Gaahina

Gaahina

czwartek, 27 listopada 2014

Część czwarta




Naruto miał zwyczaj po obiedzie wychodzić z biura na spacer. Jeśli miał jakiś problem, spacerował dłużej. To pomagało mu się skupić. Otoczenie nadawało się idealnie, jeśli chciał przy okazji zyskać chwilę relaksu. Siedzibę władz wioski otaczał wspaniały ogród. Naruto miał całą tę przestrzeń niemal na własność. Tylko osoby z jego najbliższego otoczenia traktowały go jak teren spacerowy. Zawsze więc było cicho i spokojnie.
Tym razem jednak nie dane mu było samotnie cokolwiek przemyśleć. Kiedy tylko wyszedł zobaczył Hinatę. Nie mógł do niej nie podejść.
Chociaż z nią już dzisiaj rozmawiał, nie był usatysfakcjonowany z efektu.
- I jak kwiaty? – zagadnął.
Hinata nawet się nie obejrzała. Musiała wcześniej go zauważyć.
- Nie wiem. Nie przyszłam doglądać ogrodu.
Naruto stanął obok niej.
- A po co przyszłaś?
Wzruszyła delikatnie ramionami. Zawsze wydawała się niesamowicie krucha, ale jakoś teraz szczególnie silnie to do niego dotarło.
- Po to samo, co ty. Po przemyślenia.
Przez chwilę milczał.
- Hinata, posłuchaj…
Odwróciła się twarzą do niego.
- Tak?
Poczuł się lekko zbity z tropu, gdy spojrzała na niego tak bezpośrednio.
- Tak samo jak ty nie chcę, żeby ich śmierć poszła na darmo. Ale zastanów się, o co wszyscy walczyliśmy? O co oni walczyli? O pokój.
Hinata potrząsnęła głową.
- Otóż to. Walczyliśmy o pokój, nie o przyjaźń z Gaarą.
Zacisnął szczękę.
Rozumiał jej rozterki. Rozumiał, że oni wszyscy mieli wątpliwości.
Ale eksponując je, zachowywali się nieracjonalnie. Przecież powinni byli doskonale wiedzieć, że nie ma innego wyjścia. Chyba, że mieliby dążyć do irracjonalnej zemsty. Tyle, że zemsta do niczego nie prowadzi, a to, że mieli za kogo walczyć, nie zapewni im zwycięstwa.
Jako osoba odpowiedzialna za całą wioskę nie mógł sobie pozwolić na myślenie kategoriami odwetu. Nie mógł też, tak jak większość, sądzić, że determinacja i subiektywna „słuszność” sprawy zapewni im zwycięstwo. Suna ostatnimi czasu zyskała nad nimi niebagatelną przewagę.
Naruto nigdy nie powątpiewał w swoje możliwości, nie wątpił też w potencjał własnych ludzi. Wiedział, że Konoha ma szansę wygrać. Ale wiedział, jak wielkie ponieśli już straty, większe niż przeciwnicy. Suna była w lepszej sytuacji. Gaara niestety miał tego świadomość. Proponując rozejm, dawał wyraz dobrej woli, i również ryzykował, że decyzja spotka się z niezadowoleniem podwładnych.
Naruto potrzebował poparcia wśród swoich najważniejszych współpracowników, jednak większość z nich zdawała się nie rozumieć powagi sytuacji.
Nie pierwszy raz pomyślał, że jego marzenie o byciu hokage było dziecinnym wymysłem. Cały problem w tym, że ten wymysł stał się rzeczywistością.
- Wiesz, że gdyby Kiba żył, poparłby mnie całkowicie. Byłby pierwszym chętnym do wzięcia udziału w delegacji.
Hinacie nieznacznie zadrżały wargi. Spojrzała na niego.
- Wiem. Tylko widzisz, cały problem w tym, że on nie żyje – odparła, odwróciła się i odeszła.
Był tak głęboko zszokowany, że nawet nie próbował jej zatrzymać.
- Zaczynam się zastanawiać, czy ty w ogóle masz tu jakiś autorytet – usłyszał za plecami. Oczywiście stał tam Itachi.
Ciekawe, co on tu robił. Przechadzanie się zielonymi alejami i podziwianie kwiatów nie było w jego stylu. A gdyby przyszedł z nim porozmawiać, nie łaziłby po ogrodzie w godzinach obiadu.
- Nieciekawie– kontynuował Uchiha. – Niby otaczasz się najlepszymi ludźmi, a zachowują się jak dzieci, którym odebrano zabawki.
- To nie jest twoja sprawa – warknął Naruto.
Itachi nie wydawał się zrażony tym chłodnym przyjęciem.
- To prawda. Nie wątpię w twój profesjonalizm. Tylko chciałbym zwrócić twoją uwagę, że na tę dziewczynę i jej kuzyna też powinieneś mieć oko.
Naruto spojrzał na niego z irytacją.
- Co rozumiesz przez „mieć oko”?
Itachi wzruszył ramionami bez specjalnego zaangażowania.
- Upewnić się, że nic im nie strzeli do głowy. Tak na wszelki wypadek. Musimy mieć sto procent pewności, że wszystko pójdzie dobrze. Suna nie może mieć wątpliwości co do naszych intencji, bo zaczną się wahać. Zresztą, już teraz wiemy, że z Gaarą będą problemy. Powinniśmy stosować jak najrzetelniejsze środki prewencyjne, gdy ktoś budzi wątpliwości.
- Czyli co proponujesz? Pewnie zabijanie?
- To byłby najskuteczniejszy sposób, szczerze mówiąc – odpowiedział Itachi swobodnie.
Naruto rzucił mu ostre spojrzenie.
- Lepiej uważaj, nim powiesz parę słów za dużo.
- Spokojnie. Niczego takiego nie sugeruję. Konoha nie potrzebuje martwych żołnierzy, czy to w czasie wojny, czy pokoju – odpowiedział Itachi filozoficznie.
Jego sposób bycia był nie do zniesienia na dłuższą metę.
- Mówię poważnie – zakomunikował Naruto, mając dość tych pokątnych aluzji. – Spróbuj podjąć jakiekolwiek działania bez konsultacji ze mną, a będziesz skończony. Do niej – spojrzał w kierunku, w którym odeszła Hinata – nawet się nie zbliżaj.
Itachi zmarszczył brwi.
- Dziewczyna jest niegroźna. Ewentualnie martwiłbym się Nejim. Jest osobą, która zna swoje miejsce, więc można z dużą pewnością twierdzić, że jego lojalność nie podlega wątpliwości. Jednak…
Naruto prychnął. Widać Uchiha świetnie się bawił.
- Skończ. Nie po to tu jesteś, żeby tyle myśleć.
Itachi spojrzał na niego.
- Uważasz mnie za psychola, co?
- Nie, skąd. Nawet całkowicie normalny człowiek może wymordować całą rodzinę.
- Zdziwiłbyś się – odpowiedział Itachi. - W każdym razie na to właśnie liczysz, prawda? Że w razie potrzeby nie zawaham się dokończyć tego, co zacząłem.
Naruto popatrzył na niego ze zniecierpliwieniem.
- Liczę na to, że rzetelnie wypełnisz swoją misję. I lepiej, żebyś nie popełnił żadnego błędu, bo gwarantuję, że wiele by cię to kosztowało.
- Spokojnie, przypilnuję Sasuke. W końcu, od czego się ma starszych braci.

Sakura nie przychodziła tu od dawna. Sądziła, że spędzanie czasu w ogrodzie jest jakieś niestosowne.
Ale tego popołudnia wyszła na spacer. Nie mogła już znieść bezczynnego siedzenia w szpitalu.
Kolejny raz od wczorajszego wieczora analizowała wszystkie rewelacje, którymi Naruto wreszcie był łaskaw się podzielić.
Ciekawe, jak niewiele trzeba, żeby ludzie zupełnie bezcelowo zaczęli się nawzajem zabijać.
Jak niewiele trzeba, by zwyczajna osoba zdecydowała się zabić.
Czy ktoś raz do tego zdolny, następnym razem się zawaha?

