Gaahina

Gaahina

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 1.



Kankuro biegł ile sił w nogach.
Spodziewał się, że jeśli nawali, Gaara ześle go na Kamczatkę albo w jakieś inne nieprzyjemne i zamieszkiwane przez barbarzyńców miejsce. Niewesoło byłoby wylądować gdzieś na rubieżach wysp. Na dalekiej północy, za Krajem Ziemi, mieszkali podobno ludzie o krępych sylwetkach i gęstym owłosieniu, prawie jak małpy. Aż wzdrygnął się na tę myśl.
Dlatego lepiej było się przyłożyć do zadania, nawet jeśli nie był do niego przekonany. Jego ludzie zostali kawałek w tyle. Kankuro był od nich szybszy, mając przed sobą jedynie zwiadowcę. Chwilę temu stracił go z zasięgu wzroku.
Kankuro zatrzymał się, gdy usłyszał, że coś rusza się w koronach drzew. Chuunin w jasnoszarym stroju zeskoczył z najbliższej gałęzi i wylądował tuż przed nim.
- Szybko wróciłeś – powiedział Kankuro, nie kryjąc zaskoczenia. – Tak wcześnie założyli obozowisko?
Zwiadowca pokręcił głową.
- Nie do końca.
- Więc co? – zapytał lalkarz z rosnącą irytacją. Coraz wyraźniej rysowała mu się przed oczami Kamczatka.
Zanim chuunin odpowiedział, ktoś wyłonił się zza drzew. Kankuro zaklął i wyjął pospiesznie sztylet. Stracił czujność.
To była Hinata. Długie czarne włosy, które zwykle związywała, opadały jej teraz w nieładzie na ramiona i plecy, ale wyglądało na to, że jest cała i zdrowa. W rękach dzierżyła koniec rzemienia, którym związanych było dwóch zamaskowanych shinobi, potykających się co chwila. Hinata próbowała zmusić ich do pójścia do przodu, ale nie bardzo sobie z tym radziła. Spojrzała z nadzieją na Kankuro.
- Jeśli ich chcecie, niech ktoś się nimi zajmie, ja nie mam tyle siły – powiedziała z rozbrajającą szczerością.
Kankuro nie od razu zareagował na tę dość rozpaczliwą prośbę. Przyglądał jej się badawczo.
- Eee… Kto cię uwolnił? – zapytał z głupią miną.
Kunoichi popatrzyła na niego nie ukrywając, że pytanie ją uraziło.
- Budda zstąpił z nieba – odparła ironicznie. – Nie jestem kompletną łamagą. Już nie.

