Gaahina

Gaahina

wtorek, 27 stycznia 2015

III. Najsłabsze ogniwo



- Nie musiałeś mnie bronić. Potrafię sobie radzić sama – powiedziała Hinata. Postanowiła wygłosić te słowa zamiast podziękowań, dlatego wyszła poza teren siedziby władz, by porozmawiać z Shikamaru. Tak, jak się spodziewała skorzystał z okazji, by pogapić się w niebo, mimo że było już późno, więc zamiast swoich ulubionych chmur mógł obserwować tylko gwiazdy.
Teren przylegający do centrum administracyjnego Sunagakure był jaskrawym przeciwstawieniem otoczenia siedziby władz Konohy. W porównaniu z porosłą bujną roślinnością Konohą Suna była pusta i jałowa.
Z drugiej strony, wysokie drzewa nie zasłaniały gwiazd. Hinata odkryła to już pierwszej nocy po przyjeździe.
- Nie było moją intencją ciebie bronić – odparł Shikamaru, nawet na nią nie spojrzawszy. – Głupie uwagi tej małej wszystkich doprowadzają do szału.
Określenie „wszystkich” prawdopodobnie miało objąć swym zasięgiem także Kankuro, który jakoś nie zareagował, gdy Shikamaru zagroził Matsuri, że wyrwie jej język.
Hinata usiadła na ziemi, bo wcale nie zamierzała kończyć na tym rozmowy z Shikamaru, który uważał ją pewnie za podatną na zastraszanie słabą istotkę. Hinata może i taka była, ale nie dlatego puszczała mimo uszu uwagi Matsuri o Hyuugach. Nietrudno było zauważyć, że dziewczyna powtarza słowa, które w wiosce Piasku można było usłyszeć bardzo często.
Hinata była świadoma, że nie przybyła do wioski w sprawach prywatnych, ale skoro już tu była, mogła obserwować. Zresztą nie trzeba było wykazać się specjalnym sprytem, żeby zorientować się, gdzie znajdują się źródła okazywanej jej na każdym kroku antypatii. Shikamaru twierdził oczywiście, że w Sunie wszyscy shinobi noszący znak Konohy są nielubiani, ale jakoś do niego nie odnoszono się z niechęcią, raczej z szacunkiem. Zaś wobec niej wszyscy zachowywali się podejrzliwie. 
Hinata nie musiała snuć własnych teorii, dlaczego tak jest, bo z dość niejasnych i głupich uwag Matsuri dało się wyczytać jedno – dla wielu ludzi Hinata była tylko starszą wersją swojej siostry, a ta musiała być tutaj nielubiana. Swoją drogą ciekawe, że jakikolwiek shinobi nie zajmujący ważnej funkcji może tak negatywnie zapisać się w pamięci ludzi, na dodatek na tak długo.
- Myślisz, że jutro pojawi się ktoś z wioski z rozkazami od Naruto? – zapytała Hinata, zmieniając temat na poważniejszy.
- Może nie jutro, ale pojutrze powinni tu być – odpowiedział Shikamaru flegmatycznie. – Jednak nie wiem, co zdecydują. Naruto może zechce załatwić sprawę polubownie, ale rada się na to nie zgodzi.
Hinata też się tego spodziewała.
- Nie zastanawia cię, dlaczego Gaara tak wiele ryzykuje? – odezwała się niepewnie. Shikamaru oczywiście wszystko rozumiał dużo lepiej od niej i bała się, że się wygłupi. - Sprawia wrażenie jakby nie zamierzał ani trochę złagodzić tych żądań, a przecież mógłby to zrobić, zwycięstwo wystarczająco umacnia pozycję Suny. Jasne, chcą się odegrać i wysłać do nas namiestnika, żeby kontrolował Hokage, ale po co tak zawyżać kontrybucję?
Shikamaru popatrzył na nią z zastanowieniem, jakby wahał się, czy powinien podzielić się z nią swoimi wnioskami.
- Sama pomyśl.
- Chce umocnić swoją pozycję w wiosce?
Shikamaru skinął głową.
