie zareagował, gdy Shikamaru zagroził Matsuri, że wyrwie jej język.
Hinata usiadła na ziemi, bo wcale nie zamierzała kończyć na tym rozmowy z Shikamaru, który uważał ją pewnie za podatną na zastraszanie słabą istotkę. Hinata może i taka była, ale nie dlatego puszczała mimo uszu uwagi Matsuri o Hyuugach. Nietrudno było zauważyć, że dziewczyna powtarza słowa, które w wiosce Piasku można było usłyszeć bardzo często.
Hinata była świadoma, że nie przybyła do wioski w sprawach prywatnych, ale skoro już tu była, mogła obserwować. Zresztą nie trzeba było wykazać się specjalnym sprytem, żeby zorientować się, gdzie znajdują się źródła okazywanej jej na każdym kroku antypatii. Shikamaru twierdził oczywiście, że w Sunie wszyscy shinobi noszący znak Konohy są nielubiani, ale jakoś do niego nie odnoszono się z niechęcią, raczej z szacunkiem. Zaś wobec niej wszyscy zachowywali się podejrzliwie. 
Hinata nie musiała snuć własnych teorii, dlaczego tak jest, bo z dość niejasnych i głupich uwag Matsuri dało się wyczytać jedno – dla wielu ludzi Hinata była tylko starszą wersją swojej siostry, a ta musiała być tutaj nielubiana. Swoją drogą ciekawe, że jakikolwiek shinobi nie zajmujący ważnej funkcji może tak negatywnie zapisać się w pamięci ludzi, na dodatek na tak długo.
- Myślisz, że jutro pojawi się ktoś z wioski z rozkazami od Naruto? – zapytała Hinata, zmieniając temat na poważniejszy.
- Może nie jutro, ale pojutrze powinni tu być – odpowiedział Shikamaru flegmatycznie. – Jednak nie wiem, co zdecydują. Naruto może zechce załatwić sprawę polubownie, ale rada się na to nie zgodzi.
Hinata też się tego spodziewała.
- Nie zastanawia cię, dlaczego Gaara tak wiele ryzykuje? – odezwała się niepewnie. Shikamaru oczywiście wszystko rozumiał dużo lepiej od niej i bała się, że się wygłupi. - Sprawia wrażenie jakby nie zamierzał ani trochę złagodzić tych żądań, a przecież mógłby to zrobić, zwycięstwo wystarczająco umacnia pozycję Suny. Jasne, chcą się odegrać i wysłać do nas namiestnika, żeby kontrolował Hokage, ale po co tak zawyżać kontrybucję?
Shikamaru popatrzył na nią z zastanowieniem, jakby wahał się, czy powinien podzielić się z nią swoimi wnioskami.
- Sama pomyśl.
- Chce umocnić swoją pozycję w wiosce?
Shikamaru skinął głową.
- Jak sama zauważyłaś, ludzie z otoczenia władzy podzielili się na dwa przeciwstawne obozy. Jedni popierają Kazekage, inni radę starszych i nie ma szans, żeby doszli do porozumienia. Ale do tego dochodzą wszyscy pozostali shinobi, którzy nie opowiedzieli się jeszcze po żadnej stronie. Jeśli Gaara popełni błąd, rada rozegra to na własną korzyść i błyskawicznie usunie go ze stanowiska. Ponieważ chce ich pozbawić władzy musi rozegrać to tak, żeby to on miał poparcie. Jeśli nie rozwiąże tego politycznie, prędzej czy później wybuchnie wojna domowa. Bo na pewno nie dojdzie do porozumienia ze starszyzną.
Shikamaru przemyślanie ważył słowa, zamiast powiedzieć wprost, że Gaara nigdy nie dogada się z ludźmi, przez których zginęła Temari. Ale jakoś jej nie zdziwiło, że szatyn tego unika. Nie mówił o Temari od jej śmierci, zupełnie jakby chciał udawać, że nigdy nie istniała.
- Uważasz, że postępuje słusznie – odezwała się. Nie było to pytanie, ale stwierdzenie. Shikamaru zlustrował ją wzrokiem, zanim udzielił odpowiedzi. Pomyślała, że próbuje ocenić jej intencje. Prawdopodobnie spodziewał się, że będzie go atakować.
- Racjonalnie, jak na tę sytuację – odparł jounin.
Hinata zawahała się. Miała ochotę zadać mu pewne pytanie, ale nie chciała zostać źle zrozumiana. Mimo wszystko, postanowiła zaryzykować.
- Gdybyś nie miał zobowiązań wobec nikogo, poparłbyś wioskę Piasku?
To pytanie nie przyszło jej do głowy teraz. Od kilku dni przebywała w Sunie, w towarzystwie Shikamaru, i zaczęła dostrzegać rzeczy, na które wcześniej zupełnie nie zwracała uwagi. Nawet wtedy, kiedy ktoś próbował jej je uświadomić.
Dla Hinaty, której od małego wpajano lojalność – w pierwszej kolejności wobec klanu, w następnej wobec Konohy – zasadniczo nigdy nie istniało pytanie o granice obowiązków wobec rodzimej wioski i o wolność wyboru. Od zawsze było dla niej jasne, że należy postępować zgodnie z poleceniami starszyzny, niezależnie od własnego zdania.
Ale starszyzna może się mylić. A kiedy chodzi o sprawy naprawdę ważne dochodzi do sytuacji, gdy trzeba się zastanowić, czy postępować zgodnie z zasadami, czy w zgodzie z własnym sumieniem. Rozdźwięk między tymi dwiema rzeczami był bardzo wyraźny – teraz, gdy wiadomo było, że starsi wioski mają zupełnie inne zdanie co do warunków pokoju niż Hokage. Naruto był gotowy wiele poświęcić, by zapewnić pokój i bezpieczeństwo swoim podwładnym; starszyzna uważała, że wszystko jest lepsze od korzenia się przed Kazekage. Nawet jeśli to „wszystko” miałoby oznaczać uwolnienie Kyuubiego, by siał zniszczenie w wiosce Piasku. Naruto nie byłby w stanie go kontrolować.
Powstawało więc pytanie, czy należy ślepo słuchać starszyzny. Teoretycznie, Naruto nie powinien podejmować decyzji, która była jednogłośnie krytykowana przez radę. Hinata była przekonana, że nie ugnie się i nie postąpi wbrew własnemu sumieniu, jednak trudno było przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje.
- To mało precyzyjne pytanie – odparł Shikamaru.
- Wiesz, o co mi chodzi. Niektórzy uważają, że to komu służymy powinno wynikać z wyboru, nie z urodzenia.
- To bzdurna idea.
- Mówisz tak, ale krytykujesz działania starszyzny. Może wcale nie musimy postępować tak, jak tego się od nas oczekuje. Samowolne opuszczanie wioski i walczenie po tej stronie, po której się chce, byłoby wtedy korzystaniem z prawa wyboru, nie zdradą.
Shikamaru zastanowił się.
- Nie pytasz mnie o to dlatego, że chcesz znać moje prywatne poglądy, prawda? – odparł. Hinata przygryzła wargi. –Nie odpowiem ci, czy Hanabi była zdrajczynią, bo to zależy od intencji. Jeśli ktokolwiek wśród żywych zna odpowiedź na to pytanie, najprawdopodobniej jesteś to ty.

