Gaahina

Gaahina

wtorek, 20 stycznia 2015

II. Niewygodna misja



 ## Ten rozdział to w całości retrospekcja ##



***
- To absurdalne – powiedział Shikamaru.
Był wtedy szeregowym shinobi, nie piastującym wysokiego stanowiska. Awans na jounina pozostawał w sferze marzeń. Mimo to był nieformalnym doradcą kage, a jego zdanie ceniono wysoko.
Tak było za Piątej Hokage. Niekorzystnie dla wioski, Tsunade uległa wypadkowi i zapadła w śpiączkę. Starszyzna wioski musiała wybrać kogoś, kto ją zastąpi na nieokreślony czas, i jednogłośnie wybrała Danzou. Który, jak się okazało, miał bardzo sprecyzowane plany co do przyszłości Konohy i nie zamierzał w tej kwestii słuchać niczyich rad. Za to potrafił przekonać starszyznę do swoich pomysłów. Zdaje się zresztą, że wielu shinobi uważało go za właściwego człowieka na właściwym miejscu. Wszystkim wydawało się, że nadszedł czas radykalnych rozwiązań.
Jakiś czas wcześniej udało się dokonać czegoś, co mogłoby wydawać się niemożliwe. Przywódcy wiosek w obliczu zagrożenia za strony Akatsuki doszli do porozumienia ponad podziałami, a na ogół niechętni sobie shinobi z różnych krajów walczyli ramię w ramię. Dzięki temu udało się rozbić organizację kierowaną przez Madarę. Wydawało się, że nadejdzie okres długo wyczekiwanej stabilizacji. Nie minęło jednak dużo czasu, a shinobi z sąsiednich wiosek zaczęli się nawzajem wyrzynać. Dla pieniędzy.
Wszystko zaczęło się, kiedy na granicy między krajami Wiatru i Ziemi odkryto ogromne złoża surowców naturalnych. Panowie feudalni z tych dwóch wiosek zaczęli rywalizować o dostęp do złóż, a wkrótce, ponieważ nie doszli do porozumienia, do kogo właściwie należą te tereny, do rywalizacji włączyli się daimyo z innych krajów. W krótkim czasie rozwinął się konflikt, w którym panowie feudalni postanowili skorzystać z najłatwiej dostępnych „argumentów” – czyli z siły militarnej wojowników z ukrytych wiosek. Wkrótce wszystkie osady były zamieszane w wojnę. Dobrze opłacani, walczyli między sobą, niby to w obronie krajów, którym winni byli lojalność. W rzeczywistości, przelewali krew w imię interesów posiadaczy ziemskich.
Konflikt trwał krótko, ale był wyjątkowo krwawy. To był krytyczny moment, po którym przywódcy wiosek zorientowali się, jak kruchy jest pokój, skoro wioski mogą  w każdej chwili zostać zaangażowane w nieporozumienia między daimyo.
Wtedy do władzy w wiosce Liścia doszedł Danzou, któremu wydawało się, że znalazł złoty środek. Uważał, że można zaprowadzić trwały pokój, jeśli w życie zostanie wprowadzona idea „względnego” egalitaryzmu.