- Jak sama zauważyłaś, ludzie z otoczenia władzy podzielili się na dwa przeciwstawne obozy. Jedni popierają Kazekage, inni radę starszych i nie ma szans, żeby doszli do porozumienia. Ale do tego dochodzą wszyscy pozostali shinobi, którzy nie opowiedzieli się jeszcze po żadnej stronie. Jeśli Gaara popełni błąd, rada rozegra to na własną korzyść i błyskawicznie usunie go ze stanowiska. Ponieważ chce ich pozbawić władzy musi rozegrać to tak, żeby to on miał poparcie. Jeśli nie rozwiąże tego politycznie, prędzej czy później wybuchnie wojna domowa. Bo na pewno nie dojdzie do porozumienia ze starszyzną.
Shikamaru przemyślanie ważył słowa, zamiast powiedzieć wprost, że Gaara nigdy nie dogada się z ludźmi, przez których zginęła Temari. Ale jakoś jej nie zdziwiło, że szatyn tego unika. Nie mówił o Temari od jej śmierci, zupełnie jakby chciał udawać, że nigdy nie istniała.
- Uważasz, że postępuje słusznie – odezwała się. Nie było to pytanie, ale stwierdzenie. Shikamaru zlustrował ją wzrokiem, zanim udzielił odpowiedzi. Pomyślała, że próbuje ocenić jej intencje. Prawdopodobnie spodziewał się, że będzie go atakować.
- Racjonalnie, jak na tę sytuację – odparł jounin.
Hinata zawahała się. Miała ochotę zadać mu pewne pytanie, ale nie chciała zostać źle zrozumiana. Mimo wszystko, postanowiła zaryzykować.
- Gdybyś nie miał zobowiązań wobec nikogo, poparłbyś wioskę Piasku?
To pytanie nie przyszło jej do głowy teraz. Od kilku dni przebywała w Sunie, w towarzystwie Shikamaru, i zaczęła dostrzegać rzeczy, na które wcześniej zupełnie nie zwracała uwagi. Nawet wtedy, kiedy ktoś próbował jej je uświadomić.
Dla Hinaty, której od małego wpajano lojalność – w pierwszej kolejności wobec klanu, w następnej wobec Konohy – zasadniczo nigdy nie istniało pytanie o granice obowiązków wobec rodzimej wioski i o wolność wyboru. Od zawsze było dla niej jasne, że należy postępować zgodnie z poleceniami starszyzny, niezależnie od własnego zdania.
Ale starszyzna może się mylić. A kiedy chodzi o sprawy naprawdę ważne dochodzi do sytuacji, gdy trzeba się zastanowić, czy postępować zgodnie z zasadami, czy w zgodzie z własnym sumieniem. Rozdźwięk między tymi dwiema rzeczami był bardzo wyraźny – teraz, gdy wiadomo było, że starsi wioski mają zupełnie inne zdanie co do warunków pokoju niż Hokage. Naruto był gotowy wiele poświęcić, by zapewnić pokój i bezpieczeństwo swoim podwładnym; starszyzna uważała, że wszystko jest lepsze od korzenia się przed Kazekage. Nawet jeśli to „wszystko” miałoby oznaczać uwolnienie Kyuubiego, by siał zniszczenie w wiosce Piasku. Naruto nie byłby w stanie go kontrolować.
Powstawało więc pytanie, czy należy ślepo słuchać starszyzny. Teoretycznie, Naruto nie powinien podejmować decyzji, która była jednogłośnie krytykowana przez radę. Hinata była przekonana, że nie ugnie się i nie postąpi wbrew własnemu sumieniu, jednak trudno było przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje.
- To mało precyzyjne pytanie – odparł Shikamaru.
- Wiesz, o co mi chodzi. Niektórzy uważają, że to komu służymy powinno wynikać z wyboru, nie z urodzenia.
- To bzdurna idea.
- Mówisz tak, ale krytykujesz działania starszyzny. Może wcale nie musimy postępować tak, jak tego się od nas oczekuje. Samowolne opuszczanie wioski i walczenie po tej stronie, po której się chce, byłoby wtedy korzystaniem z prawa wyboru, nie zdradą.
Shikamaru zastanowił się.
- Nie pytasz mnie o to dlatego, że chcesz znać moje prywatne poglądy, prawda? – odparł. Hinata przygryzła wargi. –Nie odpowiem ci, czy Hanabi była zdrajczynią, bo to zależy od intencji. Jeśli ktokolwiek wśród żywych zna odpowiedź na to pytanie, najprawdopodobniej jesteś to ty.

