Gaahina

Gaahina

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Prolog. Część I




Słońce jeszcze nie wzeszło, ale wkrótce miał rozpocząć się nowy dzień. Większość mieszkańców wioski wciąż spała. Jedynie wartownicy w pobliżu bram wjazdowych oraz handlarze, zaczynający już rozkładać swoje stragany, stanowili dowód na to, że Konoha nie jest opuszczona.

Ale choć wydawało się, że osada pogrążona jest we śnie, w siedzibie administracji wrzało. Nieprawdopodobne plotki krążyły wśród osób z najbliższego otoczenia Hokage. Plotki wystarczająco niepokojące, by wyrwać najbardziej leniwych z łóżek.

Shikamaru nie udał się do siedziby Hokage, by wraz z innymi omawiać możliwe wersje wydarzeń. Inna sprawa okazała się pilniejsza, choć jounin klął pod nosem, że musi prowadzić poważne narady o tak nieludzkiej porze. Są pewne granice przyzwoitości. Shikamaru zamierzał uświadomić to Uzumakiemu w bardzo ostrych słowach.

Gdy Yuhi Kurenai przywitała go na progu swojego domu, odpowiedział zaledwie burknięciem i wszedł do środka. Ale, choć spodziewał się zobaczyć Naruto, nie zastał go.

- Widzę, że nie wszyscy gnają tu na złamanie karku – stwierdził, zrzucając płaszcz. – Szanowny Hokage musi najpierw wypić herbatę?

- Siódmy się nie pojawi. Ma teraz inne obowiązki – odpowiedziała Kurenai.

Shikamaru przyjrzał jej się uważnie.

- Jak zapanowanie nad bandą rozhisteryzowanych idiotów?

Od dawna nie miał dobrego zdania na temat zdolności dawnych przyjaciół do zdroworozsądkowego myślenia. Jego zdaniem ze śmierci Sasuke nie mogło wyniknąć nic gorszego, niż z pozostawienia go przy życiu. Inni bali się nowej sytuacji, bo jednak młody Uchiha dotychczas sprawował ważne funkcje i wydawało się, że jego utrata osłabi siłę militarną Konohy.

Shikamaru już dawno przestał w tę siłę wierzyć. Wioska Liścia nie mogła dać rady armii wioski Piasku połączonej z dobrze wyszkolonymi oddziałami najemników ze wszystkich wiosek.

Uważał, że potrafi ocenić to na chłodno, choć większość towarzyszy walki uważała go co najmniej za sympatyka Suny, jeśli nie za zdrajcę.

Kurenai przygryzła wargi.

- Nie czas na sarkastyczne uwagi, Shikamaru. Sytuacja jest poważna.

- Mam nadzieję, w przeciwnym wypadku na darmo zwlókłbym się z łóżka – odparł jounin.

Kobieta wskazała mu krzesło. Lekceważenie prowokujących uwag wychowanka Asumy stało się dla niej rutyną.

- Usiądź.

Shikamaru zlustrował ją wzrokiem.

- Zanosi się na dłuższą rozmowę? I Naruto nie jest nam do tego potrzebny?

- Nie wezwałam cię tutaj dlatego, że potrzebuję twojej rady. Wezwałam cię, ponieważ nasze plany uległy pewnej zmianie. Negocjacje muszą rozpocząć się wcześniej, wyruszysz do Suny jeszcze dzisiaj lub najpóźniej jutro rano.

Dla Nary było to tylko potwierdzeniem przypuszczeń.

- A więc to prawda. Sasuke nie żyje.

Kurenai usiadła przy stole.

- To poufna informacja. Chyba nie muszę ci tego uświadamiać.

- Podobnie jak ja nie muszę uświadamiać Tobie, że do wieczora cała wioska będzie o tym huczeć, Kurenai-san.

Kobieta nie odpowiedziała.

Ostatnio Shikamaru zwykł ją atakować za każdym razem, gdy z nią rozmawiał. W zbyt wielu rzeczach się nie zgadzali, by móc rozmawiać normalnie. Ale nie czuł do niej wrogości. I czuł się niekomfortowo widząc, że ta silna kunoichi sprawia wrażenie, jakby nie wiedziała, co zrobić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- To prawda, że Sakura to zrobiła? – spytał, czując się głupio, że powtarza tak absurdalne plotki.

Kurenai nie spojrzała na niego.

- Oficjalnie, Sasuke został wysłany na prowincję. Tak, nie żyje, ale nie powtarzaj nikomu, że ci o tym powiedziałam. To sprawa najwyższej wagi.

Shikamaru, który czuł się nieswojo patrząc na nią z góry, zdecydował się wreszcie usiąść.

- Uważacie, że Gaara mógłby to wykorzystać?

Kurenai mimowolnie drgnęła. Nie dlatego, że obruszyła się na brak szacunku dla urzędu, ale dlatego, że dla większości shinobi Konohy Kazekage był kimś niebezpiecznym, kimś, o kim nie wspominało się tak po prostu, jak o znajomym. Shikamaru nie przejmował się konwenansami i nazywał go z imienia, zupełnie jakby mówił o dobrym znajomym albo o szwagrze. Chociaż kunoichi była pewna lojalności Nary uważała, że sam prowokuje nieprzychylne komentarze pod swoim adresem.

