- Nie musiałeś mnie
bronić. Potrafię sobie radzić sama – powiedziała Hinata. Postanowiła wygłosić
te słowa zamiast podziękowań, dlatego wyszła poza teren siedziby władz, by porozmawiać z Shikamaru.
Tak, jak się spodziewała skorzystał z okazji, by pogapić się w niebo, mimo że
było już późno, więc zamiast swoich ulubionych chmur mógł obserwować tylko
gwiazdy.
Teren przylegający do centrum administracyjnego Sunagakure był jaskrawym przeciwstawieniem otoczenia siedziby władz Konohy. W porównaniu z porosłą bujną roślinnością Konohą Suna była pusta i jałowa.
Teren przylegający do centrum administracyjnego Sunagakure był jaskrawym przeciwstawieniem otoczenia siedziby władz Konohy. W porównaniu z porosłą bujną roślinnością Konohą Suna była pusta i jałowa.
Z drugiej strony,
wysokie drzewa nie zasłaniały gwiazd. Hinata odkryła to już pierwszej nocy po
przyjeździe.
- Nie było moją
intencją ciebie bronić – odparł Shikamaru, nawet na nią nie spojrzawszy. –
Głupie uwagi tej małej wszystkich doprowadzają do szału.
Określenie „wszystkich”
prawdopodobnie miało objąć swym zasięgiem także Kankuro, który jakoś nie
zareagował, gdy Shikamaru zagroził Matsuri, że wyrwie jej język.
Hinata usiadła na
ziemi, bo wcale nie zamierzała kończyć na tym rozmowy z Shikamaru, który uważał
ją pewnie za podatną na zastraszanie słabą istotkę. Hinata może i taka była,
ale nie dlatego puszczała mimo uszu uwagi Matsuri o Hyuugach. Nietrudno było
zauważyć, że dziewczyna powtarza słowa, które w wiosce Piasku można było
usłyszeć bardzo często.
Hinata była świadoma,
że nie przybyła do wioski w sprawach prywatnych, ale skoro już tu była, mogła
obserwować. Zresztą nie trzeba było wykazać się specjalnym sprytem, żeby
zorientować się, gdzie znajdują się źródła okazywanej jej na każdym kroku
antypatii. Shikamaru twierdził oczywiście, że w Sunie wszyscy shinobi noszący
znak Konohy są nielubiani, ale jakoś do niego nie odnoszono się z
niechęcią, raczej z szacunkiem. Zaś wobec niej wszyscy zachowywali się
podejrzliwie.
Hinata nie musiała snuć własnych teorii, dlaczego tak jest, bo z
dość niejasnych i głupich uwag Matsuri dało się wyczytać jedno – dla wielu
ludzi Hinata była tylko starszą wersją swojej siostry, a ta musiała być tutaj
nielubiana. Swoją drogą ciekawe, że jakikolwiek shinobi nie zajmujący ważnej
funkcji może tak negatywnie zapisać się w pamięci ludzi, na dodatek na tak
długo.
- Myślisz, że jutro
pojawi się ktoś z wioski z rozkazami od Naruto? – zapytała Hinata, zmieniając
temat na poważniejszy.
- Może nie jutro, ale
pojutrze powinni tu być – odpowiedział Shikamaru flegmatycznie. – Jednak nie wiem, co zdecydują. Naruto może zechce załatwić sprawę polubownie, ale rada się na to nie zgodzi.
Hinata też się tego
spodziewała.
- Nie zastanawia cię,
dlaczego Gaara tak wiele ryzykuje? – odezwała się niepewnie. Shikamaru
oczywiście wszystko rozumiał dużo lepiej od niej i bała się, że się wygłupi. -
Sprawia wrażenie jakby nie zamierzał ani trochę złagodzić tych żądań, a
przecież mógłby to zrobić, zwycięstwo wystarczająco umacnia pozycję Suny. Jasne,
chcą się odegrać i wysłać do nas namiestnika, żeby kontrolował Hokage, ale po
co tak zawyżać kontrybucję?