***
- Jak sądzisz, zgodziłbyś się… zrealizować plan Danzou, gdybyś nie zabił wcześniej Shisui’ego?
Uważnie przyglądała się twarzy Itachi’ego, kiedy zadała mu to pytanie. Spodziewała się jakiejś reakcji, ale nawet nie drgnął.
- Dlaczego o to pytasz?
Siedzieli na ganku przed domem. Słońce nieznośnie prażyło, musiała mrużyć oczy. Itachi nie miał tego problemu. Zawsze kiedy wychodził na zewnątrz patrzył bezpośrednio w tym kierunku, gdzie było słońce. Było dla niej tajemnicą, jak potrafił to rozpoznać, bo przecież jego źrenice były już całkowicie niewrażliwe na światło. Nie widział zupełnie nic.
Nie był chyba rozzłoszczony, że zapytała go o Shisui’ego. Ale sądziła też, że pewnie i tak nic z niego nie wyciągnie. Na ten temat nigdy nie chciał rozmawiać.
Nie wiedziała właściwie, dlaczego akurat tak sformułowała to pytanie. Chyba cały czas liczyła, że jeszcze zdąży się zorientować, jak to właściwie z nim jest. Wciąż do niej nie docierało, że ten chłopak, który mieszka z nimi od miesięcy i z którym autentycznie potrafiła się dogadać, jest tym samym człowiekiem, który zabił własnych rodziców, a potem służył w Akatsuki.
Czy utrata wzroku trwale go zmieniła? Najpierw zresztą trzeba by odpowiedzieć na inne pytanie – czy w ogóle go zmieniła?
Może to, że potrafi rozmawiać z nią godzinami– także o moralności – wcale nie przeczy zdolności do bezwzględnego zabijania?
On twierdził, że wcale się to ze sobą nie kłóci. Wszystko zależy od okoliczności i „celu”. Tak zwana wyższa konieczność.
Może dlatego nie zrobiło na nim wrażenia, kiedy nazwała go mordercą. Nie ma co walczyć z faktami, był nim. Od dzieciństwa przygotowywano go do zabijania.
Ją też. Wcale się od niego tak bardzo nie różniła. Po prostu nigdy nie została postawiona wobec podobnych wyborów.
Coraz częściej się zastanawiała, co by zrobiła, gdyby jednak znalazła się w podobnej sytuacji.
Czy wszystko jest względne?
- Pytam, bo zastanawiam się, czy zabijanie może stać się przyzwyczajeniem – odpowiedziała powoli.
Itachi się nie poruszył. Cały problem rozmów z nim polegał na tym, że zwykle się nie ruszał. Siedział i „wpatrywał” się w jeden w punkt, a ona nie miała żadnego punktu zaczepienia, żeby poznać, czy temat rozmowy wywołuje w nim jakiekolwiek emocje. Ani czy mówi prawdę.
- Więc źle zadałaś pytanie. Shisui nie był pierwszy – stwierdził spokojnie, jakby mówił o pogodzie. Nie wiedziała, jak miałaby na to zareagować, więc milczała. – Zabijanie nie jest czymś takim jak mycie zębów. Nie można się do tego przyzwyczaić na takiej zasadzie, że staje się rutyną. Ale, tak… Po pewnym czasie przestaje być trudne. Za pierwszym razem zawsze ma się opory, potem już jest dużo łatwiej.
Sakura przygryzła wargi.
Itachi, mimo braku wzroku, często potrafił wyczuć jej nastrój. Teraz też wiedział, o czym myśli. Były momenty, gdy ją to przerażało.
- Zawsze możesz o tym myśleć jako o konieczności wojny - stwierdził.
Była zadowolona, że nie mógł widzieć wyrazu jej twarzy. Pod pewnym względem, rozmawianie z nim było łatwiejsze niż z kimkolwiek innym.
- Wojna czy nie, to nic nie zmienia. Nigdy nie myślałam, że pozbawienie kogoś życia może być… tak proste. Wystarczy jeden cios i… dla kogoś to jest koniec wszystkiego.
Itachi obrócił twarz w jej kierunku, choć oczywiście było to dla niego bez różnicy. Wolałaby, aby nie patrzył w jej stronę. Powinna się już przyzwyczaić, ale nadal przerażała ją pustka tych źrenic. Był to oczywiście zwykły przesąd, jednak matka zawsze mówiła, że oczy są zwierciadłem duszy. Nie wierzyła w takie rzeczy, ale myślała o tym zawsze, ilekroć Itachi na nią „spojrzał”.
- Chociaż masz dwadzieścia lat, nadal jesteś dzieckiem – stwierdził. I chyba nie była to krytyka.
Uśmiechnęła się z goryczą.
- U nas nawet dzieci muszą potrafić zabijać, czyż nie?
On wiedział o tym najlepiej.
- Jeśli nigdy nie zrobisz tego z prywatnych pobudek, twoja dusza pozostanie czysta – odpowiedział.
Żachnęła się.
- Skąd wiesz? – zapytała ze złością. - Skąd wiesz, że – postanowiła zaryzykować – zabicie przyjaciela dla uzyskania jakiejś tam super mocy jest gorsze niż wymordowanie całej rodziny, bo racja stanu tego wymaga?
Przymknął powieki, jakby go uderzyła.
- Kto o tym decyduje?!
Itachi opanował się i pokręcił powoli głową.
- To my o tym decydujemy – stwierdził.
- Nieprawda! – wrzasnęła ze złością. – Dobro i zło nie są względne!
Itachi zastanowił się chwilę, zanim odpowiedział.
- Dla nas są.
Najgorszy był spokój, z jakim to komunikował.
- Właśnie dlatego nienawidzę tego życia.
- Więc stąd odejdź.
Oniemiała.
Mówiła, co czuje, a on tylko potraktował to jako argument, żeby forsować, jego zdaniem złote, rady.
- Jak myślisz, można kiedykolwiek zapomnieć, co się złego zrobiło?
Bez zaskoczenia przyjął zmianę tematu.
- Zależy, jak bardzo jest to złe.
- Bardzo. Jeśli ktoś zrobi jedną z najgorszych rzeczy, jakie jest w stanie sobie wyobrazić.
- Po co mnie o to pytasz? Nie jesteś zdolna robić takich rzeczy.
Ciekawe, dlaczego sądził, że ma na myśli siebie.
- A ty? Mógłbyś odsunąć przeszłość na bok, gdybyś dostał szansę na nowe życie?
- Nie lubię wdawać się w aż tak abstrakcyjne spekulacje.
Jednak z niego nie dało się nic wyciągnąć, jeśli nie mówiło się wprost, o co chodzi.
- To porozmawiajmy o konkretach. Co byś teraz zrobił, gdybyś odzyskał wzrok?
Itachi pokręcił z niedowierzaniem głową. Jego pierwsza znaczniejsza reakcja od początku tej rozmowy.
- To głupie pytanie.
- Co byś zrobił? – zapytała z naciskiem.
Wydawało jej się, że bardzo wiele od tego zależy.
- Nie zastanawiałem się nad tym.
- Więc teraz się zastanów. Nie masz wcale tak wielu opcji. Wrócić do służby dla Konohy, wplątać się w jakąś tajemną organizację, albo… Hm, zostać cywilem i pracować na roli. Chociaż wybacz, jest jeszcze jedna opcja. Partyzantka.
Itachi uśmiechnął się, chociaż tylko pozornie żartowała, i dobrze o tym wiedział.
- Nie brałbym pod uwagę aż tylu możliwości.
- No dobrze, ale gdybyś mógł, którą byś wybrał?
- Wróciłbym do Konohy.
Przygryzła nerwowo wargi, choć dokładnie tej odpowiedzi się spodziewała.
- I zabijałbyś dla Konohy.
- Nic innego nie potrafię. Niewiele więcej nas tutaj nauczyli.
Ciekawe, że powiedział właśnie to, o czym od dawna myślała.
- Paradoksalnie, masz więc szczęście, że jesteś niewidomy.
- Wolałbym być użyteczny.
Przymknęła oczy.
Wiedziała to. Wygodnie było żyć w świecie shinobi, kiedy naokoło toczy się wojna, i nie musieć brać w tym udziału. Nie musieć zabijać.
Jednak, wygodnie tylko z pewnego punktu widzenia. Nawet ona by tego dla siebie nie chciała, gdy wokół ginęli ludzie. Bliscy jej ludzie. Wszyscy byli zmuszeni do dokonywania wyborów, ale też wszyscy chcieli móc ich dokonywać.
Z każdym dniem widziała, jak przez brak możliwości wyboru gorycz zżera go od środka.
Urodzenie się jako shinobi było przekleństwem, ale nie tylko dlatego, że mieli obowiązki. Także dlatego, że nie da się żyć bezczynnie. A poczucie obowiązku nakazywało im walczyć.
I chyba to konieczność walki zmuszała ich do działania, jeśli nie dla wioski, to przeciw niej. Dlatego Itachi przyłączył się do Akatsuki, a Sasuke odszedł do Orochimaru.
W ten sposób wydawało im się, że mają jakiś wybór, choć nigdy nie byli wolni.
- Jest szansa, żebyś odzyskał wzrok. Niewielka, ale istnieje – odezwała się.
- To znaczy? – w głosie Itachi’ego wyczuła napięcie.
- Chcesz z niej skorzystać?
- Po to były te podchody? – zapytał wymijająco. Po chwili dodał: - Szanse są po to, by je wykorzystywać.
Od początku było dla niej oczywiste, że podejmie taką decyzję. Co więcej, wiedziała, że najlepiej będzie jeśli wyjedzie. Jednak poczuła ukłucie żalu.
Pragnienie, by się nie zmienił, tylko dlatego, że teraz stał jej się tak bliski, było bardzo egoistyczne. W ogóle nie powinna myśleć w ten sposób.
- Kontaktowałam się ostatnio z medykami w wiosce deszczu.
- Deszczu?
- Tak, w wiosce deszczu. Wbrew pozorom, mają świetnych lekarzy – odparła ze zniecierpliwieniem. Nie życzyła sobie, żeby jej przerywał. - Od dawna praktykują tam różne operacje… przeszczepiania oczu. Z bardzo dobrymi wynikami. Nie popełniają błędów.
Widziała po wyrazie twarzy Itachi’ego, że chciał cos powiedzieć, ale mówiła szybko, nie pozwalając sobie przerwać.
- Oczywiście, nie operowali nikogo z takimi uszkodzeniami. Nie ma pewności czy przeszczep pomoże, bo… nie wiemy, jakie ta technika powoduje zniszczenia i czy nie uszkadza mózgu. Ale moim zdaniem, uszkodzenia obejmują tylko nerwy wzroku i z nowymi oczami masz szansę widzieć.
Wpatrywała się w niego w napięciu.
- Z nowymi – powtórzył po chwili milczenia.
- Tak – potwierdziła. – To oznacza koniec z twoimi sztuczkami – wiedziała, że to brzmi okrutnie, ale nie potrafiła się pohamować. Sam sobie to zrobił. A gdyby Sasuke go uśmiercił, zgodnie z jego planem, ostatecznie skończyłby tak samo. – Ale będziesz widział. A jeśli nie, to… Zawsze warto spróbować, to nie jest bardzo ryzykowna operacja.
Itachi się zastanowił.
- W porządku, to co mam teraz robić?
- Nic takiego. Skontaktuję się z nimi. Muszę wykonać jeszcze parę badań, za kilka dni pewnie przyjadą. Na tym się kończy moja rola.
- Przecież masz teraz coś innego do zrobienia.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, bo w pierwszym momencie nie wiedziała, o czym mówi.
- Ach, to… Nie, nie wyjeżdżam, rozmawiałam już z Ino. Była rozczarowana, że dostałam ważniejszą rolę do spełnienia, więc teraz jest szczęśliwa. Uznała, że wyciągnęłam rękę na zgodę, więc… Dla mnie to też wyjdzie na plus. Odczepi się na jakiś czas.
Itachi zmarszczył brwi.
- Mówisz tak, jak gdyby ci źle życzyła.
Sakura przygryzła wargi.
- Bo życzy. Tylko patrzy, żeby mnie wygryźć.
- Nie tylko ona uważa, że powinnaś wyjechać na te praktyki.
- Ale nie chodzi jej na pewno o moje możliwości zawodowego rozwoju.
- Skąd wiesz, że nie?
- Bo nikomu o to nie chodzi.
Itachi uśmiechnął się lekko.
- To twoja wina, skoro uważają, że trzeba cię bronić przed tobą samą.
Popatrzyła na niego, zirytowana.
- Po co te aluzje?
- A dlaczego tak właściwie udajesz, że nie widzisz najoczywistszych rzeczy? Doskonale wiesz, że wszyscy twoi przyjaciele uważają, że powinnaś trzymać się z dala od Sasuke. Gdybyś była mądrzejsza, nie musieliby namawiać cię do opuszczenia Konohy.
Sakura prychnęła.
- Na szczęście, nie mają dużych możliwości działania. I ty też nie. – Po chwili namysłu dodała: - Poza tym, powinieneś okazać mu trochę więcej wdzięczności zamiast krytykować. Nie tylko cię nie zabił, ale sprowadził cię do wioski. Zasługuje na trochę więcej niż utajona nienawiść.
- Mylisz się. Nie czuję do niego nienawiści. To nie moja domena. Ale nie jestem też wdzięczny, że mnie nie zabił.
- To świadczy tylko o twojej głupocie.
- Być może. Ale rozmawialiśmy o Ino. Powinnaś z nią pogadać, i teraz jest odpowiedni moment. Zanim wyjedzie.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Wcale nie. Jest teraz wystarczająco zaabsorbowana zabawą w dyplomatkę. Ja mam ważniejsze sprawy na głowie.