- Oczywiście. Im jesteśmy słabsi, tym będzie się czuł pewniej stawiając warunki. I tym bardziej będzie nas ponaglać - stwierdziła.

Shikamaru nie mógł powstrzymać lekceważącego prychnięcia.

- Naprawdę byłoby o wiele prościej gdybyście po prostu przyznali, że nie ma dla nas innego wyjścia jak bezwzględna kapitulacja.

- Dyskusja na ten temat jest już zamknięta. Przestań forsować swoje zdanie, nie ty podejmujesz decyzje. Twoim zadaniem jest wykonywać polecenia.

Shikamaru uśmiechnął się ironicznie.

- Wezwałaś mnie o tej porze, by mi o tym przypomnieć? – zapytał niechętnie.

Kurenai ostatnio traktowała go protekcjonalnie, czego nie znosił. Od lat był doradcą Hokage, było tak jeszcze za czasów Tsunade. Ale gdy chodziło o najbardziej istotne decyzje jego zdanie lekceważono, a zamiast rzeczowych argumentów słyszał tylko, że jest szeregowym shinobi, a nie organem podejmującym decyzje. Tsunade popełniła błąd lekceważąc jego zdanie, a teraz Naruto popełniał kolejny, sugerując się opiniami ludzi, którzy ponad zdrowy rozsądek cenili dumę. Władza i pewność siebie przyćmiewają zdrowy rozsądek.

- Dyskusja nad naszą strategią negocjacyjną się skończyła, teraz nastąpił moment wprowadzenia planu w życie. Nie możemy dłużej opóźniać rozmów pokojowych, skoro istnieje zagrożenie, że wycieknie sprawa z Sasuke. Zdajesz sobie sprawę, że teraz to na tobie będzie spoczywać odpowiedzialność. I podkreślam – jest to odpowiedzialność za wykonanie obowiązków powierzonych ci przez Hokage. Nie masz pozwolenia na samodzielne rozwiązywanie problemów wioski.

Shikamaru odczuł lekkie niedowierzanie, ale było w tym też trochę satysfakcji. Wyglądało na to, że boją się samowolki z jego strony.

- Podejrzewasz mnie o skłonności do niesubordynacji?

Kurenai zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.

- Nie podejrzewam cię, od dawna udowadniasz, że masz takie skłonności. Ale jeśli nie będziesz stosować się do instrukcji, uznamy to za próbę sabotażu. Wioska nie potrzebuje kolejnego zdrajcy.

Kpiący uśmieszek spełzł Shikamaru z twarzy. Już nie czuł się rozbawiony. Doskonale wiedział, co mówi się o nim za plecami, i tylko pozornie o to nie dbał. Epitet zdrajca bolał mimo wszystko, nawet jeśli wypowiadany był przez osoby, które nie miały zbyt dużego pojęcia o tym, co się dzieje w wiosce.

Kurenai oczywiście była zaangażowana we wszystkie istotne sprawy. Ale tak, jak starszyzna tkwiła w przekonaniu, że najważniejsze jest, by nie przyznać się do porażki. Mogli chociaż przyznać się do błędu, ale chyba uważali, że byłaby to plama na honorze dla wszystkich shinobi Liścia.

- Znam swoje powinności. Muszę stosować się do postanowień władzy, nawet jeśli oznacza to pociągnięcie wioski na dno – powiedział, patrząc na rozmówczynię niechętnie.

- Twoja postawa wynika z przekonania, że nie posiadamy żadnych atutów – odparła Kurenai. – Ale nie masz racji, nie jesteśmy na przegranej pozycji. I nie będziemy się przed nikim korzyć.

Shikamaru potrząsnął lekko głową.

- Mylisz się – powiedział, patrząc jej w oczy. – Moja postawa nie wynika z przekonania, że nie mamy atutów. Wynika z tego, że nie mamy racji. Czasami wypada przyznać się do błędów. To by wystarczyło.

- Nie będziemy klękać przed Piaskiem.

Shikamaru parsknął.

- Oczywiście, nie musimy tego robić. Zamiast tego możemy intrygować. Dość tej miałkiej dyskusji, skoro mam wyruszyć do Suny, wolałbym poznać jeszcze jakieś konkrety. Itachi nadal bawi w wiosce, czy już wyruszył na przeszpiegi?

- Itachi opuści Konohe w ciągu godziny. To nie jest sprawa, którą chciałam z tobą omawiać. Dla ciebie istotna jest informacja, że zabierasz ze sobą partnera do negocjacji.

Shikamaru zmarszczył brwi.

- Żeby przeszkadzał? Nie takie były ustalenia.

- Chcemy ułatwić ci zadanie. Hinata pojedzie z tobą.

Shikamaru spoważniał.

- Chyba żartujesz.

Kurenai potrząsnęła głową.

- Nie. Wspólnie z Naruto podjęliśmy decyzję, że jej obecność podczas negocjacji może być użyteczna.

