## Cały rozdział to retrospekcje, z okresu gdy Konoha przewodziła wszystkim wioskom, a Tsunade odzyskała przytomnośc i wróciła na stanowisko Hokage##
***
- Nie przybyłam tu, by
przekazać ci zmianę rozkazów. Wręcz przeciwnie, masz polecenie prowadzić
wszystko tak, jak do tej pory – poinformowała Ino.
Shikamaru w pierwszej
chwili był zdziwiony. Jednak szybko poukładał sobie w głowie nowe informacje.
A więc Tsunade nie
zamierza wyrzekać się kontroli nad wioską Piasku. Uznała, że skoro Danzou
doprowadził do takiej sytuacji i jego system się sprawdza, nie ma sensu
zmieniać polityki.
Szczerze mówiąc, gdy
Shikamaru dowiedział się, że Piąta odzyskała przytomność, spodziewał się innego
obrotu sytuacji. Sądził, że mimo wszystko spróbuje odkręcić matactwa Danzou. Że
wolałaby mieć w wiosce Piasku sprzymierzeńca niż poniżonego sługę. Widać zwyciężył pragmatyzm.
Trudno nawet oceniać
negatywnie jej decyzję. Plan Danzou jak na razie sprawdzał się zupełnie dobrze,
nikt nie podważał zwierzchności Konohy. Kage jakoś godzili zobowiązania wobec
daimyo z poszczególnych krajów i wobec wioski Liścia, która nadzorowała
działania wszystkich osad. Nie ma powodu rozsadzać od środka sprawnie
działającego systemu.
Tyle tylko, że Tsunade
nie wiedziała wszystkiego.
Poselstwo Ino było
tylko formalnością, zwykłą wizytą w związku ze zmianą na stanowisku Hokage i
potwierdzeniem poprzednich rozkazów. Shikamaru miał jednak do przekazania ważne
informacje.
- Będę postępować tak,
jak podpowiada mi rozsądek. Tymczasem przekaż Piątej ten raport, bo będzie
musiała szybko się do tego odnieść – z tymi słowami podszedł do biurka i wyjął
z szuflady cienką kopertę. Ino odebrała ją z pewnym zdziwieniem.
- Nie wysiliłeś się z
tym raportem.
- Ważniejsza jest
rzetelność informacji niż objętość. A w tym przypadku niestety, ale nie mogę
przygotować szczegółowych informacji. Za to dobrze byłoby sprawdzić, dlaczego nie
zrobił tego namiestnik z Kiri-gakure. Czy ktoś go podkupił, czy po prostu dał
ciała i nie zauważył, że pod jego bokiem wyrasta armia.
Ino, która do tej pory
odnosiła się do jego słów z umiarkowanym zainteresowaniem, przymrużyła oczy.
- O czym ty mówisz?
- Gaara od kilku
miesięcy rekrutuje najemników. Ze wszystkich wiosek. Przechodzą szkolenie w
osadzie Mgły. I sądzę, że już są gotowi do ataku na Konohę.
Spodziewał się, że Ino
będzie głęboko zszokowana, ale wydawało się, że dość szybko uporała się z tą informacją.
- Chyba wszyscy się
tego obawiali, że Gaara z kimś się dogada za naszymi plecami. Zdaje się, że
dlatego przysłano tu właśnie ciebie, żeby się nie dogadał – powiedziała z
przekąsem.
Shikamaru obojętnie
przyjął atak z jej strony. Dobrze wiedział, że będzie musiał się gęsto
tłumaczyć, dlaczego zdobył tę informację dopiero teraz. Nie przejmował się tym
za bardzo, świadomy, że przygotowania do zorganizowania szkolenia najemników w
Kiri zostały poczynione jeszcze zanim Konoha wysłała go do Konohy jako namiestnika,
pewnie nawet jeszcze zanim Danzou oficjalnie wysunął roszczenia wobec Suny.