Shikamaru popatrzył na
nią z zastanowieniem, jakby wahał się, czy powinien podzielić się z nią swoimi
wnioskami.
- Sama pomyśl.
- Chce umocnić swoją
pozycję w wiosce?
Shikamaru skinął głową.
- Jak sama zauważyłaś,
ludzie z otoczenia władzy podzielili się na dwa przeciwstawne obozy. Jedni
popierają Kazekage, inni radę starszych i nie ma szans, żeby doszli do
porozumienia. Ale do tego dochodzą wszyscy pozostali shinobi, którzy nie
opowiedzieli się jeszcze po żadnej stronie. Jeśli Gaara popełni błąd, rada
rozegra to na własną korzyść i błyskawicznie usunie go ze stanowiska. Ponieważ
chce ich pozbawić władzy musi rozegrać to tak, żeby to on miał poparcie. Jeśli
nie rozwiąże tego politycznie, prędzej czy później wybuchnie wojna domowa. Bo
na pewno nie dojdzie do porozumienia ze starszyzną.
Shikamaru przemyślanie ważył słowa, zamiast
powiedzieć wprost, że Gaara nigdy nie dogada się z ludźmi, przez których
zginęła Temari. Ale jakoś jej nie zdziwiło, że szatyn tego unika. Nie mówił o
Temari od jej śmierci, zupełnie jakby chciał udawać, że nigdy nie istniała.
- Uważasz, że postępuje
słusznie – odezwała się. Nie było to pytanie, ale stwierdzenie. Shikamaru
zlustrował ją wzrokiem, zanim udzielił odpowiedzi. Pomyślała, że próbuje ocenić
jej intencje. Prawdopodobnie spodziewał się, że będzie go atakować.
- Racjonalnie, jak na
tę sytuację – odparł jounin.
Hinata zawahała się.
Miała ochotę zadać mu pewne pytanie, ale nie chciała zostać źle zrozumiana.
Mimo wszystko, postanowiła zaryzykować.
- Gdybyś nie miał
zobowiązań wobec nikogo, poparłbyś wioskę Piasku?
To pytanie nie przyszło
jej do głowy teraz. Od kilku dni przebywała w Sunie, w towarzystwie Shikamaru,
i zaczęła dostrzegać rzeczy, na które wcześniej zupełnie nie zwracała uwagi.
Nawet wtedy, kiedy ktoś próbował jej je uświadomić.
Dla Hinaty, której od
małego wpajano lojalność – w pierwszej kolejności wobec klanu, w następnej
wobec Konohy – zasadniczo nigdy nie istniało pytanie o granice obowiązków wobec
rodzimej wioski i o wolność wyboru. Od zawsze było dla niej jasne, że należy
postępować zgodnie z poleceniami starszyzny, niezależnie od własnego zdania.
Ale starszyzna może się
mylić. A kiedy chodzi o sprawy naprawdę ważne dochodzi do sytuacji, gdy trzeba
się zastanowić, czy postępować zgodnie z zasadami, czy w zgodzie z własnym
sumieniem. Rozdźwięk między tymi dwiema rzeczami był bardzo wyraźny – teraz,
gdy wiadomo było, że starsi wioski mają zupełnie inne zdanie co do warunków
pokoju niż Hokage. Naruto był gotowy wiele poświęcić, by zapewnić pokój i bezpieczeństwo
swoim podwładnym; starszyzna uważała, że wszystko jest lepsze od korzenia się
przed Kazekage. Nawet jeśli to „wszystko” miałoby oznaczać uwolnienie
Kyuubiego, by siał zniszczenie w wiosce Piasku. Naruto nie byłby w stanie go
kontrolować.