***
- Zachowujesz się dziecinnie.
Hanabi nigdy nie przejmowała się tego rodzaju uwagami, i tym razem nie było inaczej. Jak zwykle spojrzała na starszą siostrę z lekceważeniem, które wyrażało przekonanie, że kto jak kto, ale ona nie ma prawa jej pouczać.
- O co ci znowu chodzi? – zapytała.
- O to, że wychodzenie w środku treningu jest niewłaściwe. I to nie tylko dlatego, że to nieodpowiedzialne. Dostarczasz zmartwień naszemu ojcu.
- No tak, tak jakby nie miał poważniejszych powodów, by martwić się tobą. Nie mam ochoty, więc nie będę trenować. Nie jestem niczyim niewolnikiem i będę robić to, co mi się podoba.
Hinata nic nie powiedziała na tę standardową formułkę z ust siostry, tylko popatrzyła na nią ze zgorszeniem. Właściwie, w tej sytuacji niewiele można było powiedzieć. Hanabi nie reagowała na żadne zdroworozsądkowe argumenty, po prostu lubiła się buntować i można było jedynie mieć nadzieję, że w końcu jej to przejdzie. Hinata miała nadzieję, że jej siostra w końcu przestanie zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka, tymczasem starała się studzić jej zapał do wygłaszania rewolucyjnych poglądów o prawie ludzi do samostanowienia i łagodzić konflikty z ojcem.
Ale tym razem to Hanabi przejawiła chęć, by skonfrontować argumenty.
- Ty jeszcze widzisz jakikolwiek sens w tych katorżniczych treningach? Co za dużo, to niezdrowo. Nie warto się aż tak poświęcać dla czczych idei.
Hinata przymrużyła oczy.
- Tylko ciężko pracując rozwiniesz maksymalnie umiejętności. Pobłażając sobie nikomu się nie przysłużysz, a przecież wiesz, że masz zobowiązania wobec klanu – powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że wpada w protekcjonalny ton i powtarza sformułowania, które ją samą irytowały. Ale była przekonana, że tylko w ten sposób można przemówić Hanabi do rozumu.
Dziewczyna prychnęła.
- Nie, siostrzyczko. Może ty masz zobowiązania wobec klanu, skoro je uznałaś. Ja niczego nie pozwolę sobie wmówić. Nie zamierzam zmarnować sobie życia pracując na chwałę Hyuugów, a już na pewno nie dla satysfakcji staruchów, którzy nie potrafią się pogodzić z faktem, że czasy się zmieniły. Układ sił się zmienił i nic na to nie poradzimy. Możesz trenować ile ci się podoba, możesz poświęcić  życie dla idei, i tak nie będziesz lepsza od geniusza. Zresztą, nawet mnie nie potrafisz prześcignąć – dodała złośliwie. – Boczna linia okazała się lepsza od pnia, i to oni niedługo przejmą przewodnictwo w klanie. To wszystko w tym temacie.
Hinata udała, że zupełnie nie dotknęły jej te uwagi. Hanabi nigdy nie marnowała okazji, by wytknąć jej, że jest od niej lepsza.
- To nie ma znaczenia, kto będzie przewodzić. I tak wszyscy musimy ciężko pracować.
- Po co? Dla satysfakcji ogółu? – zakpiła Hanabi. – Zauważ, że choćbyś nie wiem co zrobiła i tak wszyscy będą rozczarowani. Jesteś słabym ogniwem. Nie nadajesz się na dziedziczkę rodu i nikt nie spodziewa się, że cokolwiek osiągniesz. Dla staruchów, których tak szanujesz, jesteś w najlepszym wypadku nośnikiem materiału genetycznego. A ja nie zamierzam przejmować twojej roli, bo nie mam ochoty marnować sobie życia. Starszyzna prędzej czy później będzie musiała się z tym pogodzić, że nie dorastamy naszemu kuzynowi do pięt. Nie uratujemy przewodnictwa głównej linii, nie zamierzam tracić na to czasu i energii. Może ty nadajesz się na męczennice, ale ja na pewno nie. Nie dam się sprowadzić do roli biernej kobiety, która wychowuje na chwałę klanu dzieci.
- Mówisz tak, jakbyś miała jakikolwiek wybór – odparła Hinata. Choć starała się tego nie okazywać, siostra wyprowadziła ją z równowagi.
- Mam wybór. Długo już tu nie zabawię, zamierzam zwiać – poinformowała Hanabi prostolinijnie.
Hinata popatrzyła na nią zszokowana. Podobny pomysł nigdy nie powstałby w jej głowie.
- Nie jesteś aż tak egoistyczna – odezwała się po chwili.
Hanabi wzruszyła ramionami.
- Nie nazywałabym tego egoizmem. Ty powinnaś zrobić to samo. Klan nigdy nie pozwoli ci żyć własnym życiem. Oni nie potrzebuję samodzielnie myślących shinobi, potrzebują niewolników. Od pokoleń Hyuugowie robią wszystko dokładnie pod dyktando najstarszych rodu. Nawet ci, którzy są predestynowani do rządzenia klanem. A teraz, kiedy nie wiadomo, kto powinien odziedziczyć schedę naszego rodu, będą wywierać dużo większą presję. Nasz ojciec nie będzie żyć wiecznie, a gdy umrze już nikt nie będzie mieć oporów przed traktowaniem nas jak bezwolne kukiełki. Ja nie zamierzam czekać do tego momentu. Wypisuję się. Rezygnuję. Idziesz ze mną?
Hinata nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Nie mogła zarzucić siostrze, że źle ocenia sytuację, bo oceniała ją zupełnie racjonalnie.
- Dorośnij – zbyła ją.
Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że Hanabi mówi poważnie. Już wielokrotnie słyszała z jej strony deklaracje, że tak po prostu, samowolnie, zrezygnuje ze wszystkich obowiązków, które ciążą na niej z tytułu urodzenia. Ta rozmowa była podobna do poprzednich, Hinata nie przywiązała do niej szczególnej wagi i przez następne parę dni o niej nie myślała.
Do momentu gdy okazało się, że Hanabi samowolnie opuściła wioskę.