Gaara był sprytniejszy od Szóstego Hokage. Shikamaru niechętnie musiał
przyznać, że był sprytniejszy także od niego, bo zadbał, by nie było skąd
zdobyć informacji o szkoleniu armii przeciw wiosce Liścia. I udało się to
utrzymać w tajemnicy wystarczająco długo, by ta armia stała się gotowa do
walki. Teraz Konoha była w patowej sytuacji – kiedy uderzą na nią setki
najemnych żołnierzy, dla shinobi z podległych wiosek to będzie jak sygnał do
ataku. Wojownicy z wioski Piasku od dawna wyczekiwali tego momentu, a inni
pewnie do nich dołączą.
Trudno powiedzieć, czy
Ino była świadoma jak wielu żołnierzy wystąpi przeciwko wiosce Liścia, ale na
pewno zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Co możemy zrobić?
Musi być jakieś wyjście.
- Coś, co uratuje nas
przed zmieceniem Konohy z powierzchni Ziemi? – zapytał Shikamaru pogardliwie.
Dobrze pamiętał, że Ino była jedną z entuzjastek pomysłu Danzou. W każdym razie
od momentu, gdy okazało się, że utopijny plan podporządkowania sobie wszystkich
osad i zapewnienia w ten sposób pokoju, działa. Jakoś niewiele osób zdawało się
dostrzegać, że ten system w końcu musi się załamać, a to pociągnie za sobą
katastrofę.
Danzou powinien w
takiej sytuacji popełnić samobójstwo i pewnie by to zrobił, ale od konieczności
zmierzenia się z infamią uwolniła go ręka skrytobójcy, która dosięgnęła go
zaraz po tym, jak Tsunade wybudziła się ze śpiączki i Danzou przestał być
chroniony tytułem Hokage. Wiele osób w wiosce Liścia go nienawidziło, ale i tak
wszyscy uważali, że tylko jedna osoba mogła być tak zuchwała, by zabić go
jeszcze zanim Piąta zdążyła ponownie objąć urząd. Sasuke był też jedyną osobą,
której podejrzenie o skrytobójcze morderstwo na byłym Hokage nie mogło
zaszkodzić.
- Mamy tylko jedno
wyjście i musimy działać szybko, zanim Gaara zorientuje się, że znamy ich
plany. Zanim dotrzesz do Konohy z raportem najemnicy mogą już wyruszyć, a wtedy
będzie za późno, żeby cokolwiek zatrzymać. Wyruszaj więc jak najszybciej i
poinformuj Tsunade o sytuacji. Ja odtąd będę zachowywać się tak, jakbyś
przekazała mi ofertę rozejmu.
- Chcesz powiedzieć
Gaarze, że Tsunade zmieniła decyzję Danzou? To samowolka.
- Ino, tutaj jesteśmy
tylko ty i ja, a mamy tak mało czasu, że niepodjęcie decyzji wywoła określone
konsekwencje. Jestem twoim przełożonym, więc to ja ponoszę odpowiedzialność za
to, co zrobimy. Od ciebie oczekuję tylko, żebyś przekazała Tsunade informacje,
a nie angażowała się w sprawy w Sunie.
- Zrozumiałam – odpowiedziała
Ino. Shikamaru miał wrażenie, jakby odczuła ulgę, że nie zmusza jej do
wyrażenia opinii w tej sprawie. – Ale czy naprawdę uważasz, że to ma szansę na
powodzenie? Sądzisz, że Gaara narazi się zrywając układ z Kiri dlatego, że my
wyciągniemy do nich rękę? Wątpię, czy potrafisz go do tego przekonać.
Jej uwaga była słuszna,
ale Shikamaru wiedział, że nie ma innej alternatywy. Gaara musi wycofać się z
układu z Mizukage. Tylko Temari może go do tego przekonać. Jakkolwiek Shikamaru
brzydził się manipulowaniem ludźmi, nie miał wyjścia. Wiedział, że jeśli Temari
mu zaufa, będzie chciała zapobiec wojnie. Nawet jeśli było to równoznaczne z
wywołaniem innego konfliktu – z Kiri-gakure.
Temari przyglądała mu
się w chwilę w milczeniu.
- Wszystko jasne. Piąta
obudziła się ze snu, a wraz z nią obudziły się wasze sumienia – powiedziała
kpiąco.