- Jeśli chcecie wzbudzić w Gaarze litość – odparł Shikamaru lekceważąco. – Daj spokój, Kurenai-san, chcesz wzbudzić w nim wyrzuty sumienia? To nie poskutkuje. A ja wolałbym skupić się na zadaniu, zamiast niańczyć Hinate. Zresztą, ona ma teraz inne sprawy na głowie, na przykład własny ślub.

- Sprawy wioski mają wyższy priorytet.

- Dla nas tak, ale czy dla klanu Hyuuga? Wątpię. Neji się nie zgodzi na to, żeby wysłać ją teraz do Suny.

- Nie powinno to absorbować twojej uwagi, Naruto się tym zajmie.

- Dlaczego ma mnie ominąć dobra zabawa? Pozwól, że ja pójdę do Hyuugi i poproszę, by pożyczył mi swoją narzeczoną.

Shikamaru udawał, że ta sytuacja go bawi, ale w rzeczywistości nie było mu do śmiechu. Hinata, to był z jego punktu widzenia najgorszy możliwy wybór. Będzie mu tylko działać na nerwy swoją zbolałą miną. I, oczywiście, można było spodziewać się konfliktu z Gaarą, ale wyglądało na to, że Kurenai właśnie na to liczy. Hinata będzie manifestować swoje pretensje i ból, a on sam w tym samym czasie ma zgrywać skłonnego do ugody.

- To, że chcecie bawić się z Gaarą w kotka i myszkę, to jedno. Ale wykorzystać do tego Hinate? To do ciebie niepodobne.

- Nikogo nie zamierzam wykorzystać.

- A powiedziałaś jej, co jest grane?

- Pochopnie mnie oceniasz.

- W takim razie powiedz, że nie wysyłasz jej tam tylko dlatego, że Suna wytłukła jej rodzinę.

Kurenai zawahała się.

- Wysyłam ją tam także dla jej dobra. Ale nie musisz w to wierzyć.

- A ja sądziłem, że po prostu chcesz utrudnić mi życie – skomentował Shikamaru, wzruszając ramionami.

6 komentarzy:

  1. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów!

    Pozdrawiam, Mayako z
    Lapidarium Narutowskiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Mogłem skomentować od razu tutaj, ale...
    No, zapomniałem o tym, że i prolog kolejnej serii jest!
    No więc...
    Widzę zamiatanie sprawy Sasuke pod dywan, argumentowane dobrem wioski, a tak naprawdę... Naruto broni tyłek tej morderczyni, bo niby jego przyjaciółka. Aż się rzygać (sorry za takie słówko) chce na widok tego, jak nisko upadł Naruto. Niech wsadzi Sakurę chociaż do psychuszki!
    A jak nie, to po prostu będzie zaliczał u mnie minusy. I niebawem zrównam go z Sakurą. Jedno jest pewne: Minato i Kushina przewracają się w grobach na widok tego czegoś, co wyrosło z ich miłości.
    Rzecz jasna, opowiadanie mi się podoba. Itachi jest teraz dla mnie neutralny, za to polubiłem tutejszą Hinatę-chan (jest super, tak się zamartwia z powodu Akamaru) i Shikamaru. Kurenai, Naruto i Sakura zaliczają u mnie same minusiki. Kurenai najmniejsze, Sakura największy.
    Opowiadanie jednak nadal mi się podoba i czytał będę (ciekawi mnie, jak przypakowałaś Gaarę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, każdy interpretuje inaczej ;] Moi znajomi, którzy czytali już WK i DM najbardziej nie lubili Hinaty :P Gdy ja moją wersję tej postaci lubię ;] Gdy pisałam WK Sakurę też lubiłam, a teraz jakoś trudno mi się z nią utożsamić. Dzisiaj chyba napisałabym tę historię inaczej. Zobaczymy, czy dwie kolejne części będą lepsze. Za wytrwałe komentowanie, domou arigatou ;]

      Usuń
  3. Pamiętam, jaki zawód poczułam w późniejszych partiach tekstu, że Gaara jednak nie zgniótł Konohy. Nie pamiętam wszystkich faktów (Kiba chyba żyje, nie?), ale do tego momentu widziałam Gaarę jako boga wojny, który jednym ruchem był w stanie rozgromić przeciwnika, który będzie chciał przyjazdu Hokage, by ten na kolanach błagał o możliwość przyjęcia przez Sunę hołdu lennego od Konohy. Gaara w moich wyobrażeniach się nie zgodził, zniszczył Konohę w ramach zemsty za Temari, tereny wokół Liścia obsypał solą i podbił kraj Ognia.
    Takie mordercze instynkty we mnie wyzwoliłaś, więc mam nadzieję, że zrozumiesz jak wielkie rozczarowanie przeżyłam :P Teraz już wiem, czego mniej-więcej się spodziewać, więc będzie lepiej, ale i tak trochę mi szkoda... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ojj powiem że kiedy to pisałam korciło mnie żeby doszło do krwawej zemsty. Jednak wtedy musiałabym znaleźć Gaarze inną panienkę lub zrobić z Hinaty brankę wojenną (swoją drogą to kuszące :P)

      Usuń