Słońce jeszcze nie
wzeszło, ale wkrótce miał rozpocząć się nowy dzień. Większość mieszkańców
wioski wciąż spała. Jedynie wartownicy w pobliżu bram wjazdowych oraz
handlarze, zaczynający już rozkładać swoje stragany, stanowili dowód na to, że
Konoha nie jest opuszczona.
Ale choć wydawało się,
że osada pogrążona jest we śnie, w siedzibie administracji wrzało.
Nieprawdopodobne plotki krążyły wśród osób z najbliższego otoczenia Hokage.
Plotki wystarczająco niepokojące, by wyrwać najbardziej leniwych z łóżek.
Shikamaru nie udał się
do siedziby Hokage, by wraz z innymi omawiać możliwe wersje wydarzeń. Inna
sprawa okazała się pilniejsza, choć jounin klął pod nosem, że musi prowadzić
poważne narady o tak nieludzkiej porze. Są pewne granice przyzwoitości. Shikamaru
zamierzał uświadomić to Uzumakiemu w bardzo ostrych słowach.
Gdy Yuhi Kurenai
przywitała go na progu swojego domu, odpowiedział zaledwie burknięciem i
wszedł do środka. Ale, choć spodziewał się zobaczyć Naruto, nie zastał go.
- Widzę, że nie wszyscy
gnają tu na złamanie karku – stwierdził, zrzucając płaszcz. – Szanowny Hokage
musi najpierw wypić herbatę?
- Siódmy się nie
pojawi. Ma teraz inne obowiązki – odpowiedziała Kurenai.
Shikamaru przyjrzał jej
się uważnie.
- Jak zapanowanie nad
bandą rozhisteryzowanych idiotów?
Od dawna nie miał
dobrego zdania na temat zdolności dawnych przyjaciół do zdroworozsądkowego
myślenia. Jego zdaniem ze śmierci Sasuke nie mogło wyniknąć nic gorszego, niż z
pozostawienia go przy życiu. Inni bali się nowej sytuacji, bo jednak młody
Uchiha dotychczas sprawował ważne funkcje i wydawało się, że jego utrata osłabi siłę militarną Konohy.
Shikamaru już dawno
przestał w tę siłę wierzyć. Wioska Liścia nie mogła dać rady armii wioski
Piasku połączonej z dobrze wyszkolonymi oddziałami najemników ze wszystkich
wiosek.
Uważał, że potrafi
ocenić to na chłodno, choć większość towarzyszy walki uważała go co najmniej za
sympatyka Suny, jeśli nie za zdrajcę.
Kurenai przygryzła
wargi.
- Nie czas na
sarkastyczne uwagi, Shikamaru. Sytuacja jest poważna.
- Mam nadzieję, w
przeciwnym wypadku na darmo zwlókłbym się z łóżka – odparł jounin.
Kobieta wskazała mu
krzesło. Lekceważenie prowokujących uwag wychowanka Asumy stało się dla niej
rutyną.
- Usiądź.
Shikamaru zlustrował ją
wzrokiem.
- Zanosi się na dłuższą
rozmowę? I Naruto nie jest nam do tego potrzebny?
- Nie wezwałam cię
tutaj dlatego, że potrzebuję twojej rady. Wezwałam cię, ponieważ nasze plany
uległy pewnej zmianie. Negocjacje muszą rozpocząć się wcześniej, wyruszysz do
Suny jeszcze dzisiaj lub najpóźniej jutro rano.
Dla Nary było to tylko
potwierdzeniem przypuszczeń.
- A więc to prawda.
Sasuke nie żyje.
Kurenai usiadła przy
stole.
- To poufna informacja.
Chyba nie muszę ci tego uświadamiać.
- Podobnie jak ja nie muszę
uświadamiać Tobie, że do wieczora cała wioska będzie o tym huczeć, Kurenai-san.
Kobieta nie
odpowiedziała.
