Na placu treningowym przed południem zawsze było mnóstwo
geninów. Zaczynali trening wcześnie rano, by skończyć dopiero w porze
obiadowej. Ćwiczyli wytrzymałość. Wyżsi rangą shinobi mieli mniej wyczerpujące
treningi, służące doskonaleniu techniki, w mniejszym stopniu uodpornianiu ciała
na zmęczenie.
To właśnie przekazał chuunin jednemu z chłopaków, który
zapytał, za co ta kara.
- Wracaj do ćwiczeń – powiedział, uśmiechając się
pobłażliwie.
Genin wymamrotał pod nosem nieprzychylny komentarz, ale wrócił do pokonywania
toru przeszkód.
- Yoshi! – zawołał ktoś.
Chuunin obejrzał się, niezadowolony, że ktoś zwraca się do
niego skróconym imieniem przy uczniach. Podbiegła do niego dwudziestoletnia
dziewczyna. Miała na sobie pelerynę podróżną, a na ramieniu tobołek.
Yoshimaru miał ochotę ją wyściskać, ale zreflektował się w
porę. Nie chciał zostać zdzielony tym tobołkiem po głowie.
- Matsuri – powiedział, gdy podeszła do niego. – A więc…
jesteś. Przyszłaś prosto tutaj?
Chuuninka machnęła ręką. Nie widać było, że jest zmęczona.
- Skąd. Byłam już w wiosce. Wiesz, miałam ważny raport dla
Gaa… dla Kazekage. No, ale stamtąd przyszłam wprost tutaj. Nie mogłam się
doczekać, by zobaczyć twoją minę – powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Tak, można było się tego spodziewać. Sprawiała wrażenie
doroślejszej niż rok temu, ale nie zmądrzała, chełpiła się swoim sukcesem.
- Twierdziłeś, że idę na wygnanie, a tutaj proszę: wracam w
blasku reflektorów.
Yoshimaru wydął wargi. No naprawdę, mogła się nie puszyć aż
tak.
- Nikt się nie mógł tego spodziewać – powiedział z przekąsem.
– Ty to jednak masz szczęście.
Matsuri roześmiała się perliście.
- Nie, mój drogi, to wioska ma szczęście… że ma mnie. Gdyby
do zamku daimyo wysłano kogoś innego, żeby pełnił funkcję łącznika, ten ktoś
pewnie pogrążyłby się w nieróbstwie udając, że jest posłem. A ja byłam
dociekliwa i skopiowałam listy, których znaczenie trudno przecenić. Teraz
szogun się mocno zdziwi, a świat shinobi zawdzięcza to
Gaa... Kazekage, przy moim skromnym udziale.
Yoshimaru udał, że klaszcze w dłonie i pokłonił lekko głowę.
Ledwie wróciła, już go wkurzała.
- To prawda, mistrzyni Matsuri. Teraz pewnie dostaniesz
rangę jounina. Ja i cała wioska jesteśmy ci tak ogromnie wdzięczni… - już się
zaczął wczuwać w podniosłą przemowę, ale kunoichi klepnęła go w ramię w
momencie, gdy nabrał powietrza w płuca, przez co prawie się zakrztusił.
- Nie zapowietrzaj się tak. Wiesz, że na twojej wdzięczności
mi nie zależy. Opowiadaj, działo się coś ciekawego gdy mnie nie było?
- Niee – odrzekł shinobi przeciągle. – Wszyscy udają, że
pałają do siebie międzynarodową miłością, wiesz jak jest.
Matsuri spoważniała.
- To chyba dobrze. Lepiej jest, gdy mamy wspólnego wroga.
Yoshimura podszedł do niej i ściszył głos, tak żeby
uczniowie go nie słyszeli.
- Tak, ale to silny wróg. Trudno mierzyć się z taką armią.
Matsuri skinęła głową.
- Nie doceniają nas. Ja myślę, że tak nie jest
tylko w Kraju Wiatru. Samurajowie myślą, że jesteśmy słabi, a na dodatek
skonfliktowani. Zauważą, że tak nie jest, i pójdą po rozum do głowy.
Yoshimaru nie podzielał jej entuzjazmu. Matsuri przyszła z
zewnątrz, nie znała nastrojów w wiosce i nie wiedziała, co mówią między sobą
jounini.
- Pakt o nieagresji to za mało, żeby pokonać szoguna. On
podporządkował sobie większość daimyo w okolicznych krajach – odrzekł. –
Potrzebujemy prawdziwego zjednoczenia, żeby móc storpedować jego plany.
Matsuri uśmiechnęła się szeroko.
- Tak. Wiesz, że wieczorem ruszam z poselstwem do Konohy?