Wiedział, że się będzie
na nim wyżywać. Rany, cokolwiek by nie zrobił i tak obrywa.
- Daruj sobie, Temari.
Powiedziałem ci , jak wygląda sytuacja; teraz powstaje pytanie, co z tym
zrobicie.
Kunoichi prychnęła
sarkastycznie.
- Cóż, ja mam ochotę
zmieść tę waszą wiochę z powierzchni ziemi – odparła z właściwym sobie urokiem
osobistym.
Uodpornił się już na
jej sposób bycia, a przynajmniej tak mu się wydawało. Postanowił więc, że da jej
się wygadać i poczeka, co z tego będzie. Im więcej będzie mówić, tym szybciej
wyładuje złość.
Shikamaru stał oparty o
ścianę, z rękami w kieszeniach, udając, że całą sprawę uważa za wyolbrzymioną,
a zachowanie dziewczyny za przesadzone.
Od pewnego czasu nie
musiał wysłuchiwać jej pretensji, i to właśnie wzbudziło jego czujność. Zrobiła
się prawie miła, wiedząc, że najemnicy w Kiri są gotowi do walki i wkrótce
przyjdzie czas zapłaty.
Nigdy nie powiedziała
mu, co przygotowuje Gaara, więc uważał, że nie zorientowała się, co odkrył.
Choć czasami zastanawiał się, czy nie wzbudziła w nim podejrzeń intencjonalnie.
Teraz oburzyła się
propozycją „wspaniałomyślnego” wycofania się z kontroli Konohy nad Suną.
Shikamaru zastanawiał się, czy przypadkiem z nim nie pogrywa, podobnie jak on
oszukuje ją.
Niespodziewanie Temari
podeszła do niego, oparła dłonie o ścianę i zbliżyła do jego twarzy swoją.
- Można ci ufać? –
zapytała.
Do diabła, nie sądził,
że to będzie takie ciężkie. Jednak zniósł jej spojrzenie bez mrugnięcia okiem.
- Jak myślisz? –
odpowiedział.
Temari zastanawiała się
nad czymś przez krótką chwilę. Potem odeszła od niego kilka metrów. Shikamaru
oderwał plecy od ściany i rozsunął lekko zasuwak kamizelki, bo zrobiło mu się
gorąco.
- Wy to macie tupet –
powiedziała Temari ostro. – Uważacie się za naród wybrany lub coś w tym
rodzaju? Zaprowadzimy własny porządek i wieczny pokój, pod warunkiem, że
pochylicie głowy? Ta wasza filozofia, wywodząca się z przekonania, że jesteście
doskonali… I teraz nagle obudziła się w was wola współpracy, a my mamy
uwierzyć, że to nie podstęp – zakończyła.
Shikamaru milczał.
Chociaż sytuacja była poważna, a od rezultatu tej rozmowy zależała przyszłość Konohy,
jego myśli były trochę rozproszone. Temari wyglądała niesamowicie,. Gdy się
złościła, tak jak teraz, błyszczały jej oczy.
- W porządku – odezwała
się po chwili. Był zaskoczony; sądził, że będzie chciała się nad nim dłużej
pastwić. – Uznam, że zreflektowaliście się zawczasu, bo wiecie, że kiedyś byście za to odpowiedzieli. Przekonam Gaarę, że wasz gest dobrej woli powinniśmy
przyjąć bez uprzedzeń i nie wywlekać sprawy w przyszłości.
Patrzyła na niego w
specyficzny sposób. Trudno byłoby z niego wnioskować, że godzi się na ugodę;
sugerował raczej, że obmyśla dla niego najokrutniejszy sposób śmierci.
Odwróciła się i ruszyła
w kierunku drzwi, jednak zatrzymała się na chwilę
- Wiedz, że prędzej czy
później zmusilibyśmy was do ustępstw siłą, a przyjmując propozycję sojuszu
wyświadczamy wam przysługę. Konoha ma u mnie dług wdzięczności – odwróciła się
i spojrzała w jego kierunku. – Odbiorę go sobie od ciebie. Od
teraz jesteś moim osobistym podnóżkiem.