***
- Zachowujesz się dziecinnie.
Hanabi nigdy nie przejmowała się tego rodzaju uwagami, i tym razem nie było inaczej. Jak zwykle spojrzała na starszą siostrę z lekceważeniem, które wyrażało przekonanie, że kto jak kto, ale ona nie ma prawa jej pouczać.
- O co ci znowu chodzi? – zapytała.
- O to, że wychodzenie w środku treningu jest niewłaściwe. I to nie tylko dlatego, że to nieodpowiedzialne. Dostarczasz zmartwień naszemu ojcu.
- No tak, tak jakby nie miał poważniejszych powodów, by martwić się tobą. Nie mam ochoty, więc nie będę trenować. Nie jestem niczyim niewolnikiem i będę robić to, co mi się podoba.
Hinata nic nie powiedziała na tę standardową formułkę z ust siostry, tylko popatrzyła na nią ze zgorszeniem. Właściwie, w tej sytuacji niewiele można było powiedzieć. Hanabi nie reagowała na żadne zdroworozsądkowe argumenty, po prostu lubiła się buntować i można było jedynie mieć nadzieję, że w końcu jej to przejdzie. Hinata miała nadzieję, że jej siostra w końcu przestanie zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka, tymczasem starała się studzić jej zapał do wygłaszania rewolucyjnych poglądów o prawie ludzi do samostanowienia i łagodzić konflikty z ojcem.
Ale tym razem to Hanabi przejawiła chęć, by skonfrontować argumenty.
- Ty jeszcze widzisz jakikolwiek sens w tych katorżniczych treningach? Co za dużo, to niezdrowo. Nie warto się aż tak poświęcać dla czczych idei.
Hinata przymrużyła oczy.
- Tylko ciężko pracując rozwiniesz maksymalnie umiejętności. Pobłażając sobie nikomu się nie przysłużysz, a przecież wiesz, że masz zobowiązania wobec klanu – powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że wpada w protekcjonalny ton i powtarza sformułowania, które ją samą irytowały. Ale była przekonana, że tylko w ten sposób można przemówić Hanabi do rozumu.
Dziewczyna prychnęła.
- Nie, siostrzyczko. Może ty masz zobowiązania wobec klanu, skoro je uznałaś. Ja niczego nie pozwolę sobie wmówić. Nie zamierzam zmarnować sobie życia pracując na chwałę Hyuugów, a już na pewno nie dla satysfakcji staruchów, którzy nie potrafią się pogodzić z faktem, że czasy się zmieniły. Układ sił się zmienił i nic na to nie poradzimy. Możesz trenować ile ci się podoba, możesz poświęcić  życie dla idei, i tak nie będziesz lepsza od geniusza. Zresztą, nawet mnie nie potrafisz prześcignąć – dodała złośliwie. – Boczna linia okazała się lepsza od pnia, i to oni niedługo przejmą przewodnictwo w klanie. To wszystko w tym temacie.
Hinata udała, że zupełnie nie dotknęły jej te uwagi. Hanabi nigdy nie marnowała okazji, by wytknąć jej, że jest od niej lepsza.
- To nie ma znaczenia, kto będzie przewodzić. I tak wszyscy musimy ciężko pracować.
- Po co? Dla satysfakcji ogółu? – zakpiła Hanabi. – Zauważ, że choćbyś nie wiem co zrobiła i tak wszyscy będą rozczarowani. Jesteś słabym ogniwem. Nie nadajesz się na dziedziczkę rodu i nikt nie spodziewa się, że cokolwiek osiągniesz. Dla staruchów, których tak szanujesz, jesteś w najlepszym wypadku nośnikiem materiału genetycznego. A ja nie zamierzam przejmować twojej roli, bo nie mam ochoty marnować sobie życia. Starszyzna prędzej czy później będzie musiała się z tym pogodzić, że nie dorastamy naszemu kuzynowi do pięt. Nie uratujemy przewodnictwa głównej linii, nie zamierzam tracić na to czasu i energii. Może ty nadajesz się na męczennice, ale ja na pewno nie. Nie dam się sprowadzić do roli biernej kobiety, która wychowuje na chwałę klanu dzieci.
- Mówisz tak, jakbyś miała jakikolwiek wybór – odparła Hinata. Choć starała się tego nie okazywać, siostra wyprowadziła ją z równowagi.
- Mam wybór. Długo już tu nie zabawię, zamierzam zwiać – poinformowała Hanabi prostolinijnie.
Hinata popatrzyła na nią zszokowana. Podobny pomysł nigdy nie powstałby w jej głowie.
- Nie jesteś aż tak egoistyczna – odezwała się po chwili.
Hanabi wzruszyła ramionami.
- Nie nazywałabym tego egoizmem. Ty powinnaś zrobić to samo. Klan nigdy nie pozwoli ci żyć własnym życiem. Oni nie potrzebuję samodzielnie myślących shinobi, potrzebują niewolników. Od pokoleń Hyuugowie robią wszystko dokładnie pod dyktando najstarszych rodu. Nawet ci, którzy są predestynowani do rządzenia klanem. A teraz, kiedy nie wiadomo, kto powinien odziedziczyć schedę naszego rodu, będą wywierać dużo większą presję. Nasz ojciec nie będzie żyć wiecznie, a gdy umrze już nikt nie będzie mieć oporów przed traktowaniem nas jak bezwolne kukiełki. Ja nie zamierzam czekać do tego momentu. Wypisuję się. Rezygnuję. Idziesz ze mną?
Hinata nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Nie mogła zarzucić siostrze, że źle ocenia sytuację, bo oceniała ją zupełnie racjonalnie.
- Dorośnij – zbyła ją.
Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że Hanabi mówi poważnie. Już wielokrotnie słyszała z jej strony deklaracje, że tak po prostu, samowolnie, zrezygnuje ze wszystkich obowiązków, które ciążą na niej z tytułu urodzenia. Ta rozmowa była podobna do poprzednich, Hinata nie przywiązała do niej szczególnej wagi i przez następne parę dni o niej nie myślała.
Do momentu gdy okazało się, że Hanabi samowolnie opuściła wioskę.