***
Oczywiście, Itachi miał wtedy rację.
Miał rację w wielu sprawach. Ale tej już nigdy nie będzie szansy naprawić.
Powinna była wtedy porozmawiać z Ino. Właściwie, nie powinna pozwolić jej wtedy jechać. To rozwiązałoby naraz wiele problemów.
Ale wtedy sądziła, że powinna zostać w wiosce.


### Słowem wyjaśnienia: 
W wiosce nie wiedzą, że Itachi nie zabił Shisuiego, bo nikomu o tym nie powiedział. 
Po drugie pomysł Kishimoto na przeszczepianie oczu, żeby cofnąć niszczące skutki Mangekyo, a także kolekcję sharinganów, uważam za jedną z najgorszych koncepcji w mandze. To, że za supermoc trzeba zapłacić własnym zdrowiem (mimo, że zdobycie jej też było kosztowne) uważam za sensowne. Pomysł, żeby można było sobie potem wymienić oczy i dalej używać MSa to już gruba przesada. O kolekcjach oczu i sharinganach na ręce nie wspominając, ten pomysł jest trochę makabryczny, ale przede wszystkim śmieszny.
W mojej wersji tej możliwości nie ma. Przeszczepianie oczu nie jest często stosowaną praktyką, a utraty wzroku spowodowanej używaniem MS nie można cofnąć. Dlatego Sakura mówi o nowatorskiej metodzie przywracania wzroku.###

