Gaahina
sobota, 15 listopada 2014
Część druga
Olbrzymi pies siedział spokojnie, kiedy wbijała mu igłę. Nie poruszył się ani razu w czasie, gdy był podłączony do kroplówki. Jego oczy przez cały ten czas były utkwione w jeden niezmienny punkt.
- Gotowe – powiedziała Sakura rześko, wyciągając igłę.
Spojrzała na Hinatę. Brunetka siedząca obok na krześle nie wykazywała więcej chęci życia niż wpatrzony w ścianę zwierzak.
- Jak długo jeszcze możesz to robić? – zapytała.
Sakura przygryzła wargi.
- Tak długo, jak będzie trzeba – odparła, patrząc uważnie na swoją rozmówczynię.
Hinata wykrzywiła wargi w nieokreślonym grymasie.
- A jeśli Akamaru już nigdy nie będzie chciał jeść? – spytała rozpaczliwie.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Ale wiedziała, że nie może umacniać jej wątpliwości. Była wystarczająco rozbita.
- Zacznie jeść. Na pewno. To tylko kwestia czasu – powiedziała uspokajającym tonem.
Hinata spojrzała na nią ostro.
- Czyżby? – odparła gwałtownie.
Sakura poczuła się zbita z tropu tym nagłym atakiem.
Hinata odwróciła wzrok.
- Może Akamaru po prostu chce umrzeć. Myślisz, że mogę coś z tym zrobić? Nie, nie mogę. Znowu.
Sakura patrzyła na nią, zszokowana.
Hinata pierwszy raz pozwoliła sobie przy niej na taki wybuch emocji.
Nie wiedziała, co powinna powiedzieć lub zrobić. Nie miała pojęcia, jak może pomóc. Nigdy nie wiedziała.
Całymi dniami była tutaj, w szpitalu, i leczyła ludzi. Z różnych dolegliwości. Zwalczała ich cierpienie. Czasami udawało jej się uratować komuś życie. Powinna mieć satysfakcję.
Ale nie potrafiła ich uleczyć z prawdziwego urazu tej wojny. Nie potrafiła złagodzić cierpienia duszy. Była bezużyteczna.
Przyglądała się, jak Hinata przygryza drżące wargi wpatrując się w ziemię. Jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem.
Pewnie powinna pozwolić jej się wypłakać. To zawsze jakiś sposób na rozładowanie emocji. A Hinata miała to szczęście, że jeszcze potrafiła płakać.
Dlaczego po prostu stąd nie wyjdzie, pomyślała.
Wtedy to nie byłby jej problem.
Ale Hinata nadal siedziała nieruchomo i nigdzie się nie wybierała.
- Kiba nie chciał umrzeć – odezwała się Sakura niepewnie, bo było to jedyne, co przyszło jej do głowy.
- Wiedział, po co tam idzie. Nie musiał! – odparła brunetka gwałtownie.
- Nie sądził, że zginie. Ty nie mogłaś wiedzieć…
- Zamknij się! – przerwała jej Hinata.
Sakura popatrzyła na nią, zszokowana.
Hinata odwzajemniła spojrzenie. Wyglądała na zdumioną własnym zachowaniem.
- Doskonale wiedziałam – mówiła szybko, z trudem cedząc słowa. –Ktoś musiał tam wejść, ale wyjść? Nie na tym polegało zadanie. A on nie dał się przekonać, że wcale nie musi tego robić. Podjął świadomą decyzję, i wiedziałam tak samo jak on jak się to skończy. Inaczej nie zostawiłby ze mną Akamaru.
Sakura spuściła głowę.
- To uratowało cały oddział. Kiba zginął jak bohater.
Hinata potrząsnęła gwałtownie głową.
- A ja nawet nie potrafię zaopiekować się jego psem!
Sakura skierowała wzrok na Akamaru, bo nie chciała patrzeć na jej rozpacz. Pies stanowił mimo wszystko mniej żałosny widok.
- To nie jest zwykłe zwierzę. Można było się spodziewać, że przestanie jeść. I to nie jest twoja wina.
Hinata nie odpowiedziała.
- Jestem pewna, że z czasem mu się poprawi. Zrobię wszystko, żeby tak się stało. Potrzebujemy tylko trochę czasu. Może zmienię mu kroplówki…
- Raczej powinnaś je odstawić.
Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi.
Itachi.
Wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Pewny siebie i zadowolony. Przynajmniej jak na niego.
Mogłaby nawet zaryzykować stwierdzenie, że śmiały mu się oczy. Ale to mogło być złudzenie optyczne. Po prostu nie była przyzwyczajona do tego, by patrzył.
Teraz patrzył na nią, a jej na chwilę zaparło dech.
Ta cisza robiła się niezręczna.
Usłyszała z tyłu szuranie krzesła. Hinata stanęła obok niej.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytała, patrząc na Itachi’ego wyzywająco. – Sądzisz, że powinnam pozwolić mu umrzeć?
Itachi zlustrował ją wzrokiem. Pokręcił głową.
- To przecież nie jest zwykły pies – odparł z zastanowieniem. – Nie karm go sztucznie i zmuś do wysiłku fizycznego. Jestem pewien, że po pewnym czasie zacznie jeść.
Sakura nie sądziła, że Hinata jest zdolna do takiego bezpośredniego zachowania, zwłaszcza wobec Itachi’ego, którego nadal ludzie z wioski się bali. I nie ufali mu, na pewno nie bardziej niż jego bratu.
Ale brunetka podeszła do Itachi’ego i popatrzyła na niego pewnie, jakby różnica wzrostu w ogóle jej nie przeszkadzała.