wtorek, 20 stycznia 2015

II. Niewygodna misja



 ## Ten rozdział to w całości retrospekcja ##



***
- To absurdalne – powiedział Shikamaru.
Był wtedy szeregowym shinobi, nie piastującym wysokiego stanowiska. Awans na jounina pozostawał w sferze marzeń. Mimo to był nieformalnym doradcą kage, a jego zdanie ceniono wysoko.
Tak było za Piątej Hokage. Niekorzystnie dla wioski, Tsunade uległa wypadkowi i zapadła w śpiączkę. Starszyzna wioski musiała wybrać kogoś, kto ją zastąpi na nieokreślony czas, i jednogłośnie wybrała Danzou. Który, jak się okazało, miał bardzo sprecyzowane plany co do przyszłości Konohy i nie zamierzał w tej kwestii słuchać niczyich rad. Za to potrafił przekonać starszyznę do swoich pomysłów. Zdaje się zresztą, że wielu shinobi uważało go za właściwego człowieka na właściwym miejscu. Wszystkim wydawało się, że nadszedł czas radykalnych rozwiązań.
Jakiś czas wcześniej udało się dokonać czegoś, co mogłoby wydawać się niemożliwe. Przywódcy wiosek w obliczu zagrożenia za strony Akatsuki doszli do porozumienia ponad podziałami, a na ogół niechętni sobie shinobi z różnych krajów walczyli ramię w ramię. Dzięki temu udało się rozbić organizację kierowaną przez Madarę. Wydawało się, że nadejdzie okres długo wyczekiwanej stabilizacji. Nie minęło jednak dużo czasu, a shinobi z sąsiednich wiosek zaczęli się nawzajem wyrzynać. Dla pieniędzy.
Wszystko zaczęło się, kiedy na granicy między krajami Wiatru i Ziemi odkryto ogromne złoża surowców naturalnych. Panowie feudalni z tych dwóch wiosek zaczęli rywalizować o dostęp do złóż, a wkrótce, ponieważ nie doszli do porozumienia, do kogo właściwie należą te tereny, do rywalizacji włączyli się daimyo z innych krajów. W krótkim czasie rozwinął się konflikt, w którym panowie feudalni postanowili skorzystać z najłatwiej dostępnych „argumentów” – czyli z siły militarnej wojowników z ukrytych wiosek. Wkrótce wszystkie osady były zamieszane w wojnę. Dobrze opłacani, walczyli między sobą, niby to w obronie krajów, którym winni byli lojalność. W rzeczywistości, przelewali krew w imię interesów posiadaczy ziemskich.
Konflikt trwał krótko, ale był wyjątkowo krwawy. To był krytyczny moment, po którym przywódcy wiosek zorientowali się, jak kruchy jest pokój, skoro wioski mogą  w każdej chwili zostać zaangażowane w nieporozumienia między daimyo.
Wtedy do władzy w wiosce Liścia doszedł Danzou, któremu wydawało się, że znalazł złoty środek. Uważał, że można zaprowadzić trwały pokój, jeśli w życie zostanie wprowadzona idea „względnego” egalitaryzmu.
Zdaniem Danzou teoria równowagi sił między wioskami się nie sprawdziła, co więcej – tu miał rację – stała się nieaktualna, gdy niemal wszystkie wioski straciły „tajną broń” czyli bijuu. Naruto był jedynym pozostałym przy życiu jinchuuriki. Danzou uznał, że wobec tego Konoha ma naturalną przewagę, uprawniającą wioskę do zaprowadzenia własnych porządków. To znaczy – trwałego pokoju pomiędzy równymi sobie wioskami, zapewnionego przez nadzór Konohy. Rzecz jasna, kage nie chcieli zgodzić się na kontrolę z zewnątrz, ale nietrudno było ich zastraszyć.
Choć pomysł Danzou na pierwszy rzut okaz wydawał się urojeniami wariata, udało się go wprowadzić w życie. Tylko wioska Piasku nie chciała się podporządkować. 
Danzou tak naprawdę nie chciał prowokować wojny, a Gaara doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie wykorzystać Kyuubiego, ponieważ Naruto mu na to nie pozwoli. Jednak tutaj zainterweniowało przeznaczenie, matka natura lub, jak kto woli – ślepy los. Kraj Wiatru nawiedziło największe od dwustu lat trzęsienie ziemi, które spowodowało ogromne zniszczenia także w wiosce Piasku i należących do niej terenach rolniczych. Danzou nie potrzebował już Dziewięcioogoniastego, żeby przełamać opór mieszkańców Suny. Osłabiona wioska nie mogłaby wystawić armii, ponieważ odbyłoby się to kosztem ludności cywilnej. Żeby wyżywić żołnierzy, trzeba by pobierać daninę od rolników, którzy i tak żyli na skraju głodu.
Danzou wyszedł z założenia, że Kazekage nie zmusi wieśniaków do utrzymywania armii i nie podejmie wyzwania. Postanowił więc postawić mu ultimatum.
Shikamaru wiedział, jak dumni są mieszkańcy kraju Wiatru. Jako jeden z pierwszych poznał też warunki ultimatum. Mimo to był niemal pewny, że Gaara nie odmówi.
Wolałby, żeby tę wątpliwą moralnie misję powierzono komuś innemu. Nawet nie próbował tego ukrywać.
Mimo wszystko jednak, był shinobim Konohy, podległym Hokage i starszyźnie, zobowiązanym do lojalności. I nie chciał zwalać przydzielonego zadania na kogoś innego.
- Jeśli wolisz, wyślemy kogoś innego. Ale jesteś najlepszą osobą do funkcji namiestnika, ponieważ znasz wioskę, którą masz nadzorować – powiedziała Kurenai, takim tonem, jakby mówiła o pogodzie.
Shikamaru nie wysilił się na odpowiedź. Naturalnie nie zamierzał rezygnować z zadania. I nie powiedział Kurenai, co o tym myśli. Wtedy jeszcze głęboki szacunek do przełożonych nie pozwalał mu na arogancję.
Ale już wtedy przyszła mu do głowy pewna refleksja.
Doprawdy, Danzou okazał się dobrym strategiem, między innymi dlatego, że wiedział, którym osobom powierzać wysokie stanowiska.
Jednak, nieszczęśliwie dla wioski, myślał krótkofalowo i nie brał pod uwagę, że układ sił może się zmienić.