Ostatnio Shikamaru
zwykł ją atakować za każdym razem, gdy z nią rozmawiał. W zbyt wielu rzeczach
się nie zgadzali, by móc rozmawiać normalnie. Ale nie czuł do niej wrogości. I
czuł się niekomfortowo widząc, że ta silna kunoichi sprawia wrażenie, jakby nie
wiedziała, co zrobić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- To prawda, że Sakura
to zrobiła? – spytał, czując się głupio, że powtarza tak absurdalne plotki.
Kurenai nie spojrzała
na niego.
- Oficjalnie, Sasuke
został wysłany na prowincję. Tak, nie żyje, ale nie powtarzaj nikomu, że ci o
tym powiedziałam. To sprawa najwyższej wagi.
Shikamaru, który czuł
się nieswojo patrząc na nią z góry, zdecydował się wreszcie usiąść.
- Uważacie, że Gaara
mógłby to wykorzystać?
Kurenai mimowolnie
drgnęła. Nie dlatego, że obruszyła się na brak szacunku dla urzędu, ale
dlatego, że dla większości shinobi Konohy Kazekage był kimś niebezpiecznym,
kimś, o kim nie wspominało się tak po prostu, jak o znajomym. Shikamaru nie
przejmował się konwenansami i nazywał go z imienia, zupełnie jakby mówił o
dobrym znajomym albo o szwagrze. Chociaż kunoichi była pewna lojalności Nary
uważała, że sam prowokuje nieprzychylne komentarze pod swoim adresem.
- Oczywiście. Im
jesteśmy słabsi, tym będzie się czuł pewniej stawiając warunki. I tym bardziej
będzie nas ponaglać - stwierdziła.
Shikamaru nie mógł
powstrzymać lekceważącego prychnięcia.
- Naprawdę byłoby o
wiele prościej gdybyście po prostu przyznali, że nie ma dla nas innego wyjścia
jak bezwzględna kapitulacja.
- Dyskusja na ten temat
jest już zamknięta. Przestań forsować swoje zdanie, nie ty podejmujesz decyzje.
Twoim zadaniem jest wykonywać polecenia.
Shikamaru uśmiechnął
się ironicznie.
- Wezwałaś mnie o tej
porze, by mi o tym przypomnieć? – zapytał niechętnie.
Kurenai ostatnio
traktowała go protekcjonalnie, czego nie znosił. Od lat był doradcą Hokage,
było tak jeszcze za czasów Tsunade. Ale gdy chodziło o najbardziej istotne
decyzje jego zdanie lekceważono, a zamiast rzeczowych argumentów słyszał tylko,
że jest szeregowym shinobi, a nie organem podejmującym decyzje. Tsunade
popełniła błąd lekceważąc jego zdanie, a teraz Naruto popełniał kolejny,
sugerując się opiniami ludzi, którzy ponad zdrowy rozsądek cenili dumę. Władza
i pewność siebie przyćmiewają zdrowy rozsądek.
- Dyskusja nad naszą
strategią negocjacyjną się skończyła, teraz nastąpił moment wprowadzenia planu
w życie. Nie możemy dłużej opóźniać rozmów pokojowych, skoro istnieje
zagrożenie, że wycieknie sprawa z Sasuke. Zdajesz sobie sprawę, że teraz to na
tobie będzie spoczywać odpowiedzialność. I podkreślam – jest to
odpowiedzialność za wykonanie obowiązków powierzonych ci przez Hokage. Nie masz
pozwolenia na samodzielne rozwiązywanie problemów wioski.
Shikamaru odczuł lekkie
niedowierzanie, ale było w tym też trochę satysfakcji. Wyglądało na to, że boją
się samowolki z jego strony.
- Podejrzewasz mnie o
skłonności do niesubordynacji?
Kurenai zmierzyła go
chłodnym spojrzeniem.
- Nie podejrzewam cię,
od dawna udowadniasz, że masz takie skłonności. Ale jeśli nie będziesz stosować
się do instrukcji, uznamy to za próbę sabotażu. Wioska nie potrzebuje kolejnego
zdrajcy.