Rany, wiedział, że tak
to się skończy. Kobiety są cholernie kłopotliwe.
Jednak nie bez
satysfakcji pomyślał, że z pewnością da radę ten problem udźwignąć.
Gdy Temari zniknęła za
rogiem uprzytomnił sobie, że pora opracować dokładny plan działania, i
przekonać do niego Tsunade. Musi napisać do niej natychmiast.
Trzeba zaproponować
Gaarze takie warunki, żeby nie myślał, że sprawa z armią w Kiri się sypnęła,
ale jednocześnie nie miał większych korzyści z wywołania wojny niż zawarcia
sojuszu. No, i trzeba się przygotować na konflikt z Kiri Gakure. Najtrudniejszą
kwestią w tym wszystkim wydawało się opracowanie planu wycofania najemników z
wioski Mgły zanim Mizukage zacznie coś podejrzewać. To powinno interesować
także Konohę, bo do armii należała młodsza ze
spadkobierczyń głównej linii Hyuuga.
Po krótkim okresie
pokoju, Konoha znów przygotowywała się do wojny.
Być może wyglądało to
tak tylko z jej osobistego punktu widzenia, ale Hinata miała wrażenie, że
ludzie w wiosce są podekscytowani, jakby byli zmęczeni spokojnym życiem bez
konfliktów. Przyszła jej do głowy gorzka myśl, że shinobi potrafią się realizować
tylko w walce.
Część z nich może
myślała o zemście i sprawiedliwości. Ale większość pewnie traktowała wojnę z
Kiri jak wybawienie. Może dlatego, że byli pewni zwycięstwa – w przymierzu z
wioską Piasku nie mogli przegrać. Shinobi Konohy byli przekonani, że zmierzają
po triumf. I że tak właśnie wygląda sprawiedliwość, bo przecież wiosce Mgły
należy się kara za intrygi. Zapomnieli, że chcąc ukarać jedną ze stron
występnego paktu sprzymierzają się z drugą.
Hinata dobrze o tym
pamiętała. Gdyby wioska Piasku nie poszła na układ z Kiri, teraz nie trzeba
byłoby ich pacyfikować. Nie trzeba byłoby też wysyłać posłów, by próbowali
rozwiązać sprawy dialogiem. Wszyscy wiedzieli, że Mizukage nie pójdzie na
ugodę, po tym, jak Kazekage zerwał pakt. Mimo to Konoha wysłała tam posłów,
bo należało udawać, że zależy im na pokojowym rozwiązaniu sytuacji.
Nikt wtedy nie
pomyślał, że Mizukage nie będzie chciała wywrzeć wrażenia, że wioska Mgły chce
dojść do porozumienia. A nawet jeśli o tym pomyślano, sprawianie pozorów uznano
za ważniejsze. Więc posłano tam wysokich rangą shinobi, żeby zaproponowali
rozejm.
Hinata sądziła, że
gdyby Tsunade przyszło do głowy, że Mizukage zabije posłów, nie posłałaby tam
jej ojca. Mimo to, nie wierzyła już w Piątą Hokage. I wiedziała, że starsi
klanu Hyuuga też przestali ufać jej zdolności do oceny sytuacji.
Kiedy Hinata została
wezwana na specjalne zebranie klanu spodziewała się jakiejś dyskusji na temat
zaangażowania się w konflikt z Kiri. Oczywiście sprawa była już przesądzona,
ale nadal można było niektóre rzeczy przedyskutować. Jak na przykład to, czy
Hyuugowie powinni posłusznie słuchać dowódców, czy utworzyć własny oddział i
uderzać prosto na siedzibę Mizukage, jak sugerowali niektórzy w starszyźnie.
Okazało się, że Neji
był przeciwny temu pomysłowi i jakoś nikt z nim nie dyskutował. Co więcej,
chociaż można było spodziewać się czegoś innego, członkowie klanu nie wydawali
się specjalnie zaabsorbowani sprawą wojny ani nawet zemsty na Mizukage. Hinata
początkowo nie mogła uwierzyć w to, jakim torem poszły rozmowy. Potem słuchała z
rosnącą obojętnością.