Zdaniem Danzou teoria równowagi sił między wioskami się nie sprawdziła, co więcej – tu miał rację – stała się nieaktualna, gdy niemal wszystkie wioski straciły „tajną broń” czyli bijuu. Naruto był jedynym pozostałym przy życiu jinchuuriki. Danzou uznał, że wobec tego Konoha ma naturalną przewagę, uprawniającą wioskę do zaprowadzenia własnych porządków. To znaczy – trwałego pokoju pomiędzy równymi sobie wioskami, zapewnionego przez nadzór Konohy. Rzecz jasna, kage nie chcieli zgodzić się na kontrolę z zewnątrz, ale nietrudno było ich zastraszyć.
Choć pomysł Danzou na pierwszy rzut okaz wydawał się urojeniami wariata, udało się go wprowadzić w życie. Tylko wioska Piasku nie chciała się podporządkować. 
Danzou tak naprawdę nie chciał prowokować wojny, a Gaara doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie wykorzystać Kyuubiego, ponieważ Naruto mu na to nie pozwoli. Jednak tutaj zainterweniowało przeznaczenie, matka natura lub, jak kto woli – ślepy los. Kraj Wiatru nawiedziło największe od dwustu lat trzęsienie ziemi, które spowodowało ogromne zniszczenia także w wiosce Piasku i należących do niej terenach rolniczych. Danzou nie potrzebował już Dziewięcioogoniastego, żeby przełamać opór mieszkańców Suny. Osłabiona wioska nie mogłaby wystawić armii, ponieważ odbyłoby się to kosztem ludności cywilnej. Żeby wyżywić żołnierzy, trzeba by pobierać daninę od rolników, którzy i tak żyli na skraju głodu.
Danzou wyszedł z założenia, że Kazekage nie zmusi wieśniaków do utrzymywania armii i nie podejmie wyzwania. Postanowił więc postawić mu ultimatum.
Shikamaru wiedział, jak dumni są mieszkańcy kraju Wiatru. Jako jeden z pierwszych poznał też warunki ultimatum. Mimo to był niemal pewny, że Gaara nie odmówi.
Wolałby, żeby tę wątpliwą moralnie misję powierzono komuś innemu. Nawet nie próbował tego ukrywać.
Mimo wszystko jednak, był shinobim Konohy, podległym Hokage i starszyźnie, zobowiązanym do lojalności. I nie chciał zwalać przydzielonego zadania na kogoś innego.
- Jeśli wolisz, wyślemy kogoś innego. Ale jesteś najlepszą osobą do funkcji namiestnika, ponieważ znasz wioskę, którą masz nadzorować – powiedziała Kurenai, takim tonem, jakby mówiła o pogodzie.
Shikamaru nie wysilił się na odpowiedź. Naturalnie nie zamierzał rezygnować z zadania. I nie powiedział Kurenai, co o tym myśli. Wtedy jeszcze głęboki szacunek do przełożonych nie pozwalał mu na arogancję.
Ale już wtedy przyszła mu do głowy pewna refleksja.
Doprawdy, Danzou okazał się dobrym strategiem, między innymi dlatego, że wiedział, którym osobom powierzać wysokie stanowiska.
Jednak, nieszczęśliwie dla wioski, myślał krótkofalowo i nie brał pod uwagę, że układ sił może się zmienić.