***
Hinata weszła do gabinetu Kazekage i skłoniła nisko głowę. Było jej strasznie głupio, że wywołała takie zamieszanie. Musiano wysłać za nią grupę pościgową. Konsekwencje chwili nieuwagi.
- Siadaj – powiedział Gaara, wskazując krzesło naprzeciw siebie.
Usiadła.
- Rozzłościłam cię, lordzie Kazekage – powiedziała. Próbowała wybadać sytuację.
Gaara splótł dłonie i oparł łokcie na biurku.
- Nie – zaprzeczył.
- Przecież widzę – odrzekła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Wbiła wzrok w biurko. Wykłócanie się z nim to nie najlepszy sposób na zmazanie win.
- Dlaczego opuściłaś teren wioski?
Hinata przygryzła wargi.
- Trenowałam.
Miała swoje ulubione miejsce w kanionie. Wiedziała, że teraz, gdy Gaara odmówił prowadzenia jej treningów, nie powinna tam chodzić sama. Taka była niepisana umowa – nie przekraczać granic administracyjnych Suny. Jednak zlekceważyła to, bo nie chciała tracić dobrego miejsca. Ponadto nie podejrzewała, że ktoś może chcieć ją zaatakować. Wydawało jej się, że skoro jest w Sunagakure od kilku miesięcy, a do końca delegacji zostało drugie tyle, klan nie będzie się o nią upominać. Zgodzili się na to, żeby dopiero po szkoleniu wróciła do domu.
- Zgodziłem się na propozycję Naruto pod warunkiem, że Hyuugowie nie będą przysparzać problemów. Nie dawaj im pretekstu.
- Rozumiem – odparła Hinata grzecznie. Podniosła głowę i spojrzała na rozmówcę. – Ale przecież to mogli być przypadkowi…
- Przypadkowi, albo i nie, shinobi, którzy postanowili zadziałać przeciwko klanowi Hyuuga i zagarnąć byakugana. To byłoby dla klanu najwygodniejsze; uznając, że grozi ci jakieś nieokreślone niebezpieczeństwo z zewnątrz wystąpią o wysłanie cię do Konohy.
- Pewnie tak – przyznała brunetka. Wiedziała, że członkom klanu, a szczególnie stryjowi, nie podoba się, że została na rok wysłana poza wioskę, więc mogli dopuścić się takiej prowokacji. Może Gaarze byłoby to na rękę; od początku uważał, że Hinata będzie sprawiać wiosce niepotrzebne kłopoty, jak wcześniej jej siostra. Mimo wszystko dał Uzumakiemu słowo, więc nie wypadało mu się wycofać.
- My dotrzymujemy zobowiązań, nie utrudniaj tego, bo skończy się na poważnym konflikcie z twoim klanem. Wiosce Piasku nie jest to teraz potrzebne – powiedział kage.
Oczywiście dobrze to rozumiała.
- Nie ma absolutnej pewności, że ci najemnicy zostali wysłani przez mój klan… Więc co z nimi zrobicie? – zapytała.
- Nawet w takiej sytuacji martwisz się o osoby trzecie? – odparł Gaara. Miała wrażenie, że rozbawiło go to pytanie. – Myślałem o tym, by odesłać ich w workach twojemu stryjowi – widząc jej wyraz twarzy dodał: - Za atak na ukrytą wioskę płaci się najwyższą cenę. Współczuj im, jeśli chcesz, a ja będę robić, co do mnie należy.
- Przecież nie weszli na terytorium osady – odparła Hinata żarliwie. – Mógłbyś po prostu odesłać ich do dyspozycji mojego klanu, przy okazji okazując dobrą wolę… - zrozumiała, że się zagalopowała. Już nawet nie tym, że zwróciła się do niego bezpośrednio, bo nawet nie myślała teraz o tym, że pomija zwroty grzecznościowe. Nie powinna oczekiwać, że zmieni decyzję na jej życzenie. Mimo wszystko postanowiła spróbować, bo nie chciała być zmuszona przed czasem do powrotu do Konohy. – Nie zaszkodziłoby, gdybyś okazał jakąś chęć do współpracy… Kazekage-sama – dodała szybko, żeby nie pomyślał, że się spoufala. – Wiesz, jak to jest teraz ważne, żeby nie prowokować niepotrzebnych konfliktów.
Tak naprawdę nie chciała, żeby starszyzna rodu potraktowała sprawę ambicjonalnie i próbowała ją sprowadzić z powrotem za wszelką cenę. Wiedziała jednak, że do Gaary można było dotrzeć tylko przez korzyśc polityczną, a pod tym względem los jej sprzyjał, bo w obliczu zagrożenia ważne było unikanie jakichkolwiek zatargów z ważnymi klanami z obcych wiosek.
Oczywiście nie zakładała, że będzie miał na uwadze jej prywatne sprawy. Zdawała sobie sprawę, że zbyt dużą śmiałością byłoby tego oczekiwać. Jednak ona za żadne skarby nie chciała wracać teraz do Konohy, pod władzę klanu. Przez ponad rok próbowała sobie wywalczyć szacunek, ale starszyzna nie zaakceptowała tego, że sprzeciwiła się ich woli i popsuła plany połączenia gałęzi rodu. Była pewna, że jeszcze coś wymyślą, by utrudnić jej życie.
Gaara patrzył na Hinatę przez chwilę, jakby zaskoczony, że odnosi się do zdroworozsądkowych argumentów.
- O tym też myślałem. Wiesz jednak, że i tak spotka ich kara za porażkę – oznajmił chłodno.
Oczywiście wiedziała, że jej krewni nie okażą litości najemnikom - tym bardziej, jeśli sami ich wynajęli i tamci ponieśli porażkę. 
Dotknął ją jednak sposób, w jaki Gaara o tym mówił – bez żadnych emocji uznawał, że te dwie osoby już są martwe, a teraz tylko pozostało znaleźć sposób na pozbycie się zbędnego balastu. Chociaż wiedziała, że to dla niego bez znaczenia nie chciała, żeby odpowiadał za ich śmierć. Dla niej byli niewinni. Wykonywali tylko rozkazy i nie zrobili jej żadnej krzywdy.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi gabinetu. Po chwili wszedł chuunin pracujący w administracji.
- Panie Kazekage, Matsuri-san wróciła z podróży. Chce wiedzieć, czy może teraz przedstawić raport.
Gaara nie wyglądał na zadowolonego, ale i tak było wiadomo, że pytanie jest tylko teoretyczne. Kazekage miał opinię osoby, która nie odkłada spraw urzędowych na później, a informacje mogły okazać się ważne.
- Niech wejdzie – powiedział z grobową miną do chuunina. – Dziękuję za twój czas, Hinata. Później porozmawiamy na ten temat.
Hinata spotkała się z Matsuri w drzwiach i ukłoniła się grzecznie. Znała chuuninkę z wioski Piasku i nie zdziwiła się, że została przez nią obdarzona nieprzyjaznym spojrzeniem. 
Ona sama nie czuła do Matsuri antypatii. Od zakończenia pertraktacji pokojowych się z nią nie widziała. Gdy Hinata przybyła do Suny kilka miesięcy temu, na szkolenie z zielarstwa, Matsuri była w delegacji w kraju Wiatru. Wykonywała tam ważną misję, zbierając informacje przed nadchodzącą konfrontacją z szogunem. 

3 komentarze:

  1. Masz świetny pomysł na tworzenie historii, a do tego naprawdę wciągającej! Gratulacje, można się od Ciebie uczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i w końcu Hinata wraca do tytulatury. Męczyło mnie to trochę, bo zdawałoby się, że Twój Gaara nikomu nie pozwoliłby na spoufalanie. Sądzę, że prywatnie spływa to po nim, jak się ludzie do niego zwracają, ale jako osoba chcąca utrzymać Sunę na szczycie, nie pozwoliłby sobie na utratę prestiżu. Bo jak inaczej nazwać fakt, że szeregowy shinobi z Konohy mówiłby na "ty" do Kazekage?

    A Hinata... Nie wiem. Nadal nie zapomniałam o kilku jej wybuchach, ale po tym rozdziale odbudowuję w sobie wiarę, że będę mogła ją na powrót polubić ;)

    OdpowiedzUsuń