Hanabi miała rację, zgromadzeni tutaj byli całkowicie
obcymi jej ludźmi, których interesowało tylko to, jak po śmierci ojca ratować
pozycję klanu w wiosce. Wystarczyło im, że zwłoki zostaną im zwrócone w stanie
nienaruszonym – i to wcale nie z obawy o ich zbezczeszczenie, ale o to, że ktoś
inny pozna sekret byakugana.
Nikogo nie obchodziło
kto zginął, interesował ich tylko fakt, że w głównej gałęzi rodu nie ma już
nikogo, kto mógłby przejąć przewodnictwo. I przywrócić nazwisku dawną świetność
- tylko to się dla nich liczyło.
Kiedy pojawiło się
zdanie o połączeniu pnia i bocznej gałęzi rodu nikt nie zapytał jej o zdanie,
ale też wcale się tego nie spodziewała. Kobiety na zebraniach rady nigdy nie
miały prawa głosu, chyba że reprezentowały wysoki poziom umiejętności. Hinata
nie oczekiwała, że będzie miała cokolwiek do powiedzenia, ale wiedziała, że
Neji może się wypowiedzieć w tej sprawie i zdziwiła się, że nie zaprotestował.
Mógł nie zgodzić się na aranżowane małżeństwo, a jego pozycja w klanie była na
tyle mocna, że nawet rada starszych nie ośmieliłaby się do niczego go zmusić.
A jednak nie zgłosił
zastrzeżeń. Nawet on uważał, że należy dokonać zmian w trosce o przyszłość
rodu. Mimo ich niezgodności z tradycją.
W klanie Hyuuga od
pokoleń aranżowano małżeństwa dalekich kuzynów, zwłaszcza kobietom nie
pozwalano wychodzić za mąż za kogoś spoza rodu. Oficjalnie było tak dlatego, że
nie chciano „pogorszyć” materiału genetycznego. Hinata uważała jednak, że tak
naprawdę w klanie budziła panikę sama myśl, że shinobi z umiejętnościami
klanowymi mogliby rodzić się pod innymi nazwiskami i przysparzać chwały innym
rodom. Że ktoś obcy mógłby mistrzowsko opanować byaakugana. Dlatego bardzo
pilnowano, by myśl o podjęciu samodzielnej decyzji kogo się chce poślubić nie
powstała w głowie żadnej kunoichi z klanu.
Ale chyba jeszcze nigdy
nikt nie wpadł na pomysł, by zaaranżować małżeństwo kuzynów w pierwszej linii.
Sama ta myśl wydawała się Hinacie absurdalna.
Najwidoczniej była w
tym osamotniona, bo z rozmowy wynikało, że pomysł nie jest nowy, co więcej,
jest od dawna dyskutowany. Neji nie wydawał się zaskoczony. Na pewno nie był
też szczęśliwy, że sprawy przyjęły taki obrót, ale przecież dla niego to była
niepowtarzalna szansa, by się wybić.
Zanim Hinata
zrozumiała, co tak naprawdę się dzieje, była już zaręczona. Decyzją większości,
czyli zgodnie z najlepszymi tradycjami rodu.
Choć za decyzję nie mogłam lubić Shikamaru w tym rozdziale, tak podziwiać za opanowanie i zdolność do szybkiego znajdowania rozwiązania już tak ;) Ino też wydała mi się osobą trzeźwo myślącą. A przynajmniej na tyle, by wiedzieć, że w niektórych sytuacjach lepiej słuchać osób bardziej kompetentnych.
OdpowiedzUsuńZaczynam przywiązywać się do tej Temari i nie znoszę się za to, bo znam już koniec jej historii. Cholernie współczuję Shikamaru, że nie był tak... butny? odważny? jak Hanabi i nie uciekł spod wpływu tych dwóch wiosek. Moim zdaniem ani w Sunie, ani w Liściu nie zazna spokoju. Jedynie wspomnienia mogą go prześladować.
Zaręczyny Hinaty piękne i wzruszające ;)