Skończyła się narada. Członkowie starszyzny wyszli w milczeniu. Kankuro niezwłocznie podążył za nimi, by wydać kilka poleceń.
W obecnej sytuacji, nic już nie zostało do powiedzenia. Tak przynajmniej im się wydawało.
Gaara widział, że Temari wewnętrznie gotowała się ze złości i nie mogła się doczekać, by mu wygarnąć.
- To jakiś absurd. Nie wierzysz w to, co powiedziałeś – wycedziła przez zęby.
Popatrzył na nią bez zdziwienia, ale z naganą.
- Absurdem jest twoje oburzenie. Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zaakceptować ich warunki.
Temari prychnęła.
- Tylko mi nie mów, że nie masz żadnego planu. Chcesz słuchać poleceń Danzou i tłumaczyć się Narze z każdego ruchu? Nasz ojciec przewraca się w tej chwili w grobie.
Jego siostra widocznie nie zdawała sobie sprawy, że to ostatnie zdanie zupełnie do Gaary nie przemawia. Mało go obchodziło, co pomyślałby Czwarty Kazekage.
- Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – zapytał niechętnie.
Irytowali go otaczający ludzie, którzy nie mieli własnych pomysłów, ale zachowywali się, jakby oczekiwali, że w odpowiedzi na żądania Danzou roześmieje się posłom w twarz. Doskonale wiedzieli, że nie może tego zrobić, a nadal zachowywali się, jakby spodziewali się, że dokona niemożliwego i znajdzie wyjście z patowej sytuacji.
Wioska Piasku stanęła w obliczu największej katastrofy od stuleci; żeby zapewnić ludziom przetrwanie musiał pochylić głowę i uznać zwierzchnictwo silniejszych. Tymczasem starszyzna i wszyscy ludzie w wiosce spodziewali się, że dokona cudu.
Gaara po raz pierwszy odkąd objął stanowisko dopuścił do siebie myśl, że obowiązki Kazekage mogą go po prostu przerosnąć.
Ale tylko przez chwilę mógł sobie pozwolić na zwątpienie.
- Nie wiem – odparła Temari. – Wiem tylko, że za taką bezczelność jakiej się teraz dopuścili, zrywając przymierze, powinni tutaj pewnego dnia przyczołgać się na kolanach. To byłoby zadośćuczynienie za arogancję.
- Hokage przyczołga się tu na kolanach. Czy to poprawi ci humor? – zapytał i podał jej dokument, który otrzymał rano.
- Zdecydowanie – odparła, zerkając na papier. – Co to jest?
- List miłosny od Mizukage – odparł Gaara. Opryskliwość była niezamierzona. Temari była ostatnią osobą, z którą chciałby w ten sposób rozmawiać, ale ostatnio z trudem nad sobą panował. Brak snu powodował u niego znacznie większe rozdrażnienie, odkąd nie miał w sobie Shukaku.
Temari przyjrzała się pismu.
- Zawarłeś umowę z wioską Mgły?
- To raczej rodzaj obustronnej deklaracji o nieagresji – odparł. – Mówię ci o tym tylko dlatego, żebyś z większym dystansem spojrzała na swoją funkcję. Pismo musi ulec zniszczeniu i nie będę o tym więcej z tobą rozmawiać, dopóki sprawa się nie stanie bardziej klarowna.
Popatrzyła na niego tak, jakby spodziewała się, że zdradzi jej szczegóły. Ale on nie mógł tego zrobić na tym etapie.
- Jak na razie, Danzou musi czuć się pewnie. Nara będzie chciał mieć dostęp do wszystkich dokumentów, do korespondencji, do każdego pomieszczenia administracyjnego i każdego kąta w wiosce. Ty mu to umożliwisz.
Temari posłała mu bazyliszkowe spojrzenie.
- Chyba sobie żartujesz. Wybierz kogoś innego.
Gaara potrząsnął głową.
- Nie musisz być dla niego miła, wręcz przeciwnie, im bardziej będziesz wredna tym mniejsza szansa, że zacznie coś podejrzewać. Nie powinno mu przyjść do głowy, że mamy coś w zanadrzu.
Temari oddała Gaarze list z Kiri, z miną męczennicy. Ale wydawała się być uspokojona jego zapewnieniem, że złamanie przymierza nie ujdzie Konoszanom na sucho.
- Temari, jeszcze jedno. Nara nie jest tu pożądanym posłem, ale mimo wszystko spróbujcie się nie pozabijać.

sobota, 10 stycznia 2015

I. Pokój narzucony siłą. Part 3


Hinata zdawała sobie sprawę, że Shikamaru nisko ocenia jej zdolność rozpoznania sytuacji. Uważał, że cała odpowiedzialność za powierzone zadanie spoczywa na nim, ponieważ jego towarzyszka nawet nie wie do końca, o co w ich misji chodzi. Zresztą, miał zupełną słuszność. Nietrudno było się domyślić, że Shikamaru wie znacznie więcej od niej. On miał wykonać wszystkie części zadania – rozmawiać z Kazekage, odwlekać w czasie postępy w negocjacjach, i zdobywać informacje. Naruto na pewno bardzo na niego liczył w tym względzie.

Ale zdaje się, że nie docenił zapobiegawczości przeciwnika. Sabaku no Gaara z całą pewnością wiedział, że obecność kogoś takiego jak Shikamaru w siedzibie władz jest niebezpieczna, bo on będzie starał się poznać te fakty, którymi wioska Piasku nie chciała się chwalić. Każdy ma jakieś słabe punkty, a Shikamaru był najlepszą osobą, by je odkryć.

Dlatego nie dano mu na to szansy.

Wydawałoby się, że dwa dni zwłoki przed rozpoczęciem rozmów będą korzystne dla delegacji, ale Shikamaru od początku był niezadowolony. Pewnie wolałby od razu zasiąść przy stole negocjacyjnym i poznać warunki ze strony Suny. Pustynny Gaara się nie spieszył i trzymał ich w niepewności, przez co stracili dwa dni bezużytecznie, nie mogąc się przygotować na odparcie żądań, skoro ich nie znali.

Nie dostali szansy na myszkowanie po wiosce, bo Kankuro i Matsuri dbali, by wypełnić im czas. Od wczesnego ranka do późnego wieczora przebywali poza siedzibą władz, oprowadzani po atrakcjach wioski (jak się okazało, Suna posiadała liczne atrakcje).

Hinata pierwszego dnia była zadowolona, że nie spędzą czasu w siedzibie władz. Nie chciała natknąć się na Sabaku no Gaarę, na którego widok nóż otwierał jej się w kieszeni – w przenośni, a pewnie byłoby tak dosłownie, gdyby broń nie została im zarekwirowana.