piątek, 21 listopada 2014

Część trzecia



Równo o osiemnastej stawili się wszyscy.
Sakura wyszła znacznie wcześniej ze szpitala i teraz cały stół był zastawiony potrawami.
Co prawda nikt z wyjątkiem Chouji’ego pewnie nie będzie jeść, ale Sasuke sobie tego życzył.
- Świetnie się spisałaś – powiedział, zerkając niedbale na zastawę. – Możesz iść.
Miała świadomość, że Itachi ich obserwuje, ale nie sądziła, że się wtrąci.
- Braciszku, szczerze mówiąc, nie może.
Sasuke spojrzał na niego spode łba.
- Sakura nigdy nie bierze udziału w naradach – odparł tonem, jakby udzielał mu pouczenia.
Mimo różnicy wieku, traktował Itachiego protekcjonalnie. Zauważyła to i nie była zaskoczona.
Sasuke był teraz najważniejszym doradcą hokage i jego zastępcą jako dowódca wojskowy. Delikatnie mówiąc, władza uderzyła mu do głowy.
Musiał czerpać ogromną satysfakcję z tego, że Itachi, jego genialny starszy brat i dziedzic rodu Uchiha, stał się teraz szeregowym shinobi.
Sakura nie zwykła oceniać Sasuke ani krytykować jego zachowania, choć wszyscy inni uważali go za nadętego bufona. Ale tym razem to, jak się zachowywał, budziło jej niesmak.
Za to Itachi zawsze potrafił zachować się z klasą i tylko zlustrował brata spojrzeniem.
- Tym razem będzie inaczej – wtrącił się Naruto. Był ubrany „cywilnie”, jakby to rzeczywiście było spotkanie towarzyskie. Sakura domyślała się, że ubłocona czapka hokage teraz się suszy.
To było skandaliczne, jak beztrosko Naruto traktował niektóre sprawy.
Ale z drugiej strony, było to też urocze. Przynajmniej pod niektórymi względami się nie zmienił.
Sasuke posłał mu poirytowane spojrzenie.
- Sakura będzie nam potrzebna – oświadczył Naruto.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Do czego? – zapytała.
- Może weźmiesz udział w rozmowach pokojowych? Musimy wysłać delegację do wioski Piasku.
Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
Naruto zawahał się.
- Jeśli nie chcesz, zrozumiem to, ale… zastanów się. Tym razem będzie inaczej.
- Jasne – parsknął Sasuke. – Widać to choćby po tym, że wysyłamy delegację do wioski. Ostatnie rozmowy toczyły się w polu, to oczywiście całkowicie zmienia sytuację. Chociaż, z drugiej strony, wydaje mi się, że jeśli można zabić posła na terenie neutralnym, można to zrobić i u siebie w domu.
Sakura słuchała go tylko częściowo. Nie bardzo trafiły do niej te słowa.
Szczerze mówiąc, nie miała ochoty tam pojechać. Zobaczyć się z Gaarą? To on ma krew poległych na rękach. To on wydaje rozkazy. On rozpętał tę wojnę.
Z drugiej strony, pojawia się dla niej szansa na zamknięcie jakiegoś rozdziału. Na dokończenie czegoś, co od początku miało być jej misją.
Trzy lata temu to ją Tsunade-sama wyznaczyła, by wzięła udział w pertraktacjach. I powinna była to zrobić.
Ale poprosiła Ino, by ją zastąpiła.
Więc była jej to winna.
- Chcę. Pojadę – powiedziała.
- Nie pojedziesz – odparł Sasuke.
Popatrzyła na niego.
- Dlaczego nie?
- Bo ja tak mówię.
Potrząsnęła głową.
- Te kwestie ustalimy później – odezwał się Itachi.
- Chwileczkę, jeśli mamy tam kogokolwiek posłać, musimy mieć pewność, że tym razem nas nie wystawią – wtrącił się Chouji.
- Mamy tę pewność – powiedział Naruto.
- Niby skąd?
- Właśnie do tego przechodzimy – odparł chłopak spokojnie. – Chouji, chyba nie sądzisz, że kogokolwiek bym narażał nie wiedząc na czym stoimy? Myślisz, że jestem taki nieodpowiedzialny, by ryzykować czyimkolwiek życiem?
- Ostatnio było tak samo – odezwała się Tenten.
Naruto spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem.
Najwidoczniej nie spodziewał się, że będą tyle polemizować. Darzyli go pełnym zaufaniem.
Ale, z drugiej strony, wszyscy mieli wątpliwości.
- Nie, tym razem nie będzie tak samo – odparł Naruto. – Jak sądzicie, co robiłem przez cały ten czas, kiedy mamy zawieszenie broni? I wcześniej? Sądzicie, że nie zadbałem o zebranie informacji? Od dawna mieliśmy w wiosce Piasku najlepszych wywiadowców.
- Ale nie dzieliłeś się z nami żadnymi szczegółami – powiedział Shikamaru z przekąsem.
Był spokojny. Musiał być jednak wtajemniczony od pewnego czasu.
Naruto spojrzał na niego.
- Taki urok mojej funkcji. Nie wszystkim mogę się dzielić – powiedział niechętnie, z wyraźną irytacją że próbują go kontrolować. – Teraz znamy już szczegóły. I wiem, że Piasek chce tego pokoju tak samo jak my.
- Oni twierdzili, że to my chcieliśmy tej wojny – zauważył Sasuke. Był wytrącony z równowagi.
Ale dlaczego? Przecież na pewno wiedział już wszystko, o czym Naruto zamierzał im teraz powiedzieć. Po to został wczoraj wezwany.
- Okej, to wyjaśnij nam schizoidalne zachowanie Gaary – odezwała się Hinata wyzywająco. Aż do tej chwili milczała.
Naruto spojrzał na nią niepewnie.
Ostatnio tego unikał. Unikał patrzenia w oczy komukolwiek.
Ten beztroski Naruto, którego znali w dzieciństwie zniknął bezpowrotnie. Już nie wróci. Zbyt wielka spoczywała na nim odpowiedzialność. Zbyt osobiście traktował wszystko, co się działo w wiosce. Czuł się osobiście odpowiedzialny za każdą śmierć.
Sakura to wiedziała, ale nie potrafiła mu pomóc. Zresztą, jak mogłaby pomóc komukolwiek.
Nie była odpowiednią osobą do rozmawiania o rozterkach moralnych. Wcześniej, tak. Potrafiła rozmawiać i potrafiła zrozumieć. Mogła czasem coś wytłumaczyć. Może nawet była dla Naruto oparciem, kiedy ta wojna się zaczęła, a on od początku dostawał od Tsunade najpoważniejsze zadania. Mimo, że tak właściwie kiedyś uważał się za przyjaciela Gaary.
Ale nie teraz. Nie była odpowiednią osobą, by doradzać komukolwiek. Na pewno nie mogła wskazać, co jest dobre, a co złe. I gdzie są granice.
- Zebraliśmy informacje z bezwzględnie pewnego źródła. Sprawdziliśmy wszystko. Wiemy, że rada starszych w Piasku planowała przewrót.
Nie tylko Sakura patrzyła na niego, jakby mówił od rzeczy.
Nie zwrócił na to uwagi, choć zdawał sobie sprawę, że to co mówi, brzmi kuriozalnie. Ale chyba chciał mieć to z głowy.
- Kiedy wybrali Gaare na Kazekage uważali, że łatwo będzie nim manipulować. I że będzie kontynuował politykę swojego ojca. Nie robił tego, a jego samowola coraz bardziej ich drażniła. Wydaje mi się, że najbardziej chyba zdenerwowało ich przymierze z nami.
- I co to ma do rzeczy? – odezwał się Chouji.
Naruto przeniósł spojrzenie na Itachiego, dając do zrozumienia, że jego kolej.
- Postanowili go obalić, ale za pośrednictwem ludu. Potrzebowali więc podważyć jego autorytet. Dowieść, że nie nadaje się na kage, bo sentymenty przeszkadzają mu w zdecydowanych działaniach - oświadczył Uchiha.
Przez chwilę panowało milczenie. Pozwolił im się zastanowić.
- Ich zamiarem nie było wywołanie wojny. Na pewno nie w tamtym momencie. Piasek nie był do tego lepiej przygotowany niż my. Postanowili jednak udowodnić, że my szukamy konfliktu, a Gaara tchórzy. Zorganizowali sabotaż. Wyszło im to świetnie, za dobrze, nawet jak na ich oczekiwania. Śmiem twierdzić, że byłoby znacznie trudniej, gdyby nie nasze karygodne zaniedbania.
Neji prychnął głośno.
Sakura wiedziała, o czym myśli. Nie lubił być pouczany. A już tym bardziej nie mieściło mu się w głowie, jak takie słowa mogą wyjść z ust człowieka, który zdradził wioskę. Niezależnie od tego, co zrobił dla niej potem, niemal wszyscy w tym pokoju gardzili nim jako sługusem Akatsuki. Sakura wiedziała to aż za dobrze. Mieszkał u nich kilka miesięcy. Był wtedy ślepy i tak naprawdę bezbronny, ale nienawidzili go wszyscy i życzyli mu śmierci. Ona na początku też. Na pewno nie zechciałaby mu pomóc, gdyby nie Sasuke.
Itachi spojrzał na Hyuuge.
- Pomyśl. Ile mógłby znaczyć ten sabotaż, gdyby wykorzystali jakichś paru przypadkowych shinobi, nawet naszych? Wszędzie zdarzają się zdrajcy, a Gaara nie jest idiotą. Ale wy wyłożyliście im gotowe danie na tacy. Nie zastanowiliście się nad tym, że ktoś z zewnątrz może spróbować zasiać zamieszanie od środka. I że mogą skłonić kogoś znaczącego, by pomógł im w prowokacji. Oczywiście, trudno wskazać, by była to wina konkretnych osób. Trudno było się w tamtym momencie spodziewać ataku z tej strony. Ale fakt pozostaje faktem. Sierotki po Danzou hasały sobie samopas, a okazja sama wepchnęła się starszyźnie Piasku w ręce.
Sakura przygryzła wargi.
Itachi zawsze tak o nich mówił. Sierotki Danzou. I nigdy nie przestał powtarzać, że zabicie go było największym błędem Sasuke. Zapewne miał rację. To było coś, czego nikt nie mógł mu wybaczyć. I pierwszy powód, dla którego Sasuke i Itachi się poróżnili.
Nienawidziła, gdy wypowiadał tę nazwę z taką pogardą. Miała wtedy przed oczami twarz Saia. I setki pytań, które już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Myślała, że już nigdy nie dowiedzą się, dlaczego to zrobili.
Zgodzili się na współpracę ze starszymi Piasku? Dlaczego? Już nigdy ich o to nie zapyta. Była pewna, że Sai miał jakiś powód.
Zawsze jest powód. Nawet gdy popełnia się najgorsze zbrodnie. Doskonale o tym wiedziała.
Teraz wiedziała także, że żaden powód nie jest wystarczająco dobry, aby wybaczyć samemu sobie.
- Oczywiście, starszyźnie zależało tylko na tym, by wyglądało to prawdopodobnie dla najważniejszych shinobi wioski. I dla większości shinobi. Wiedzieli, że musieliby się bardziej postarać, by przekonać do wojny Gaare, i wcale nie zamierzali sprawiać sobie aż tyle zachodu. Potrzebowali marionetkowego władcy, którego chcieli umieścić na jego miejscu.
Sakura zerknęła na twarze zebranych. Widziała, że nie tylko dla niej brzmi to sensownie.
- Wiem, że uznacie to za kontrowersyjną opinię, ale pozwolę sobie zauważyć, że, paradoksalnie, mieliśmy szczęście. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem wojna wybuchłaby później, jednak konsekwencje mogłyby być dużo gorsze. Wojowalibyśmy sobie tak długo, aż któraś strona by się wykrwawiła. I pewnie bylibyśmy to my, bo na pewno dobrze by się przygotowali. Poza tym, wszyscy wiemy, jak wygląda nasza obecna sytuacja.
Sakura popatrzyła na niego z wściekłością.
Widać, że lubi robić wrażenie. Nie mógł sobie odpuścić tej maski obojętnego komentatora, który ogląda wszystko z boku.
Chwileczkę, przecież to nie maska. Nie on stracił w tej wojnie bliskich. Jaka to dla niego różnica, kto zginął.
Inni pewnie pomyśleli to samo, ale nikt nie przerwał.
- Jednak nie wszystko poszło zgodnie z ich planem, i tutaj odnieśli porażkę. Zginął ktoś, kto nie powinien.
Sakura mimowolnie zerknęła na Shikamaru, ale niezależnie od tego, co w tej chwili myślał, nie dał po sobie poznać żadnych emocji.
- Potem najwidoczniej postanowili to ciągnąć. Dlatego, kiedy pojawiła się szansa na porozumienie zadbali o to, by posłowie nie przeżyli. Sądzę, że Gaara do dzisiaj nie wie, co tam się dokładnie stało, chociaż cała sprawa już się wydała. Właśnie dlatego powinno mu zależeć na dojściu do porozumienia.
- Świetna bajeczka – odparła Hinata.
Wszyscy skierowali na nią spojrzenia.
- Gaara ci ją opowiedział? – zapytała.
- To są niezależnie uzyskane informacje i ręczę za ich prawdziwość głową.
- Sądzisz, że jest wiele warta? – wtrącił się Neji, patrząc na Itachiego nieprzyjaźnie. Podszedł do Hinaty i otoczył ją ręką, jakby zamierzał jej bronić.
Itachi zmierzył go wzrokiem.
Naruto zrobił parę kroków naprzód.
- Hinata, wiem że jest ci ciężko – powiedział. – Ale zabijaliśmy się nawzajem po obu stronach. Niezależnie od tego, kto i jak zginął, musimy to zakończyć. Pokojem.
- Jasne – odparła dziewczyna. – Szkoda, że nie wpadłeś na tę genialną myśl dwa miesiące temu. Trzeba było tam być i dogadać się z Gaarą zanim zaczął zabijać naszych.
Obróciła się na pięcie i wyszła. Neji tylko obrzucił Itachiego pogardliwym spojrzeniem i poszedł za nią, zamykając drzwi.
- Widzę, że macie problemy z niesubordynacją – stwierdził starszy Uchiha. – Niedobrze.
Naruto spojrzał na niego ze złością. Nie tak miała wyglądać ta rozmowa.
Sakura, gdyby zapytał ją wcześniej o zdanie, uprzedziłaby go, by nie pozwalał Itachiemu za dużo mówić. Trudno było wierzyć, że nie odezwie się w nim ta jego duma i wyższość, z którą traktował wszystkich dookoła.
To mu pozostało pewnie z czasów, kiedy był jednym z najsilniejszych shinobi Konohy. A może to doświadczenie z Akatsuki.
- Porozmawiam z nimi potem – powiedział Naruto. – Teraz wszyscy słuchajcie. Widzę, że macie wątpliwości, i naprawdę się wam nie dziwię. Itachi wam opowie, jak uzyskał te informacje.
Szatyn spojrzał na niego.
- Mam im tłumaczyć? To trochę potrwa.
Widać było, że Naruto jest zniecierpliwiony.
- Tak, to nie powinien być dla ciebie zbyt duży kłopot.
Sakura mimowolnie pomyślała, że Naruto musi mieć jednak anielską cierpliwość. Wygląda na to, że Itachi jest bardziej działającym na nerwy współpracownikiem niż Sasuke.
Ale była też inna, bardziej niepokojąca sprawa.
Za dużo wiedział. I zbyt znaczna została przydzielona mu rola.
Miała nadzieję, że to nie znaczy, iż Itachi zostanie drugim po Sasuke najwyżej postawionym shinobi w Konoha.
Zbyt wiele władzy w rękach rodu Uchiha może sprowadzić tylko kłopoty.