Yoshimaru trochę się zdziwił. Postanowił nie psuć jej
dobrego nastroju skoro najwidoczniej uważała, że to jakaś kolejna superważna
misja. Od kilku miesięcy posłowie między Suną i Konohą kursowali właściwie bez
przerwy. Wysłannicy z wioski Piasku do wioski Liścia byli delegowani znacznie
częściej niż do innych ukrytych osad, z tego prostego powodu, że Konoha i Suna
były teraz najsilniejsze, a Kazekage i Hokage w dużym stopniu między sobą
ustalali strategię, w niewielkim stopniu angażując pozostałych.
Wydawało się,
że wszyscy przywódcy się na to zgodzili i że shinobi są dobrze przygotowani na
moment, w którym szogun wystąpi przeciwko nim. Jednak starszyzna wioski
uważała, że Sabaku no Gaara nie podoła zbudowaniu trwałego przymierza z Konohą.
Yoshimaru zupełnie nie rozumiał, dlaczego tak uważają, ale musieli mieć jakieś
podstawy, przecież to mędrcy. Jouninom udzielał się ich niepokój.
W tej chwili jednak zaintrygowało go coś innego.
- Już? Ledwie wróciłaś, jedziesz w delegację? Nie możesz
zaprzeczyć mojej teorii, Kazekage nie chce ciebie w wiosce.
Matsuri zmroziła go wzrokiem.
- Co ty możesz o tym wiedzieć, mały człowieczku. Kazekage
darzy mnie zaufaniem.
Yoshimaru westchnął.
Cóż, może lepiej jej nie uświadamiać, że wszyscy, włącznie z Kazekage, uważają ją za męczącą. Widocznie lubi swój wyimaginowany świat.
***
Kankuro siedział przy biurku naprzeciw Kazekage. Nie był
tutaj oficjalnie, godziny urzędowania niedawno minęły, zaś w ostatnich
miesiącach panował względny spokój, dlatego praca w siedzibie administracji
prawie nigdy nie przeciągała się do wieczora.
- Więc nie ma powodów do niepokoju, wszystko idzie zgodnie z
planem. Ustalenia między daimyo i szogunem potrwają jeszcze długo, przez co
zyskaliśmy na czasie – podsumował.
Ostatnio często wałkowali jeden temat, przerobili już chyba
wszystkie możliwe wersje. Wszyscy byli tym trochę znużeni, ale sprawę
należało traktować jako priorytetową. Starcie z wojskami szoguna przesunęło się
w czasie, ale wciąż zdawało się nieuniknione.
Szogun od dawna próbował podporządkować sobie wojowników z
ukrytych wiosek, chcąc ich zmusić, by pracowali tylko i wyłącznie dla niego.
Skoro przez długi czas mu się to nie udało, postanowił ich wyeliminować. Ale
raczej nie spodziewał się, że shinobi przejrzeli jego plany i nie marnowali
czasu, którego szogun potrzebował do ustalenia strategii i zawarcia układów z
nie podlegającymi mu daimyo, oraz podporządkowania tych, których nie był
pewien. Shinobi ze sprzymierzonych wiosek wykorzystali tę zwłokę do maksimum,
by porozumieć się z władcami ziemskimi wrogimi szogunowi oraz namówić do zmiany
frontu tych, których lojalność wobec szoguna budziła wątpliwości. Oczywiście to
ostatnie było najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne, bo ryzykowano życiem
posłów i zdemaskowaniem działań. Na razie wszystko szło dobrze.
- Tak – przytaknął Gaara. Sprawiał wrażenie rozkojarzonego,
jakby jego myśli zaprzątało coś innego. – Pamiętaj, żeby nie tracić czujności,
a wszystkie terminy poselstw pozostają te same. Nie możemy pozwolić sobie na
opóźnienia, wykorzystamy ich zwłokę.
- Nie dalej niż dziesięć minut temu mówiłeś mi to samo –
odparł Kankuro. – Wszystko w porządku?
Gaara spojrzał za okno. Było wczesne popołudnie,
zmierzchało.
- W porządku. To tylko przesilenie zimowe.
Kankuro skinął głową. Najgorszy okres w roku, wszyscy
shinobi bywali bardziej zmęczeni. Coraz krótsze dni i zmienna pogoda
powodowały, że kto mógł, przeznaczał więcej czasu na odpoczynek. Z niewyspanego
wojownika pożytek jest niewielki, nie wspominając o jesiennym wzroście
zachorowań. Wszyscy myśleli tylko o tym, żeby jakos przetrwać najbliższe tygodnie,
potem organizm się przyzwyczaja.
- Powinieneś spróbować jakiejś mieszanki ziół. Ja, kiedy nie
mogę spać…
Gaara uciszył go gestem dłoni.