Zdawała sobie sprawę, że to bardzo psuje Shikamaru szyki, bo rozkład dnia blokował mu możliwość działania. W wiosce nie dało się zbyt wiele zaobserwować, skoro wciąż byli pod kontrolą „opiekunów” i wypełniono im czas bezużytecznymi zajęciami. Połowę pierwszego dnia spędzili w kasynie. Hinata po raz pierwszy grała w ruletkę, i co ciekawe, niemal za każdym razem wygrywała. Ale od pierwszego momentu, gdy weszła do tego przybytku, miała ochotę wyjść. To miejsce było nieprzyjemne, na dodatek krupier jej się bez przerwy przyglądał.

Ale tam przynajmniej był to tylko uciążliwy krupier. Później Hinata notorycznie miała wrażenie, że ludzie ją obserwują, jakby była jakąś atrakcją. Oczywiście, nie musiała się afiszować z symbolem Konohy, by ją rozpoznawano. Na pierwszy rzut oka można było rozpoznać, z jakiego pochodzi klanu. Czy na jej widok, myśleli o Hanabi?

Po pierwszym dniu Hinata miała serdecznie dość zainteresowania własną osobą. Wolałaby siedzieć przy Akamaru, który został przykuty do budy przed domem Kankuro i miał zakaz przebywania bliżej centralnej części osady. Kankuro, jak się okazało, mieszkał dość daleko od siedziby administracyjnej wioski.

Hinata wiedziała, że nawet w tych warunkach Shikamaru poradzi sobie najlepiej, jak to możliwe, ale chyba nikt nie spodziewał się, że wykradnie jakieś wewnętrzne tajemnice, które zmienią wynik wojny. Naruto i Rada Starszych zgodzili się na kapitulację. Zaraz po tym, jak starszyzna jej klanu uznała, że nie ma sensu dłużej walczyć. Zaakceptowali punkt widzenia Hyuugów, jakby nie mogli zmusić ich do walki. Tchórze.

Dla Hinaty decyzja o kapitulacji była ciosem. Nienawidziła wojny, nie chciała w tym uczestniczyć i nie chciała, żeby ludzie nadal ginęli w tak okrutny sposób. Ale poddanie się było jeszcze gorsze niż prowadzenie działań wojennych. Poddanie się, teraz, gdy tylu z nich zginęło. I zgoda na to, by Gaara i jego podwładni nie ponieśli konsekwencji swojego okrucieństwa… Żeby nie ponieśli konsekwencji tych wszystkich śmierci, które spowodowali.

Starszyźnie klanu Hyuuga najbardziej powinno zależeć na zmuszeniu ich do poniesienia odpowiedzialności, a jednak jako pierwsi wspomnieli o kapitulacji. Hinacie było z tego powodu wstyd, czuła bezsilną wściekłość i pogardę dla tych niby wielkich wojowników, którzy zwyczajnie się wystraszyli. Którzy powiedzieli, że ich klan poniósł już zbyt wielkie straty, i w związku z tym wycofują się z dalszej walki. Pozbawili w ten sposób Konohe wielu dowódców, może nie najlepszych, ale dobrze przeszkolonych i sprawdzających się na froncie. 
Neji nie mógł im rozkazać, by walczyli nadal, ale mógł to zrobić Naruto. Tylko, że on nie chciał nikogo zmuszać do walki, w obliczu sytuacji, która stawała się coraz bardziej beznadziejna.

Hinata była przekonana, że pewnego dnia starszyzna jej klanu bardzo pożałuje tej decyzji. Pewnego dnia ich zdanie przestanie się zupełnie liczyć, będą całkowicie podporządkowani Nejiemu. Podświadomie wyczekiwała na ten moment.

Hinata darzyła kiedyś starszyznę rodu głębokim szacunkiem, ale nie pozostał po nim nawet ślad. To oni uznali, że niektórzy członkowie ich klanu nie są warci tego, by się o nich upominać.

Mimo wszystko, nadal nie miała odwagi z nimi polemizować, postępowała dokładnie tak jak tego od niej oczekiwali. Ojciec zawsze powtarzał, że lojalność wobec klanu jest najważniejszym obowiązkiem.

Shikamaru był zadowolony, kiedy skończyły się te dwie uciążliwe doby. Hinata też odczuła ulgę, wydawało jej się, że zobaczyli już wszystko, co było do zobaczenia i dostaną teraz więcej swobody. Jeśli Matsuri i Kankuro mieliby nadal wyciągać ich co dnia z siedziby władz – świadczyłoby to, że Sabaku no Gaara rzeczywiście ma coś do ukrycia. Tak przynajmniej powiedział Shikamaru, który wydawał się być przekonany, że nawet gdyby otwarto dla nich wszystkie drzwi w siedzibie władz i pozwolono przeglądać wszystkie dokumenty – nie znaleźliby nic, co wzmocniłoby ich pozycję w negocjacjach. Zdaje się, że Nara był przekonany o bezwzględnej przewadze Suny. I o braku rozłamów w ich szeregach, bo chyba tylko na to mogliby teraz liczyć – że wśród shinobich Piasku istnieje podział na frakcje, które nie we wszystkim są jednomyślne.

Hinata obawiała się, że Shikamaru może mieć rację. Wydawało się, że Kazekage ma bezwzględne poparcie w wiosce. Ale Hinacie jego zachowanie wydawało się podejrzane.

Jeśli Pustynny Gaara rzeczywiście miałby ugruntowaną pozycję, czy współpracowałby z Radą Starszych? Przecież teraz już wszyscy wiedzieli, że to nie Konoha sprowokowała wojnę, a atak shinobich Korzenia był efektem intrygi starszyzny Piasku. Nie było wiadomo, jak wojowników z organizacji stworzonej przez Danzou udało się przekonać do zrobienia czegoś tak głupiego, ale nie ulegało wątpliwości, że stali za tym shinobi ze starszyzny Suny. I Sabaku no Gaara o tym wiedział. Musiał mieć świadomość, że starszyzna działała za jego plecami.

Hinata nie znała podobnego przypadku z historii, nie wiedziała więc, jak można rozwiązać taką sytuację. Starszyzna była ważnym organem władzy w każdej wiosce, w Sunie nie było inaczej. Konflikty z kage się zdarzały, ale zawsze rozwiązywano je polubownie, bo właściwie nie było innego wyjścia. Kage, wybierany przez starszyznę, raczej nie mógłby odsunąć jej członków od władzy. Niewątpliwie, stawiało to Kazekage w patowej sytuacji. Hinata sądziła, że jeśli kage Suny ma jakiekolwiek ludzkie uczucia nie może mu być obojętne, że przez intrygi jego współpracowników zginęła Temari.

Wyglądało więc na to, że skoro nie mógł ich ruszyć, postanowił przerzucić całą odpowiedzialność na Konohę.