Powstawało więc
pytanie, czy należy ślepo słuchać starszyzny. Teoretycznie, Naruto nie powinien
podejmować decyzji, która była jednogłośnie krytykowana przez radę. Hinata była
przekonana, że nie ugnie się i nie postąpi wbrew własnemu sumieniu, jednak
trudno było przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje.
- To mało precyzyjne
pytanie – odparł Shikamaru.
- Wiesz, o co mi chodzi.
Niektórzy uważają, że to komu służymy powinno wynikać z wyboru, nie z
urodzenia.
- To bzdurna idea.
- Mówisz tak, ale
krytykujesz działania starszyzny. Może wcale nie musimy postępować tak, jak
tego się od nas oczekuje. Samowolne opuszczanie wioski i walczenie po tej
stronie, po której się chce, byłoby wtedy korzystaniem z prawa wyboru, nie
zdradą.
Shikamaru zastanowił
się.
- Nie pytasz mnie o to
dlatego, że chcesz znać moje prywatne poglądy, prawda? – odparł. Hinata
przygryzła wargi. –Nie odpowiem ci, czy Hanabi była zdrajczynią, bo to zależy
od intencji. Jeśli ktokolwiek wśród żywych zna odpowiedź na to pytanie,
najprawdopodobniej jesteś to ty.
***
- Zachowujesz się
dziecinnie.
Hanabi nigdy nie
przejmowała się tego rodzaju uwagami, i tym razem nie było inaczej. Jak zwykle
spojrzała na starszą siostrę z lekceważeniem, które wyrażało przekonanie, że
kto jak kto, ale ona nie ma prawa jej pouczać.
- O co ci znowu chodzi?
– zapytała.
- O to, że wychodzenie
w środku treningu jest niewłaściwe. I to nie tylko dlatego, że to
nieodpowiedzialne. Dostarczasz zmartwień naszemu ojcu.
- No tak, tak jakby nie
miał poważniejszych powodów, by martwić się tobą. Nie mam ochoty, więc nie będę
trenować. Nie jestem niczyim niewolnikiem i będę robić to, co mi się podoba.
Hinata nic nie
powiedziała na tę standardową formułkę z ust siostry, tylko popatrzyła na nią
ze zgorszeniem. Właściwie, w tej sytuacji niewiele można było powiedzieć.
Hanabi nie reagowała na żadne zdroworozsądkowe argumenty, po prostu lubiła się
buntować i można było jedynie mieć nadzieję, że w końcu jej to przejdzie. Hinata
miała nadzieję, że jej siostra w końcu przestanie zachowywać się jak
rozkapryszona nastolatka, tymczasem starała się studzić jej zapał do
wygłaszania rewolucyjnych poglądów o prawie ludzi do samostanowienia i łagodzić
konflikty z ojcem.
Ale tym razem to Hanabi
przejawiła chęć, by skonfrontować argumenty.
- Ty jeszcze widzisz
jakikolwiek sens w tych katorżniczych treningach? Co za dużo, to niezdrowo. Nie
warto się aż tak poświęcać dla czczych idei.
Hinata przymrużyła
oczy.
- Tylko ciężko pracując
rozwiniesz maksymalnie umiejętności. Pobłażając sobie nikomu się nie
przysłużysz, a przecież wiesz, że masz zobowiązania wobec klanu – powiedziała.
Zdawała sobie sprawę, że wpada w protekcjonalny ton i powtarza sformułowania,
które ją samą irytowały. Ale była przekonana, że tylko w ten sposób można
przemówić Hanabi do rozumu.
Dziewczyna prychnęła.
- Nie, siostrzyczko.
Może ty masz zobowiązania wobec klanu, skoro je uznałaś. Ja niczego nie pozwolę
sobie wmówić. Nie zamierzam zmarnować sobie życia pracując na chwałę Hyuugów, a
już na pewno nie dla satysfakcji staruchów, którzy nie potrafią się pogodzić z
faktem, że czasy się zmieniły. Układ sił się zmienił i nic na to nie poradzimy.