- I to były te twoje nic nie znaczące misje?
Itachi wyglądał, jakby rozbawiło go jej oburzenie.
- Wywiad? Szpiegowanie? Tak, to kategoria B – odparł.
Nie wiedziała, czy mówi poważnie, czy z niej kpi. Jak zwykle.
- Szpiegowanie w czasie wojny na terenie wroga. B jak cholera – odparła.
Itachi wzruszył niedbale ramionami.
Wbiła w niego wściekłe spojrzenie.
- Oczywiście. Przy twoim doświadczeniu już tylko zabijanie sprawia ci frajdę.
Chyba wreszcie udało jej się wprawić go w zakłopotanie, bo wyglądał jakby nie wiedział, co powiedzieć.
- Może coś w tym jest – powiedział powoli.
Sakura nie spodziewała się żadnej konkretnej odpowiedzi, ale na pewno nie to chciała usłyszeć.
Odwróciła się do niego plecami, by wziąć z szafki kuchennej tacę z herbatą, ale się rozmyśliła. Musiała zapytać jeszcze o coś zanim wrócą do salonu.
- Dlaczego chcesz, żebym pojechała z tobą do Suna Gakure?
Itachi przymrużył oczy.
- Może mi nie uwierzysz, ale to pomysł Naruto.
Sakura potrząsnęła głową.
- Masz rację. Nie wierzę ci.
Itachi rozłożył ręce w geście bezradności.
- To co mam zrobić, żebyś uwierzyła? Najlepiej po prostu go zapytaj.
Zlustrowała go wzrokiem próbując ocenić, czy nią manipuluje.
Nie mogła zapytać Naruto. Nie rozmawiała z nim na osobności od dawna. Zbyt wiele wzajemnych pretensji. Ona uważała, że traktuje ją niesprawiedliwie, a on, że utrudnia mu pracę. Nie wspominając o tym, że przyjaźnił się z Sasuke, którego przecież tak bardzo zawiodła.
Naiwny Naruto. Może nawet uważał, że Sasuke skrycie cierpi.
Ona już dawno przestała wierzyć, że byłby zdolny do normalnych ludzkich uczuć.
- Naruto też uważa, że powinnaś się stąd wyrwać – oświadczył Itachi.
- Też? A kto jeszcze tak sądzi? – odparła napastliwie.
- Poza tym jesteś odpowiednią osobą. Wiemy, że potrafisz się zachować – dodał, nie reagując na jej zaczepkę.
Sakura zastanowiła się.
- Obawiacie się sabotażu? – spytała.
Nie myślała wcześniej o tym, ale rzeczywiście, groźba była realna i musieli się z tym liczyć.
A patrząc na reakcje dzisiejszego wieczora sama zastanawiałaby się na miejscu Naruto, komu może powierzyć to zadanie.
Najbardziej oczywistą osobą w takiej sytuacji wydawałaby się Hinata. Naruto wiedział, że jest opanowana i ściśle trzymałaby się instrukcji.
Ale nie w tej sytuacji. Gaara przypuszczalnie własnymi rękami zabił Kibę. Pewnie zabiłby ich wszystkich, gdyby Inuzuka nie umożliwił im ucieczki. Nie można było być pewnym, jak Hinata zachowałaby się, gdyby wysłano ją do Suny.
Poza tym, ostatnio wydawała się popadać w depresję. Naruto przez długi czas nie powierzy jej żadnej misji. Pewnie sądzi, że to dobre wyjście i że jej pomoże.
Gdyby zapytał Sakurę o zdanie powiedziałaby mu, że ta metoda jest do bani. Ale przypuszczalnie nie zapyta.
Itachi popatrzył na nią uważnie.
- Szczerze? Nie zdawałem sobie sprawy, że Naruto ma taką słabą kontrolę nad ludźmi.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- W normalnym kraju nikogo się nie ubezwłasnowalnia i nie wymaga się bezwzględnego posłuszeństwa. Mamy demokrację, wiesz? Nagato pewnie nie pozwalał wam nawet wymawiać tego słowa.
Itachi pokręcił głową.
- Zabawna jesteś.
Oczy zwęziły jej się w szparki.
- To synonim do „śmieszna”?
Itachi obdarzył ją zdziwionym spojrzeniem.
- Nie obrażaj się, tak tylko powiedziałem.
Potrząsnęła gwałtownie głową.
- Odczep się.
- W porządku – odparł powoli. – Ale porozmawiajmy poważnie. Weźmiesz udział w tej misji?
- Nie.
- Sądziłem, że chciałaś.
- To było zanim dowiedziałam się, że ty się na nią wybierasz.
Itachi zmarszczył brwi.
- Daj spokój. Teraz trzeba działać, a rozmowy pokojowe to bardzo delikatna sprawa, nie możemy pozwolić sobie na błąd. Jesteś jedną z niewielu osób, którym możemy w tej sprawie zaufać.
Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
- Jesteś pewny, że możecie? Naruto ci tak powiedział? – spytała. – To dziwne. Po śmierci Ino zabronił mi ruszać się z wioski, bo sądził, że będę się rzucać na wroga z gołymi rękami.
Itachi parsknął ze zniecierpliwieniem.
- Wcale nie dlatego.
Sakura nie chciała jednak na ten temat dyskutować.
- Nie ufa mi. I co, ty go przekonałeś, że nadaję się do dyplomacji?
Itachi zacisnął szczęki.
Może wreszcie wyprowadziła go z równowagi.
- Wiesz co, jak chcesz. Możemy wziąć kogoś innego. Sądziłem, że chcesz się stąd wyrwać i wreszcie coś zrobić.
- Nawet jeśli, to nie mogę. Mój mąż się nie zgodzi – odpowiedziała zimno.
- I to załatwia sprawę?
- Szczerze mówiąc, tak – odpowiedziała.