A może po prostu chce ich zniszczyć dla czystej satysfakcji. To na pewno byłoby w jego stylu. Może kiedyś Sabaku no Gaara zachowywał się normalnie i możliwa była współpraca z wioską Piasku pod jego przywództwem, ale zdaje się, że to były tylko pozory. Hinata nie miała wątpliwości, że ten człowiek jest niezrównoważony. Był psychopatą i zawsze nim będzie. Tyle, że teraz nie zabijał każdego, kto stanął mu na drodze -  stanowisko umożliwiało mu stosowanie bardziej wyrafinowanych metod.

A Naruto w niego wierzył i ryzykował, żeby ratować jego życie. Trzeba było się nie wtrącać, kiedy Akatsuki wyssało z niego demona.

Hinata nie wierzyła, by shinobi z innych wiosek mogli poprzeć Sunę, gdyby przywódca wioski nie wzbudzał ich zaufania. Prawdziwi shinobi nie powinni się na to nabierać. A jednak, byli tacy, którzy potrafili obrócić się przeciwko własnej wiosce i walczyć po stronie Suny. A co takiego wioska Piasku miała do zaoferowania?

Hinata zacisnęła dłonie w pięści. Była tak pochłonięta własnymi myślami, że zupełnie oderwała się od rzeczywistości i początkowo nawet nie słuchała, co Sabaku no Gaara mówił po wejściu do sali obrad.

Co ciekawe, byli tam tylko we trójkę. Właśnie oficjalnie rozpoczynały się negocjacje, a Kazekage nie zaprosił do udziału ani Kankuro, ani nikogo z Rady Starszych.

Brunetka nigdy wcześniej nie uczestniczyła w oficjalnych rozmowach między wioskami, ale wydało jej się to dziwne. Chociaż, być może w Suna Gakure panowały inne obyczaje.

Przyjrzała się Pustynnemu Gaarze, który sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Przyszło jej do głowy, że może on po prostu chce pokazać, że nie potrzebuje akceptacji starszyzny w odniesieniu do własnych decyzji i że on sam je podejmuje.

- Dość uprzejmości – powiedział. – Zaczniemy od przedstawienia listy naszych żądań – podał jakąś kartkę Shikamaru. Zwracał się tylko do niego. Hinaty nie zaszczycił nawet spojrzeniem.

Powinno jej to odpowiadać, bo nawet nie zamierzała mieszać się w negocjacje; wiedziała, że może przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie była odpowiednią osobą do prowadzenia oficjalnych rozmów.

Mimo to, rozzłościło ją takie lekceważenie ze strony Kazekage. Sama nie wiedziała do końca, dlaczego. Na ogół wolała, żeby nie zwracano na nią uwagi. Podczas oficjalnych narad w wiosce liścia – jeśli już została wezwana – siadała możliwie najdalej od Hokage. Starała się udawać nieobecną. Dzięki temu unikała konieczności rozmawiania z Naruto. Oboje na tym korzystali.

Zresztą, nigdy nie lubiła przyciągać niczyjej uwagi. Ale irytowało ją to, że Pustynny Gaara ją zlekceważył.

- Nie chcesz usłyszeć, jakie są nasze warunki? – zapytał Shikamaru, nie spojrzawszy na kartkę. Hinata pomyślała, że jounin potrafi zachować zimną krew nawet w takiej sytuacji, albo – tak jak ona – zwyczajnie boi się spojrzeć na tę listę. Shikamaru lepiej niż ktokolwiek inny musiał zdawać sobie sprawę, jak trudno będzie cokolwiek wynegocjować. Im wyższe są początkowe żądania, tym trudniej będzie je sprowadzić do poziomu możliwego do spełnienia.  Chyba nikt nie liczył na to, że przeciwnicy będą się zastanawiać nad tym, czy wioska Liścia jest w stanie sprostać żądaniom.

Sabaku no Gaara nie wydawał się zaskoczony.

- Słucham – odpowiedział tonem, który wskazywał, że w ogóle nie jest zainteresowany.

- Najpierw wypuścicie wszystkich jeńców, którzy przebywają w waszym więzieniu, dopiero wtedy przemyślimy wasze żądania.

Kazekage prawdopodobnie tego właśnie się spodziewał.

- Masz na myśli szpiegów – uznał za stosowne przypomnieć.

Hinata miała przeczucie, że kage będzie robić w tej sprawie trudności. Był w bardzo korzystnej sytuacji, ponieważ mógł powiedzieć, że żaden ze schwytanych szpiegów nie przeżył przesłuchania, i to ucięłoby rozmowę. Zresztą, Hinata nie byłaby zdziwiona, gdyby rzeczywiście zamordowano wszystkich schwytanych shinobi Konohy. Niestety, złapano ich zbyt wielu.

- Wypuścimy ich, ale dopiero wtedy, gdy dojdziemy do porozumienia – odparł Sabaku no Gaara spokojnie. – Załóżmy, że wtedy, gdy wy zrealizujecie pierwszy punkt.

Shikamaru spojrzał na kartkę, którą trzymał w ręce. Wpatrywał się w nią przez kilka sekund. Potem przeniósł wzrok na rozmówcę.

- Wasze żądania są niemożliwe do realizacji.

- Szkoda, że tak uważasz – odpowiedział kage beznamiętnie. – Tak się składa, że punkt pierwszy nie podlega negocjacjom. Chciałbym zauważyć, że dalsze przetrzymywanie u nas waszych ludzi jest bezcelowe. Nie jest ich wielu, ale żeby zostali uwolnieni musicie nam przekazać kompletną listę nazwisk ludzi, którzy w ciągu ostatnich pięciu lat przekazywali wam informacje z naszej wioski.

Shikamaru wyglądał, jakby miał ochotę zakląć. Hinata nie rozumiała, z jakiego powodu się tak wścieka.

- Doskonale wiesz, że nie o tym punkcie mówię.

- Dlatego powiedziałem, że wasi szpiedzy zostaną wypuszczeni w zamian za zrealizowanie pierwszej propozycji – przypomniał shinobi. Słowo „propozycja” brzmiało w tych okolicznościach jak złośliwy żart. – Przekażę wam listę wszystkich waszych ludzi, którzy przebywają u nas, po czym zostaną wypuszczeni bez dalszych roszczeń. Ale najpierw musicie przekazać nam kompletną listę waszych szpiegów, a mówiąc „kompletną” mam na myśli, że nie możecie pominąć ani jednej osoby. Mam nadzieję, że to zrozumiałe.

Shikamaru jeszcze raz spojrzał na kartkę. Zdaniem Hinaty, zachowywał się nieco dziwnie.