Możesz trenować ile ci się podoba, możesz poświęcić życie dla idei, i tak nie będziesz lepsza od
geniusza. Zresztą, nawet mnie nie potrafisz prześcignąć – dodała złośliwie. –
Boczna linia okazała się lepsza od pnia, i to oni niedługo przejmą
przewodnictwo w klanie. To wszystko w tym temacie.
Hinata udała, że
zupełnie nie dotknęły jej te uwagi. Hanabi nigdy nie marnowała okazji, by
wytknąć jej, że jest od niej lepsza.
- To nie ma znaczenia,
kto będzie przewodzić. I tak wszyscy musimy ciężko pracować.
- Po co? Dla
satysfakcji ogółu? – zakpiła Hanabi. – Zauważ, że choćbyś nie wiem co zrobiła i
tak wszyscy będą rozczarowani. Jesteś słabym ogniwem. Nie nadajesz się na
dziedziczkę rodu i nikt nie spodziewa się, że cokolwiek osiągniesz. Dla
staruchów, których tak szanujesz, jesteś w najlepszym wypadku nośnikiem
materiału genetycznego. A ja nie zamierzam przejmować twojej roli, bo nie mam
ochoty marnować sobie życia. Starszyzna prędzej czy później będzie musiała się
z tym pogodzić, że nie dorastamy naszemu kuzynowi do pięt. Nie uratujemy
przewodnictwa głównej linii, nie zamierzam tracić na to czasu i energii. Może
ty nadajesz się na męczennice, ale ja na pewno nie. Nie dam się sprowadzić do
roli biernej kobiety, która wychowuje na chwałę klanu dzieci.
- Mówisz tak, jakbyś
miała jakikolwiek wybór – odparła Hinata. Choć starała się tego nie okazywać,
siostra wyprowadziła ją z równowagi.
- Mam wybór. Długo już
tu nie zabawię, zamierzam zwiać – poinformowała Hanabi prostolinijnie.
Hinata popatrzyła na
nią zszokowana. Podobny pomysł nigdy nie powstałby w jej głowie.
- Nie jesteś aż tak
egoistyczna – odezwała się po chwili.
Hanabi wzruszyła
ramionami.
- Nie nazywałabym tego
egoizmem. Ty powinnaś zrobić to samo. Klan nigdy nie pozwoli ci żyć własnym
życiem. Oni nie potrzebuję samodzielnie myślących shinobi, potrzebują
niewolników. Od pokoleń Hyuugowie robią wszystko dokładnie pod dyktando
najstarszych rodu. Nawet ci, którzy są predestynowani do rządzenia klanem. A
teraz, kiedy nie wiadomo, kto powinien odziedziczyć schedę naszego rodu, będą wywierać
dużo większą presję. Nasz ojciec nie będzie żyć wiecznie, a gdy umrze już nikt
nie będzie mieć oporów przed traktowaniem nas jak bezwolne kukiełki. Ja nie
zamierzam czekać do tego momentu. Wypisuję się. Rezygnuję. Idziesz ze mną?
Hinata nie wiedziała,
co ma na to odpowiedzieć. Nie mogła zarzucić siostrze, że źle ocenia sytuację,
bo oceniała ją zupełnie racjonalnie.
- Dorośnij – zbyła ją.
Nigdy nie przyszłoby
jej do głowy, że Hanabi mówi poważnie. Już wielokrotnie słyszała z jej strony
deklaracje, że tak po prostu, samowolnie, zrezygnuje ze wszystkich obowiązków,
które ciążą na niej z tytułu urodzenia. Ta rozmowa była podobna do poprzednich,
Hinata nie przywiązała do niej szczególnej wagi i przez następne parę dni o
niej nie myślała.
Do momentu gdy okazało
się, że Hanabi samowolnie opuściła wioskę.