5 komentarzy:

  1. Hanabi taka silna chatakterem :D Podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze tak sobie wyobrażałam Hanabi, jako całkowite przeciwieństwo Hinaty - nie tylko silny charakter, ale i wredny ;) Może kiedyś wymyślę jakąś historie z nią w głównej roli, bo tutaj z konieczności ją unicestwiłam ;]

      Usuń
  2. Hmm...
    Hanabi mi się podoba. Szkoda, że zginęła. Naprawdę, bardzo szkoda.
    Z kolei Hinata... W tej rozmowie z siostrą to ona wydawała mi się bardziej dziecinna. Już tak mam, bardziej lubię osoby takie jak Hanabi, a nie te, które akceptują swoje położenie, bez względu na to, jakie by ono złe nie było.
    Podoba mi się sytuacja, którą wykreowałaś.
    Ciekawi mnie, co zrobi Naruto, a co Gaara (rady starszych Konohy i Suny są bardziej przewidywalne). Z jednej strony chcę upokorzenia Naruto, z drugiej... gdyby Gaara go do tego zmusił, gdy ten pojawi się w Sunie, uznałym go za śmiecia, który powinien zostać zabity - tak się po prostu nie traktuje osoby, która uratowała ci kiedyś życie.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie, świadomie napisałam, że swego czasu Hinata była bardziej dziecinna od siostry. Przynajmniej pod tym względem, że nie potrafiła wziąć życia w swoje ręce. co do tego, co zrobi Naruto... Okaże się to już wkrótce. Zostały jeszcze 4 rozdziały do końca.

      Usuń
  3. Całkiem zapomniałam o tym wątku z Hanabi!

    Najpierw skomentuję, dlaczego te dywagacje Hanabi są, moim zdaniem, niemożliwe do zrealizowania, a potem podam moje wytłumaczenie, dlaczego Neji zginął w kanonie.

    Hanabi nie ma racji, że przewodnictwo w klanie Hyuuga może przejąć boczna linia ("Boczna linia okazała się lepsza od pnia, i to oni niedługo przejmą przewodnictwo w klanie"). Tak długo, jak długo można ich zabić poprzez użycie zakazanej techniki, nie mieli na to szans. Nigdzie w tekście nie zostało wskazane, że zaprzestano tych praktyk, więc należy zakładać, że pieczęć nadal jest stałym punktem rozwoju dla bocznej gałęzi klanu Hyuuga. [Głowy nie daję, że w Boruto nie zakazano tych praktyk, bo oglądam po łebkach]

    Moim zdaniem Neji zginął przez to, co Hanabi zauważyła - był silniejszy. Kishimoto nie słynął ze w 100% logicznego świata, ale musiał kogoś ważnego uśmiercić w wojnie (brak dramaturgii itd.), więc wybrał postać, która w przyszłości mogła przeszkadzać. Kto był najsilniejszy w klanie? Neji. Czy mógł przejąć władzę? Nie, bo był z bocznej linii i na tym właściwie dyskusja się kończyła. Bo gdyby pień zaakceptował, że gałąź boczna jest im równa, straciłby władzę nad wszystkim. Z drugiej strony gdyby w klanie cały czas traktowano z wyższością Nejiego, choć zdecydowanie przewyższał ich choćby bojowo, kto wie, jak zareagowałby nasz młody geniusz ;)

    Taka jest moja teoria, ale na pewno nie będę utrzymywała, że jedyna słuszna.

    OdpowiedzUsuń