Skończyła się narada. Członkowie starszyzny wyszli w milczeniu. Kankuro niezwłocznie podążył za nimi, by wydać kilka poleceń.
W obecnej sytuacji, nic już nie zostało do powiedzenia. Tak przynajmniej im się wydawało.
Gaara widział, że Temari wewnętrznie gotowała się ze złości i nie mogła się doczekać, by mu wygarnąć.
- To jakiś absurd. Nie wierzysz w to, co powiedziałeś – wycedziła przez zęby.
Popatrzył na nią bez zdziwienia, ale z naganą.
- Absurdem jest twoje oburzenie. Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zaakceptować ich warunki.
Temari prychnęła.
- Tylko mi nie mów, że nie masz żadnego planu. Chcesz słuchać poleceń Danzou i tłumaczyć się Narze z każdego ruchu? Nasz ojciec przewraca się w tej chwili w grobie.
Jego siostra widocznie nie zdawała sobie sprawy, że to ostatnie zdanie zupełnie do Gaary nie przemawia. Mało go obchodziło, co pomyślałby Czwarty Kazekage.
- Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – zapytał niechętnie.
Irytowali go otaczający ludzie, którzy nie mieli własnych pomysłów, ale zachowywali się, jakby oczekiwali, że w odpowiedzi na żądania Danzou roześmieje się posłom w twarz. Doskonale wiedzieli, że nie może tego zrobić, a nadal zachowywali się, jakby spodziewali się, że dokona niemożliwego i znajdzie wyjście z patowej sytuacji.
Wioska Piasku stanęła w obliczu największej katastrofy od stuleci; żeby zapewnić ludziom przetrwanie musiał pochylić głowę i uznać zwierzchnictwo silniejszych. Tymczasem starszyzna i wszyscy ludzie w wiosce spodziewali się, że dokona cudu.
Gaara po raz pierwszy odkąd objął stanowisko dopuścił do siebie myśl, że obowiązki Kazekage mogą go po prostu przerosnąć.
Ale tylko przez chwilę mógł sobie pozwolić na zwątpienie.
- Nie wiem – odparła Temari. – Wiem tylko, że za taką bezczelność jakiej się teraz dopuścili, zrywając przymierze, powinni tutaj pewnego dnia przyczołgać się na kolanach. To byłoby zadośćuczynienie za arogancję.
- Hokage przyczołga się tu na kolanach. Czy to poprawi ci humor? – zapytał i podał jej dokument, który otrzymał rano.
- Zdecydowanie – odparła, zerkając na papier. – Co to jest?
- List miłosny od Mizukage – odparł Gaara. Opryskliwość była niezamierzona. Temari była ostatnią osobą, z którą chciałby w ten sposób rozmawiać, ale ostatnio z trudem nad sobą panował. Brak snu powodował u niego znacznie większe rozdrażnienie, odkąd nie miał w sobie Shukaku.
Temari przyjrzała się pismu.
- Zawarłeś umowę z wioską Mgły?
- To raczej rodzaj obustronnej deklaracji o nieagresji – odparł. – Mówię ci o tym tylko dlatego, żebyś z większym dystansem spojrzała na swoją funkcję. Pismo musi ulec zniszczeniu i nie będę o tym więcej z tobą rozmawiać, dopóki sprawa się nie stanie bardziej klarowna.
Popatrzyła na niego tak, jakby spodziewała się, że zdradzi jej szczegóły. Ale on nie mógł tego zrobić na tym etapie.
- Jak na razie, Danzou musi czuć się pewnie. Nara będzie chciał mieć dostęp do wszystkich dokumentów, do korespondencji, do każdego pomieszczenia administracyjnego i każdego kąta w wiosce. Ty mu to umożliwisz.
Temari posłała mu bazyliszkowe spojrzenie.
- Chyba sobie żartujesz. Wybierz kogoś innego.
Gaara potrząsnął głową.
- Nie musisz być dla niego miła, wręcz przeciwnie, im bardziej będziesz wredna tym mniejsza szansa, że zacznie coś podejrzewać. Nie powinno mu przyjść do głowy, że mamy coś w zanadrzu.
Temari oddała Gaarze list z Kiri, z miną męczennicy. Ale wydawała się być uspokojona jego zapewnieniem, że złamanie przymierza nie ujdzie Konoszanom na sucho.
- Temari, jeszcze jedno. Nara nie jest tu pożądanym posłem, ale mimo wszystko spróbujcie się nie pozabijać.

1 komentarz:

  1. "- Hokage przyczołga się tu na kolanach. Czy to poprawi ci humor? – zapytał i podał jej dokument, który otrzymał rano." Znowu sobie przypomniałam, jak wielkie wrażenie wywarły na mnie te słowa. I teraz też poczułam ciarki na plecach. Trudno nawet wyjaśnić te emocje. Z jednej strony pogłębia spojrzenie na stanowisko Gaary wobec Konohy w "teraźniejszości", z drugiej pokazuje, że nawet sympatia wobec Naruto nie przysłoniła mu zdrowego rozsądku i w tak patowej sytuacji szukał rozwiązania. Ale chyba najbardziej wzruszyła mnie myśl, że duch Temari jest żywy w decyzjach Gaary. Ugh! Coraz bardziej żałuję, że Szanowny nie zniszczył Liścia :(

    Nienawidzę przerywania czytania. Chciałabym to robić ciągiem, a nie mogę. Mam nadzieję, że jeszcze popołudniu uda mi się tu wpaść :)

    OdpowiedzUsuń