sobota, 15 listopada 2014

Część druga


Olbrzymi pies siedział spokojnie, kiedy wbijała mu igłę. Nie poruszył się ani razu w czasie, gdy był podłączony do kroplówki. Jego oczy przez cały ten czas były utkwione w jeden niezmienny punkt.
- Gotowe – powiedziała Sakura rześko, wyciągając igłę.
Spojrzała na Hinatę. Brunetka siedząca obok na krześle nie wykazywała więcej chęci życia niż wpatrzony w ścianę zwierzak.
- Jak długo jeszcze możesz to robić? – zapytała.
Sakura przygryzła wargi.
- Tak długo, jak będzie trzeba – odparła, patrząc uważnie na swoją rozmówczynię.
Hinata wykrzywiła wargi w nieokreślonym grymasie.
- A jeśli Akamaru już nigdy nie będzie chciał jeść? – spytała rozpaczliwie.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Ale wiedziała, że nie może umacniać jej wątpliwości. Była wystarczająco rozbita.
- Zacznie jeść. Na pewno. To tylko kwestia czasu – powiedziała uspokajającym tonem.
Hinata spojrzała na nią ostro.
- Czyżby? – odparła gwałtownie.
Sakura poczuła się zbita z tropu tym nagłym atakiem.
Hinata odwróciła wzrok.
- Może Akamaru po prostu chce umrzeć. Myślisz, że mogę coś z tym zrobić? Nie, nie mogę. Znowu.
Sakura patrzyła na nią, zszokowana.
Hinata pierwszy raz pozwoliła sobie przy niej na taki wybuch emocji.
Nie wiedziała, co powinna powiedzieć lub zrobić. Nie miała pojęcia, jak może pomóc. Nigdy nie wiedziała.
Całymi dniami była tutaj, w szpitalu, i leczyła ludzi. Z różnych dolegliwości. Zwalczała ich cierpienie. Czasami udawało jej się uratować komuś życie. Powinna mieć satysfakcję.
Ale nie potrafiła ich uleczyć z prawdziwego urazu tej wojny. Nie potrafiła złagodzić cierpienia duszy. Była bezużyteczna.
Przyglądała się, jak Hinata przygryza drżące wargi wpatrując się w ziemię. Jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem.
Pewnie powinna pozwolić jej się wypłakać. To zawsze jakiś sposób na rozładowanie emocji. A Hinata miała to szczęście, że jeszcze potrafiła płakać.
Dlaczego po prostu stąd nie wyjdzie, pomyślała.
Wtedy to nie byłby jej problem.
Ale Hinata nadal siedziała nieruchomo i nigdzie się nie wybierała.
- Kiba nie chciał umrzeć – odezwała się Sakura niepewnie, bo było to jedyne, co przyszło jej do głowy.
- Wiedział, po co tam idzie. Nie musiał! – odparła brunetka gwałtownie.
- Nie sądził, że zginie. Ty nie mogłaś wiedzieć…
- Zamknij się! – przerwała jej Hinata.
Sakura popatrzyła na nią, zszokowana.
Hinata odwzajemniła spojrzenie. Wyglądała na zdumioną własnym zachowaniem.
- Doskonale wiedziałam – mówiła szybko, z trudem cedząc słowa. –Ktoś musiał tam wejść, ale wyjść? Nie na tym polegało zadanie. A on nie dał się przekonać, że wcale nie musi tego robić. Podjął świadomą decyzję, i wiedziałam tak samo jak on jak się to skończy. Inaczej nie zostawiłby ze mną Akamaru.
Sakura spuściła głowę.
- To uratowało cały oddział. Kiba zginął jak bohater.
Hinata potrząsnęła gwałtownie głową.
- A ja nawet nie potrafię zaopiekować się jego psem!
Sakura skierowała wzrok na Akamaru, bo nie chciała patrzeć na jej rozpacz. Pies stanowił mimo wszystko mniej żałosny widok.
- To nie jest zwykłe zwierzę. Można było się spodziewać, że przestanie jeść. I to nie jest twoja wina.
Hinata nie odpowiedziała.
- Jestem pewna, że z czasem mu się poprawi. Zrobię wszystko, żeby tak się stało. Potrzebujemy tylko trochę czasu. Może zmienię mu kroplówki…
- Raczej powinnaś je odstawić.
Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi.
Itachi.
Wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Pewny siebie i zadowolony. Przynajmniej jak na niego.
Mogłaby nawet zaryzykować stwierdzenie, że śmiały mu się oczy. Ale to mogło być złudzenie optyczne. Po prostu nie była przyzwyczajona do tego, by patrzył.
Teraz patrzył na nią, a jej na chwilę zaparło dech.
Ta cisza robiła się niezręczna.
Usłyszała z tyłu szuranie krzesła. Hinata stanęła obok niej.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytała, patrząc na Itachi’ego wyzywająco. – Sądzisz, że powinnam pozwolić mu umrzeć?
Itachi zlustrował ją wzrokiem. Pokręcił głową.
- To przecież nie jest zwykły pies – odparł z zastanowieniem. – Nie karm go sztucznie i zmuś do wysiłku fizycznego. Jestem pewien, że po pewnym czasie zacznie jeść.
Sakura nie sądziła, że Hinata jest zdolna do takiego bezpośredniego zachowania, zwłaszcza wobec Itachi’ego, którego nadal ludzie z wioski się bali. I nie ufali mu, na pewno nie bardziej niż jego bratu.
Ale brunetka podeszła do Itachi’ego i popatrzyła na niego pewnie, jakby różnica wzrostu w ogóle jej nie przeszkadzała.
- I jesteś przekonany, że to poskutkuje?
Itachi przyglądał jej się, jakby zrobiła na nim wrażenie.
Nie był przyzwyczajony do tego, by ludzie tak odważnie z nim rozmawiali.
- Jestem pewien, że poskutkuje. Ale musisz być konsekwentna. Na początku na pewno nie będzie chciał jeść.
Hinata przeanalizowała sytuację.
- Dobrze – odpowiedziała, po czym odwróciła się. – Chodź, Akamaru!
Pies ciężko podniósł się z podłogi i podszedł do niej bez szczególnego entuzjazmu.
- Dziękuję – odezwała się brunetka do Sakury. – Przepraszam, że byłam niemiła. Wiem, że się starasz.
Sakura popatrzyła na nią.
- Jutro o tej samej porze – powiedziała.
Hinata uśmiechnęła się blado i pokręciła głową.
- To trwa już za długo i nie przynosi żadnych skutków. Spróbuję inaczej – zadeklarowała i wyszła, a za nią podążył ogromny pies.
Wyglądała na wyjątkowo zdeterminowaną. Sakura nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
Spojrzała z wściekłością na Itachi’ego.
- Co ty wyprawiasz? Ten pies nie może umrzeć!
Itachi podszedł bliżej, zupełnie nie zwracając uwagi na jej wzburzenie.
- Nie umrze – zapewnił spokojnie.
Sakura potrząsnęła gwałtownie głową.
- Jeśli nie będzie jadł, bardzo szybko straci siły – odparła z gniewem. – Widziałeś jaką on ma masę ciała? Potrzebuje dziennie ogromnej ilości substancji odżywczych.
Jej zdenerwowanie w ogóle nie robiło na nim wrażenia.
- Owszem, jednak jest nie tylko duży, ale też inteligentny. Kiedy będzie potrzebował, zacznie jeść.
Sakura prychnęła.
- Sądzisz, że od razu faszerowałam go syntetykami? Przez trzy dni nie napił się nawet wody. Musiałam zacząć go karmić sztucznie.
Itachi skinął ze zrozumieniem głową.
- Robisz to, co potrafisz. To bardzo dobrze. Ale on tego teraz nie potrzebuje. Minęło dużo czasu. Nie możesz go codziennie podłączać do kroplówki.
Ten jego niezachwiany spokój stawał się nie do zniesienia. Za bardzo przypominał pod tym względem brata.
- Ciekawe, skąd wiesz, ile czasu minęło. Nie było cię tutaj.
Itachi skinął głową.
- To prawda – przyznał. – Ale wiem na bieżąco, co się dzieje w wiosce.
Popatrzyła na niego, mrużąc oczy. Miała wrażenie, że czyni aluzje do czegoś konkretnego, i nie jest to śmierć Kiby.
- W każdym razie – oświadczył rzeczowo – jestem pewien, że Akamaru sobie poradzi bez sztucznego odżywiania. Trzeba tylko dać mu szansę.
Sakura potrząsnęła głową.