Kpiący uśmieszek spełzł
Shikamaru z twarzy. Już nie czuł się rozbawiony. Doskonale wiedział, co mówi
się o nim za plecami, i tylko pozornie o to nie dbał. Epitet zdrajca bolał mimo
wszystko, nawet jeśli wypowiadany był przez osoby, które nie miały zbyt dużego
pojęcia o tym, co się dzieje w wiosce.
Kurenai oczywiście była
zaangażowana we wszystkie istotne sprawy. Ale tak, jak starszyzna tkwiła w
przekonaniu, że najważniejsze jest, by nie przyznać się do porażki. Mogli
chociaż przyznać się do błędu, ale chyba uważali, że byłaby to plama na honorze
dla wszystkich shinobi Liścia.
- Znam swoje
powinności. Muszę stosować się do postanowień władzy, nawet jeśli oznacza to
pociągnięcie wioski na dno – powiedział, patrząc na rozmówczynię niechętnie.
- Twoja postawa wynika
z przekonania, że nie posiadamy żadnych atutów – odparła Kurenai. – Ale nie
masz racji, nie jesteśmy na przegranej pozycji. I nie będziemy się przed nikim
korzyć.
Shikamaru potrząsnął
lekko głową.
- Mylisz się –
powiedział, patrząc jej w oczy. – Moja postawa nie wynika z przekonania, że nie
mamy atutów. Wynika z tego, że nie mamy racji. Czasami wypada przyznać się do
błędów. To by wystarczyło.
- Nie będziemy klękać
przed Piaskiem.
Shikamaru parsknął.
- Oczywiście, nie
musimy tego robić. Zamiast tego możemy intrygować. Dość tej miałkiej dyskusji,
skoro mam wyruszyć do Suny, wolałbym poznać jeszcze jakieś konkrety. Itachi
nadal bawi w wiosce, czy już wyruszył na przeszpiegi?
- Itachi opuści Konohe
w ciągu godziny. To nie jest sprawa, którą chciałam z tobą omawiać. Dla ciebie
istotna jest informacja, że zabierasz ze sobą partnera do negocjacji.
Shikamaru zmarszczył
brwi.
- Żeby przeszkadzał?
Nie takie były ustalenia.
- Chcemy ułatwić ci
zadanie. Hinata pojedzie z tobą.
Shikamaru spoważniał.
- Chyba żartujesz.
Kurenai potrząsnęła
głową.
- Nie. Wspólnie z
Naruto podjęliśmy decyzję, że jej obecność podczas negocjacji może być
użyteczna.
- Jeśli chcecie
wzbudzić w Gaarze litość – odparł Shikamaru lekceważąco. – Daj spokój,
Kurenai-san, chcesz wzbudzić w nim wyrzuty sumienia? To nie poskutkuje. A ja
wolałbym skupić się na zadaniu, zamiast niańczyć Hinate. Zresztą, ona ma teraz
inne sprawy na głowie, na przykład własny ślub.
- Sprawy wioski mają
wyższy priorytet.
- Dla nas tak, ale czy
dla klanu Hyuuga? Wątpię. Neji się nie zgodzi na to, żeby wysłać ją teraz do
Suny.
- Nie powinno to
absorbować twojej uwagi, Naruto się tym zajmie.
- Dlaczego ma mnie
ominąć dobra zabawa? Pozwól, że ja pójdę do Hyuugi i poproszę, by pożyczył mi
swoją narzeczoną.
Shikamaru udawał, że ta
sytuacja go bawi, ale w rzeczywistości nie było mu do śmiechu. Hinata, to był z
jego punktu widzenia najgorszy możliwy wybór. Będzie mu tylko działać na nerwy
swoją zbolałą miną. I, oczywiście, można było spodziewać się konfliktu z Gaarą,
ale wyglądało na to, że Kurenai właśnie na to liczy. Hinata będzie manifestować
swoje pretensje i ból, a on sam w tym samym czasie ma zgrywać skłonnego do
ugody.