Pierwsze żądanie wydawało jej się zaskakująco proste do zrealizowania. Shinobi Suny i tak zdemaskowali większość szpiegów, spośród nich przeżyło raptem kilka osób, więc ta lista i tak była dla nich bezużyteczna. Chyba, że… Shinobi Piasku wiedzieli już, że Uchiha Itachi przebywa na ich terenie. Jeśli nie znajdą jego nazwiska na liście szpiegów będą mogli odrzucić kurtuazję i oskarżyć Konohę o złą wolę przy stole negocjacyjnym.

- Zauważ, że to uprzejmy gest z naszej strony – dodał Sabaku no Gaara. – Moglibyśmy zaczekać z uwalnianiem waszych ludzi do czasu realizacji pozostałych żądań. A tak, macie szansę ich odzyskać, nie ponosząc większych kosztów.

Shikamaru spojrzał na Kazekage wyzywająco. Zdaje się, że opanował już emocje.

- Oczywiście to doceniamy – odpowiedział tonem, który sugerował coś wręcz przeciwnego. – Może wobec tego przedyskutujemy pozostałe kwestie.

- Powiedziałbym raczej, że kiedy rozwiążemy pierwszą kwestię, będziecie mogli spokojnie zapoznać się z pozostałymi wymogami. I wówczas stwierdzić, czy je akceptujecie czy nie. Podobnie jak punkt pierwszy zasadniczo nie podlegają negocjacjom.

Shikamaru milczał, przyglądając się rozmówcy z jawną niechęcią. Chyba powstrzymywał się, żeby go nie zwymyślać w niewybrednych słowach.

Widocznie dawna relacja Shikamaru i Temari nie wpływała na jego zdolność do oceny zachowania jej brata, chociaż wielu shinobi Konohy miało co do tego wątpliwości.

Hinata żałowała, że nie została potraktowana jak równoprawny uczestnik negocjacji i nie dostała własnego egzemplarza kartki z żądaniami. Nie wypadało jej podejść do Shikamaru i zajrzeć mu przez ramię, a chętnie by to zrobiła.

Była zdziwiona reakcją Shikamaru, gdyż byli przygotowani na to, że warunki kapitulacji będą ciężkie. I nie chciała wierzyć w to, co Kazekage mówił o braku możliwości negocjacji.

- Mimo najlepszych chęci nie możemy wypłacić tak wysokiej kontrybucji, gdyż nie dysponujemy taką sumą – wycedził Shikamaru przez zęby. – Nie wspominając o pozostałych żądaniach, które są absurdalne.

Hinata straciła zimną krew. Po prostu wstała, podeszła do Nary i wzięła do ręki odłożoną przez niego na stół kartkę papieru. Przez chwilę nie mogła wykrztusić słowa.

Wygórowane to mało powiedziane. Nie dość, że wioska Piasku żądała astronomicznej kwoty trybutu, to jeszcze postawili roszczenia terytorialne i żądali kontroli nad wszystkimi sprawami wewnętrznymi wioski. Tego było za wiele.

- Jesteś szalony… Kazekage-sama – wycedziła przez zęby.

Sabaku no Gaara nie wydawał się zaskoczony jej reakcją, nieodpowiednią dla posła.

Ta sytuacja zakrawała na jeden wielki absurd. Zgadza się, byli przegranymi w tej wojnie, ale Kazekage zapomniał o najważniejszej sprawie.

- Obawiam się, że to spostrzeżenie niewiele wnosi do dyskusji – odparł Sabaku no Gaara chłodno. Patrzył na nią w taki sposób, jakby bawiła go ta sytuacja.

Hinata przestała myśleć o tym, że jako posłowie mieli nie poruszać niektórych tematów. Nie powinni atakować przeciwnika, nie powinni ingerować w sprawy wewnętrzne wioski. Ale w tej chwili jej to nie obchodziło.

- Czy aby nie zapomniałeś o jednym, drobnym szczególe, czcigodny kage? – niemal krzyknęła. – To nie my wywołaliśmy tę wojnę. Wy to zrobiliście. Genialni starcy z waszej wioski doprowadzili do tej wojny, wy ponosicie całą odpowiedzialność, więc nie zachowujcie się teraz jak sprawiedliwy pośród narodów świata. Możecie wymusić na nas, żebyśmy się poddali, możecie zmusić nas do spełnienia tych wszystkich żądań, jakbyśmy byli odpowiedzialni, ale to nadal pozostanie zwykłym bezprawiem.

Pustynny Gaara przyglądał jej się w milczeniu. Nie była pewna, czy jej słowa wywarły na nim jakiekolwiek wrażenie.

Przekraczała w tym momencie granice poprawności dyplomatycznej, ale doskonale wiedziała, że ma rację, i że Kazekage także to wie.

- Tak naprawdę pozwoliłeś się oszukać, dałeś się podejść jak dziecko, a zwalanie odpowiedzialności na nas niczego nie rozwiąże – dodała, zapominając o grzeczności. Nie powinna zwracać się do Kazekage w bezpośredni sposób, ale w tym momencie trudno jej było zapanować nad emocjami.

- Usiądź, Hinata-san – odpowiedział shinobi. – Pozwól, że ci coś wyjaśnię, bo widzę, że zaszło pewne nieporozumienie.

Kunoichi była zirytowana jego protekcjonalnym tonem, ale usiadła. Starała się omijać spojrzeniem twarz Shikamaru, który wyglądał, jakby był gotów rozerwać ją w tej chwili na strzępy. Okazała się bardziej kłopotliwa niż sądził.

Pustynny Gaara nie wydawał się rozzłoszczony. Zresztą, on chyba nigdy nie ujawniał żadnych emocji, nawet jeśli je miał. Spojrzenie, którym obdarzył Hinatę, wyrażało raczej zaintrygowanie niż złość.

- Wiesz, jaka jest podstawowa różnica między naszymi wioskami, Hinata-san? – odezwał się spokojnie. – Albo inaczej: czy wiesz, co jest waszą najpoważniejszą słabością? – popatrzyła na niego bez zrozumienia. – Zastanów się, akurat ty powinnaś doskonale zdawać sobie z tego sprawę.

Posłała mu spojrzenie, które miało dać do zrozumienia, że nie zamierza wdawać się w jałowe dyskusje.

Shikamaru chyba jeszcze nigdy nie miał do czynienia z tak upierdliwą kobietą. Wiedział, że będą z nią problemy, bo Hinata nigdy nie potrafiła panować nad emocjami. Ale tym razem przesadziła. Jakby nie wiedziała, że obrażanie Kazekage może im jedynie zaszkodzić, a na pewno nie pomoże.