- A jeśli nie? – odparła, patrząc wprost w jego twarz. Starała się jednak unikać patrzenia w oczy. To nie były jego oczy. – Chcesz mieć Hinatę na sumieniu? Ach, wybacz. Czynię nieuzasadnione założenie, że ty masz jakieś sumienie.
Itachi zmarszczył brwi. Trudno było stwierdzić, czy wziął te słowa do siebie. Ale akurat tego nigdy nie wiedziała, gdy z nim rozmawiała.
- Jak sądzisz, Inuzuka zostawił tego psa specjalnie, żeby Hinata się nim zaopiekowała?
Sakura przymrużyła oczy.
- Jak długo tu stałeś?
- Krótko. Nie mam zwyczaju podsłuchiwać – odparł Itachi swobodnie, po czym wrócił do tematu rozmowy. – Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Zostawił Akamaru, żeby się nią zaopiekował. Pies o tym wie.
Przez chwilę przypatrywała mu się, przygryzając wargi. Nie polemizowała z nim. Bo teraz, kiedy to powiedział, stało się oczywiste, że ma rację.
Ciekawe, że przez tyle czasu o tym nie pomyślała.
- Przecież ty nawet nie znałeś Kiby.
Itachi wzruszył ramionami.
- Nie za bardzo, ale ja bym tak zrobił. Oczywiście, czysto hipotetycznie. Większość shinobi ma kogoś, na kim im zależy.
Sakura pokręciła z niedowierzaniem głową.
- A tobie tak łatwo się wczuć w czyjąś sytuację – skomentowała z kpiną w głosie.
Itachi nie wydawał się być urażony.
- Zawsze to miałaś?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Co? – zapytała.
Wydawało jej się, że dostrzegła lekki uśmiech na jego twarzy.
- Oczy. Kiedy się złościsz, niesamowicie błyszczą.
Natychmiast odwróciła wzrok.
- Pewnie tak, ale oczywiście nie mogłem tego zauważyć. Ominęło mnie więcej niż myślałem.
Oderwała wzrok od szafki z medykamentami, żeby obrzucić go uważnym spojrzeniem.
- Poznajesz mnie? – zapytała.
Chyba jednak miała nadzieję, że ją rozpozna.
- Sądzisz, że mógłbym się pomylić?
Wzruszyła ramionami.
- Nie byłoby to dziwne.
Itachi potrząsnął głową.
- Poznałem cię choćby po głosie.
Sakura uniosła brwi.
- Minęło dwa i pół roku.
- Dwa lata, siedem miesięcy – odparł. – I co z tego? Barwa głosu się nie zmienia.
- Ale wszystko inne tak.
- Nie wszystko.
Wolała, kiedy nie mógł jej się przyglądać.
- No więc co robiłeś przez ten czas?
- Nic porywającego. Najpierw długotrwała kuracja, potem jeszcze dłuższy trening. Musiałem nauczyć się kilku niepotrzebnych mi dotąd sztuczek, a jeszcze więcej sobie przypomnieć, żeby przydać się do czegokolwiek – przewrócił oczami. - A i tak dostałem tylko parę mało znaczących zadań.
Nie okazała mu współczucia.
- Wolałbyś być ślepy?
Uśmiechnął się, jakby usłyszał jakiś dobry żart.
- Trafna uwaga – odparł. – Nie, oczywiście nie wolałbym być ślepy. Chociaż nawet nie było to takie uciążliwe, miałem dobrą opiekę.
Zmierzyła go karcącym spojrzeniem, ale nie odwrócił wzroku.
Te oczy. Brązowe, nie ciemne. Bystre. Oczy, które widzą. Obce.
Jakoś do niej nie docierało, że to wszystko jest rzeczywiste. To naprawdę jest ten sam Itachi?
Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia.
- Dziwne, co? Też na początku nie mogłem się przyzwyczaić. Ale przywyknąć można do wszystkiego. Nawet do bycia skazanym na misje, które w najlepszym wypadku określiłbym kategorią B.
Ocknęła się i odwróciła wzrok. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Rozumiem, ciężko ci się pogodzić z taką nowością – odparła sarkastycznie. - Wybacz, ale cię nie zrozumiem. Ty przynajmniej coś robisz.
- A ty nie?
Prychnęła ze złością.
- Jeśli rzeczywiście jesteś na bieżąco ze sprawami w wiosce to wiesz, jakie odpowiedzialne misje mi się powierza. Od dawna się stąd nie ruszyłam – powiedziała z goryczą.
- Lekarze są potrzebni – odpowiedział Itachi z naciskiem.
Spojrzała na niego gorzko.
- Oczywiście. Ale, jak zapewne się zdążyłeś zorientować, skoro nie siedzisz zamknięty w wiosce, dobrzy lekarze potrzebni są głownie na froncie.
Nie odpowiedział.
- Ja jestem tutaj po to, by leczyć źle zrośnięte złamania i wysypkę – wyrzuciła z siebie, choć nie wiedziała, po co w ogóle to mówi. Nie zamierzała mu się zwierzać.
Przecież wiedziała, że to nie jest ten Itachi, jakiego znała.
Tamten zniknął wraz z momentem operacji oczu. A może nawet nigdy nie istniał. Był tylko wytworem jej wyobraźni.
- Ostatnio każdy, kto nie był śmiertelnie ranny, szedł walczyć dalej. Nie przywoziło się tu rannych z frontu – kontynuowała mimo to. – Moi przyjaciele tam ginęli, a ja siedziałam tutaj i wstrzykiwałam zastrzyki przeciw gangrenie.
- Szczerze mówiąc – odezwał się Itachi spokojnie – kiedy wyjeżdżałem, myślałem, że ta wojna w ogóle cię ominie.
Zupełnie nieświadomie zacisnęła dłonie w pięści.
- Kiedy wyjeżdżałeś, w życie miał wejść rozejm – przypomniała.
Skinął głową.
- Tak, rzeczywiście – przytaknął.
- Chyba o tym nie zapomnieliście? – spojrzała na niego wyzywająco. – I o tym, jak to się skończyło?
- Nie – odpowiedział.
- I co, uważasz że Naruto ma rację, godząc się na pertraktacje? – zapytała napastliwie.
Itachi przyglądał jej się przez chwilę, najwidoczniej myśląc nad odpowiedzią.
- Teraz jest idealny moment na rozmowy pokojowe. W ciągu paru dni ostatecznie zakończymy tę wojnę.
Była rozjuszona, że podchodzi do tego tak chłodno.
- I jesteś pewny, że tym razem to też nie jest pułapka?
Wykonał ruch, jakby chciał wziąć ją za rękę, ale odsunęła się.
- Sakura… Przykro mi z powodu Ino. Ale to nie jest czas na osobiste sentymenty. Ani na zemstę.
Gwałtownie zamrugała oczami.
- Po co tak właściwie tu przyszedłeś? – zapytała.
- Chciałem cię zobaczyć.
Uniosła głowę i spojrzała na niego zimno. Nie zwrócił uwagi.
- To zabawne, móc powiedzieć coś takiego w dosłownym znaczeniu – stwierdził. Denerwowało ją, że zdawał się być w dobrym humorze.
– Nigdy nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Cóż… Muszę już iść. Do wieczora.
Odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi.
- Powinieneś mnie nienawidzić – odezwała się, nim zdążył wyjść.
Zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Dlaczego tak uważasz?
Przygryzła wargi.
- Bo nazwałaś mnie kaleką i kazałaś wynieść się ze swojego życia?
Odważyła się podnieść na niego wzrok.
- Choćby dlatego.
Uśmiechnął się lekko, ale tym razem nie wydawało jej się to wymuszone, jak wcześniej.
- Nienawiść jest dla słabych – odpowiedział. - Poza tym… Nie uwierzyłem ci wtedy.
Przez chwilę analizowała znaczenie tych słów.
- Ale nie wróciłeś tu po mnie, mam nadzieję.
- Dlaczego?
- Bo to co powiedziałam, jest nadal aktualne. Nigdy i nigdzie się z tobą nie wybieram.
Nie wydawał się zaskoczony.
- Przemyśl to jeszcze. Masz dużo czasu.
- Nie mam nic do przemyślenia – odparła hardo.
- Masz. Jeśli uważasz, że nie, zastanów się jeszcze raz – powiedział jakby jej słowa w ogóle do niego nie docierały. Po chwili zastanowienia dodał: - Nie powinnaś się tak przejmować. Sasuke i tak mnie nienawidzi.
Zanim zdążyła wymyślić odpowiedź, wyszedł.
Rzeczywiście, sporo go ominęło. Nie tylko dlatego, że wcześniej nie widział.
Nie miał pojęcia, do jakiej nienawiści jego brat jest zdolny.