- To, że chcecie bawić
się z Gaarą w kotka i myszkę, to jedno. Ale wykorzystać do tego Hinate? To do
ciebie niepodobne.
- Nikogo nie zamierzam
wykorzystać.
- A powiedziałaś jej,
co jest grane?
- Pochopnie mnie
oceniasz.
- W takim razie
powiedz, że nie wysyłasz jej tam tylko dlatego, że Suna wytłukła jej rodzinę.
Kurenai zawahała się.
- Wysyłam ją tam także
dla jej dobra. Ale nie musisz w to wierzyć.
- A ja sądziłem, że po
prostu chcesz utrudnić mi życie – skomentował Shikamaru, wzruszając ramionami.
Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mayako z
Lapidarium Narutowskiego
Hej!
OdpowiedzUsuńMogłem skomentować od razu tutaj, ale...
No, zapomniałem o tym, że i prolog kolejnej serii jest!
No więc...
Widzę zamiatanie sprawy Sasuke pod dywan, argumentowane dobrem wioski, a tak naprawdę... Naruto broni tyłek tej morderczyni, bo niby jego przyjaciółka. Aż się rzygać (sorry za takie słówko) chce na widok tego, jak nisko upadł Naruto. Niech wsadzi Sakurę chociaż do psychuszki!
A jak nie, to po prostu będzie zaliczał u mnie minusy. I niebawem zrównam go z Sakurą. Jedno jest pewne: Minato i Kushina przewracają się w grobach na widok tego czegoś, co wyrosło z ich miłości.
Rzecz jasna, opowiadanie mi się podoba. Itachi jest teraz dla mnie neutralny, za to polubiłem tutejszą Hinatę-chan (jest super, tak się zamartwia z powodu Akamaru) i Shikamaru. Kurenai, Naruto i Sakura zaliczają u mnie same minusiki. Kurenai najmniejsze, Sakura największy.
Opowiadanie jednak nadal mi się podoba i czytał będę (ciekawi mnie, jak przypakowałaś Gaarę).
Widzisz, każdy interpretuje inaczej ;] Moi znajomi, którzy czytali już WK i DM najbardziej nie lubili Hinaty :P Gdy ja moją wersję tej postaci lubię ;] Gdy pisałam WK Sakurę też lubiłam, a teraz jakoś trudno mi się z nią utożsamić. Dzisiaj chyba napisałabym tę historię inaczej. Zobaczymy, czy dwie kolejne części będą lepsze. Za wytrwałe komentowanie, domou arigatou ;]
UsuńPamiętam, jaki zawód poczułam w późniejszych partiach tekstu, że Gaara jednak nie zgniótł Konohy. Nie pamiętam wszystkich faktów (Kiba chyba żyje, nie?), ale do tego momentu widziałam Gaarę jako boga wojny, który jednym ruchem był w stanie rozgromić przeciwnika, który będzie chciał przyjazdu Hokage, by ten na kolanach błagał o możliwość przyjęcia przez Sunę hołdu lennego od Konohy. Gaara w moich wyobrażeniach się nie zgodził, zniszczył Konohę w ramach zemsty za Temari, tereny wokół Liścia obsypał solą i podbił kraj Ognia.
OdpowiedzUsuńTakie mordercze instynkty we mnie wyzwoliłaś, więc mam nadzieję, że zrozumiesz jak wielkie rozczarowanie przeżyłam :P Teraz już wiem, czego mniej-więcej się spodziewać, więc będzie lepiej, ale i tak trochę mi szkoda... ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOjj powiem że kiedy to pisałam korciło mnie żeby doszło do krwawej zemsty. Jednak wtedy musiałabym znaleźć Gaarze inną panienkę lub zrobić z Hinaty brankę wojenną (swoją drogą to kuszące :P)
Usuń