Na szczęście Gaara mając ważniejsze sprawy nie przejmował się regułami dobrego wychowania. O dziwo jednak nie zlekceważył Hinaty, ani nie wyprosił jej. Shikamaru najchętniej tak właśnie by zrobił, i tak nie wnosiła nic sensownego do rozmowy. Mogła jedynie pogorszyć sytuację.

Tymczasem Gaara wdał się z nią w rozmowę. Shikamaru miał nadzieję, że nie robił tego po to, by ją jeszcze bardziej sprowokować, ale nie wykluczał takiej możliwości. W tej chwili nic już by go nie zdziwiło. Do tej pory sądził, że Gaarze zależy na szybkim rozwiązaniu konfliktu, ale gdy ten przedstawił warunki zawarcia pokoju, przyszło mu do głowy, że jego celem jest doprowadzenie do ponownego wybuchu wojny.

- W wiosce Liścia pochodzenie liczy się bardziej niż cokolwiek innego – powiedział Gaara do Hinaty, jakby prowadził towarzyską konwersację, a nie był w trakcie ważnych negocjacji. - Na pierwszym miejscu stawiacie zawsze nazwisko, dopiero w następnej kolejności oceniacie umiejętności. Przegapiliście moment, kiedy bardziej od pochodzenia zaczęła się liczyć indywidualność. Co więcej, wymagacie od jednostek pełnego podporządkowania się woli klanu, a to będzie spotykać się z coraz większym sprzeciwem. Nauczyliście się lekceważyć tych, którzy nie mają szlacheckiego nazwiska, zapominając, że zlekceważeni shinobi mogą być niebezpieczni.

Shikamaru nie spodziewał się, że Gaara zabierze się za rozważania tego typu, ale on szybko wyjaśnił, do czego zmierza.

- Popełniliście ogromny błąd po śmierci Danzou. Decydując się na nagłe zlikwidowanie Korzenia daliście do zrozumienia, że ta organizacja była zwykłą pomyłką. Sztucznie przydzielając ludzi do innych grup, nie zapytawszy ich o zdanie, ani nawet nie uprzedzając o planach. Pomijam kwestię, czy to było wobec nich uczciwe. Z mojego punku widzenia, wasze błędy to wasza sprawa, tak długo, jak nie mają one wpływu na moich podwładnych. Ale w tym przypadku niestety wasze nieprzemyślane decyzje wywarły ogromny wpływ na moją wioskę. Tsunade pozwoliła, żeby grupa sfrustrowanych shinobi pętała się po osadzie, a nie ma nic gorszego niż wojownik, który myśli, że jest bezużyteczny. Gdyby nie wasz błąd, shinobi z Korzenia nie pozwoliliby tak łatwo sobą manipulować. Wówczas nie doszłoby do tamtego przykrego incydentu i nie doszłoby również do wojny.

Dla Shikamaru nazwanie ataku na Sunę incydentem było co najmniej nie na miejscu.

Mimo wszystko Gaara wyraził to, o czym Shikamaru pomyślał w pierwszym momencie, gdy wyszło na jaw, że atak Korzenia na Sunę był prowokacją zaplanowaną przez starszyznę piasku.

Oni mogli to zaplanować, ale ktoś ten plan musiał zrealizować. I tymi wykonawcami okazali się zaufani ludzie Konohy. To nie shinobi z wioski Piasku byli odpowiedzialni za śmierć Temari. Zabił ją ktoś, kto nosił na czole symbol wioski Liścia. Potencjalnie, mógł to być nawet Sai.

Gaara ponownie spojrzał na Shikamaru.

- Nie jesteście w odpowiedniej sytuacji, żeby negocjować. Powinniście przekazać warunki zwierzchnikom. Oczywiście, dam wam czas na podjęcie decyzji. Powinniście zacząć od punktu pierwszego, bo wasi ludzie mogą się niecierpliwić. Następnie macie trzy możliwości. Pierwszą z nich jest to, że spełnicie wszystkie wymienione żądania. Możecie też kategorycznie odmówić, co prowadzi do zerwania negocjacji. Proponuję, żebyście wybrali wyjście alternatywne, które prowadzi do anulowania przedstawionych wcześniej warunków.

Shikamaru uniósł brwi. A więc do tego prowadziła ta rozmowa. Gaara chciał na nich wymusić jakąś deklarację, dlatego przedstawił listę absurdalnych żądań. Jounina nawet zaczęło ciekawić, o co też może chodzić, skoro wymagało to takiego kluczenia.

Natychmiast jednak pożałował swojej ciekawości.

- Traktat pokojowy może zostać podpisany z pominięciem kontrybucji i roszczeń terytorialnych, jeśli Hokage przybędzie tutaj i przeprosi moich podwładnych za sytuacje, do których Konoha doprowadziła w przeszłości.

Shikamaru przyjrzał się Gaarze badawczo. On oczywiście nie żartował.

To było do przewidzenia, że Gaara będzie chciał upokorzyć Konohę w możliwie najbardziej dotkliwy sposób. A bardziej upokarzające od wypłacania gigantycznych odszkodowań i poddania się kontroli namiestnika zewnętrznej wioski było tylko publiczne upokorzenie Hokage.

- Czy ja dobrze rozumiem? – odezwała się Hinata, która wydawała się sądzić, że może rozmawiać z Kazekage jak ktoś równy rangą. – Chcesz, żeby Naruto przyszedł tutaj klękać przed twoimi ludźmi?

- Tak, Hinata-san, tym razem rozumiesz bardzo dobrze – potwierdził Gaara.

Hinata wydawała się zbyt zszokowana, by znów na niego naskoczyć. A może się zorientowała, że to bezcelowe.

Shikamaru oczywiście zdawał sobie sprawę, że mieszkańcy Suny oczekiwali od Gaary, który okazał się sprytnym strategiem i skutecznym przywódcą, że doprowadzi sprawę do końca i zrobi to, co według nich było najsprawiedliwsze – zmusi Hokage, by się ukorzył, i w ten sposób przypieczętuje triumf nad wioską Liścia. Rozpatrując to pod pewnym kątem można by uznać to wyjście za mniej absurdalne niż wszystkie żądania zasugerowane wcześniej. Naruto wyżej od własnej dumy cenił sobie dobro wioski i na pewno byłby gotowy się poświęcić. Tutaj sprawa wydawała się prosta.

Ale rada starszych nie pozwoli na takie poniżenie. Shinobi Konohy nigdy się na to nie zgodzą. Woleliby już, żeby suwerenna władza Hokage została ograniczona przez kontrolę z zewnątrz.

I chyba rzeczywiście na tym się skończy. Historia lubi zataczać koło.