***
Była jedyną osobą w wiosce, która się ucieszyła, kiedy Sasuke wrócił.
Do dziś pamiętała ten dzień. Wszyscy niecierpliwie czekali na powrót Naruto, ale kiedy wreszcie przybył, dokoła było pusto. Nikt razem z nią nie wyszedł, by ich przywitać.
Potem, ilekroć Sasuke wszedł do jakiegoś pomieszczenia, zawsze zapadała identyczna cisza. Cisza, która sprawiła, że triumfujący uśmiech spełzł Naruto z twarzy.
Oni wszyscy, nie wyłączając Tsunade-sama, woleliby, by Sasuke był martwy. Po tym wszystkim nie wiedzieli nawet, co mieliby z nim zrobić.
Dla niej to nie miało wtedy znaczenia. Ważne było, że wrócił. Że jest cały i zdrowy. Naruto spełnił obietnicę i sprowadził go z powrotem. Jeszcze wszystko można naprawić.
Wiedziała, że nikt nie podzielał jej entuzjazmu. Nawet Naruto był skonsternowany i nie miał pojęcia, co dalej robić.
Sasuke tak samo. Nie potrafił określić, po co wrócił.
Po prostu nie mógł zrobić nic innego. Nigdzie już nie było dla niego miejsca i nigdzie nie czuł się u siebie.
Mimo wszystko to rozumiała. I dlatego nie zrażała się tym, jak ją traktował.
Nigdy jej to nie zraziło. Dlaczego więc miałoby teraz, kiedy wrócił. Cierpliwość się opłacała, bo w końcu udało jej się do niego zbliżyć.
W całej wiosce nie było nikogo, kto nie traktowałby go jak zdrajcy. Z wyjątkiem Naruto, ale on wolał go unikać. Sakura widziała, że miał wątpliwości, czy dobrze zrobił. Czy Sasuke nie obróci się znowu przeciwko wiosce. Nie miała o to pretensji. Miał prawo mieć wątpliwości. Sama je miała.
Ale odkąd pamiętała, zależało jej na Sasuke. I nie zmieniło się to, pomimo wszystkiego co zrobił. Wiedziała, że to irracjonalne, ale nadal wierzyła, że jest w nim dobro, które trzeba tylko odnaleźć i wydobyć.
To dlatego była przy nim, kiedy wszyscy się odwrócili. Nawet na początku, choć bardzo bezpośrednio dawał jej do zrozumienia, że nie życzy sobie jej towarzystwa.
Wiedziała, że jeśli będzie sam, znowu zrobi coś złego. Ale wierzyła, że może jeszcze lojalnie służyć wiosce. Potrzebował przecież jakiegoś celu. I to był najlepszy cel. Przecież to dla wioski jego brat poświęcił wszystko. Sasuke co prawda chciał go zabić, ale tego nie zrobił, gdy się dowiedział.
Płynęła w nich ta sama krew. Mogli walczyć dla tych samych celów.
Ona go do tego przekonała. A potem przekonali się także i inni. Że jest zdolny do lojalności wobec Konohy.
Od dawna zdawała sobie sprawę, że jej nie kocha, i że nie ma co liczyć, że to się zmieni. Ale już się przyzwyczaiła do tej myśli, jeszcze nim Naruto go sprowadził. Zdążyła się z tym pogodzić. I tak naprawdę nie przegrała. Nie zdobyła jego miłości, ale ocaliła jego duszę. Zyskała też jego akceptację dla własnej osoby, i to jej wystarczyło. Przez pewien czas chyba nawet była szczęśliwa.
Ale potem Sasuke sprowadził do wioski Itachi’ego. I nic już nie miało być tak jak przedtem.