- Dziękuję, to nie zadziała. Nie musisz się niepokoić, umysł
mam jeszcze jasny.
Kankuro zamilkł. Wiedział, że nie ma sensu drążyć tematu.
Nie okazywał tego, ale coraz bardziej się niepokoił, bo z roku na rok było
gorzej.
***
W południe Hinata wyszła ze szklarni. Chciała wykorzystać
pojawienie się promieni słonecznych. Dni były krótkie, słońce świeciło słabo,
wyglądając nieśmiało zza chmur. Dzisiejszy dzień był
inny. Było więcej światła, wiał lekki wiatr, pogoda prawie wiosenna. Taka
okazja mogła się długo nie powtórzyć.
Przy krzewach chryzantem, które zasadziła niedawno, zastała Gaarę. Nie zaskoczyło jej
to, uważała że każdy rozsądny człowiek powinien skorzystać z ładnego dnia.
Gaara usłyszał ją wcześniej, ale odwrócił się dopiero, gdy
zbliżyła się na odległość metra. Hinata zatrzymała się i nisko skłoniła głowę.
- Witaj, Kazekage. Każdy potrzebuje trochę słońca, prawda? –
odezwała się.
Początkowo miał zlekceważyć jej zachowanie, jak to zwykł
czynić ostatnio. Wychodził z założenia, że przejdzie jej ochota na wygłupy. Ale
tym razem jakoś bardziej dotknęło go, jak się do niego zwraca.
- Skończ z tytułami. Mam wrażenie, że próbujesz mnie
obrazić.
Zauważył, że Hinata uśmiechnęła się lekko, chociaż pochyliła
głowę, żeby to ukryć.
- To byłby pierwszy przypadek człowieka, który nie lubi,
kiedy określa go ranga – odpowiedziała, ale widocznie poczuła się niepewnie, bo
zaczęła się tłumaczyć: - Może to nie ma zastosowania, gdy ktoś jest geninem z
aspiracjami na więcej, ale kage? Od kiedy to stanowisko jest dla ciebie
niewygodne?
Tym razem pominęła zwroty grzecznościowe, co nie uszło uwagi
Gaary.
- Wiesz, że nie o tym mówię.
Kunoichi odwróciła wzrok.
- Zapomniałam o swojej pozycji i zaczęłam wymagać, żebyś
poświęcał mi czas – trudno było się domyślić, o co jej tak naprawdę chodzi, ale
po chwili doprecyzowała: - Jest mi trochę przykro, że już mnie nie trenujesz.
Nie chcę być specjalistką od mieszania ziółek, chcę być przydatna i wiem, że
stać mnie na więcej, ale potrzebuję mistrza – dodała, patrząc na niego
żarliwie. Szybko się zreflektowała i powiedziała ciszej: - Oczywiście, nie po
to tu jestem, a szkolenie chuuninów jest poniżej godności Kazekage.
- Nie o to chodzi – odpowiedział szybko Gaara.
Hinata popatrzyła na niego uważnie.
- A o co?
- Mam teraz dużo innych spraw na głowie, bardziej naglących,
ale nie uważam, że szkolenie ciebie jest stratą czasu. Dobrze sobie radzisz, to
dla mnie duża satysfakcja.
Hinata nie sprawiała wrażenia przekonanej, ale chyba była
mile połechtana komplementem.
- To tylko dwóch najemników, na dodatek średniej klasy –
powiedziała cicho.
Gaara zdawał sobie sprawę, że jego słowa nie mogą brzmieć
zbyt przekonująco. Dla nikogo nie było tajemnicą, że czasu ma aż nadto.
Ponieważ nie mógł normalnie sypiać, starał się wypełnić czymś dobę, zająć
umysł, tym bardziej, że wyczerpanie organizmu pozwalało mu zapaść w stan
podobny do snu na godzinę lub dwie. Ostatnio jednak coraz trudniej było mu się
skoncentrować na jednej rzeczy, więc nocami próbował medytować. Efekty były poniżej
oczekiwań, ale treningi koncentracji uwagi pozwalały mu w jakimś stopniu
oczyścić umysł, żeby w dzień podołać obowiązkom.
Chciał powiedzieć Hinacie, że za jakiś czas mogą wrócić do
treningów, ale wiedział, że nie zrealizuje takiej obietnicy. Tym razem nie
doskwiera mu jesienno-zimowe przesilenie, a w obecnym stanie psychicznym może
stracić nad sobą kontrolę. Najgorsze było to, że nie miał komu
powierzyć spraw wioski. Starając się znaleźć sposób, żeby zapobiec dojściu
starszyzny do władzy każdego dnia ryzykował, że bez powodu kogoś zabije. To
byłoby najłatwiejsze, pozwolić głosom w głowie przejąć kontrolę nad ciałem.