- I jesteś przekonany, że to poskutkuje?
Itachi przyglądał jej się, jakby zrobiła na nim wrażenie.
Nie był przyzwyczajony do tego, by ludzie tak odważnie z nim rozmawiali.
- Jestem pewien, że poskutkuje. Ale musisz być konsekwentna. Na początku na pewno nie będzie chciał jeść.
Hinata przeanalizowała sytuację.
- Dobrze – odpowiedziała, po czym odwróciła się. – Chodź, Akamaru!
Pies ciężko podniósł się z podłogi i podszedł do niej bez szczególnego entuzjazmu.
- Dziękuję – odezwała się brunetka do Sakury. – Przepraszam, że byłam niemiła. Wiem, że się starasz.
Sakura popatrzyła na nią.
- Jutro o tej samej porze – powiedziała.
Hinata uśmiechnęła się blado i pokręciła głową.
- To trwa już za długo i nie przynosi żadnych skutków. Spróbuję inaczej – zadeklarowała i wyszła, a za nią podążył ogromny pies.
Wyglądała na wyjątkowo zdeterminowaną. Sakura nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
Spojrzała z wściekłością na Itachi’ego.
- Co ty wyprawiasz? Ten pies nie może umrzeć!
Itachi podszedł bliżej, zupełnie nie zwracając uwagi na jej wzburzenie.
- Nie umrze – zapewnił spokojnie.
Sakura potrząsnęła gwałtownie głową.
- Jeśli nie będzie jadł, bardzo szybko straci siły – odparła z gniewem. – Widziałeś jaką on ma masę ciała? Potrzebuje dziennie ogromnej ilości substancji odżywczych.
Jej zdenerwowanie w ogóle nie robiło na nim wrażenia.
- Owszem, jednak jest nie tylko duży, ale też inteligentny. Kiedy będzie potrzebował, zacznie jeść.
Sakura prychnęła.
- Sądzisz, że od razu faszerowałam go syntetykami? Przez trzy dni nie napił się nawet wody. Musiałam zacząć go karmić sztucznie.
Itachi skinął ze zrozumieniem głową.
- Robisz to, co potrafisz. To bardzo dobrze. Ale on tego teraz nie potrzebuje. Minęło dużo czasu. Nie możesz go codziennie podłączać do kroplówki.
Ten jego niezachwiany spokój stawał się nie do zniesienia. Za bardzo przypominał pod tym względem brata.
- Ciekawe, skąd wiesz, ile czasu minęło. Nie było cię tutaj.
Itachi skinął głową.
- To prawda – przyznał. – Ale wiem na bieżąco, co się dzieje w wiosce.
Popatrzyła na niego, mrużąc oczy. Miała wrażenie, że czyni aluzje do czegoś konkretnego, i nie jest to śmierć Kiby.
- W każdym razie – oświadczył rzeczowo – jestem pewien, że Akamaru sobie poradzi bez sztucznego odżywiania. Trzeba tylko dać mu szansę.
Sakura potrząsnęła głową.
- A jeśli nie? – odparła, patrząc wprost w jego twarz. Starała się jednak unikać patrzenia w oczy. To nie były jego oczy. – Chcesz mieć Hinatę na sumieniu? Ach, wybacz. Czynię nieuzasadnione założenie, że ty masz jakieś sumienie.
Itachi zmarszczył brwi. Trudno było stwierdzić, czy wziął te słowa do siebie. Ale akurat tego nigdy nie wiedziała, gdy z nim rozmawiała.
- Jak sądzisz, Inuzuka zostawił tego psa specjalnie, żeby Hinata się nim zaopiekowała?
Sakura przymrużyła oczy.
- Jak długo tu stałeś?
- Krótko. Nie mam zwyczaju podsłuchiwać – odparł Itachi swobodnie, po czym wrócił do tematu rozmowy. – Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Zostawił Akamaru, żeby się nią zaopiekował. Pies o tym wie.
Przez chwilę przypatrywała mu się, przygryzając wargi. Nie polemizowała z nim. Bo teraz, kiedy to powiedział, stało się oczywiste, że ma rację.
Ciekawe, że przez tyle czasu o tym nie pomyślała.
- Przecież ty nawet nie znałeś Kiby.
Itachi wzruszył ramionami.
- Nie za bardzo, ale ja bym tak zrobił. Oczywiście, czysto hipotetycznie. Większość shinobi ma kogoś, na kim im zależy.
Sakura pokręciła z niedowierzaniem głową.
- A tobie tak łatwo się wczuć w czyjąś sytuację – skomentowała z kpiną w głosie.
Itachi nie wydawał się być urażony.
- Zawsze to miałaś?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Co? – zapytała.
Wydawało jej się, że dostrzegła lekki uśmiech na jego twarzy.
- Oczy. Kiedy się złościsz, niesamowicie błyszczą.
Natychmiast odwróciła wzrok.
- Pewnie tak, ale oczywiście nie mogłem tego zauważyć. Ominęło mnie więcej niż myślałem.
Oderwała wzrok od szafki z medykamentami, żeby obrzucić go uważnym spojrzeniem.
- Poznajesz mnie? – zapytała.
Chyba jednak miała nadzieję, że ją rozpozna.
- Sądzisz, że mógłbym się pomylić?
Wzruszyła ramionami.
- Nie byłoby to dziwne.
Itachi potrząsnął głową.
- Poznałem cię choćby po głosie.
Sakura uniosła brwi.
- Minęło dwa i pół roku.
- Dwa lata, siedem miesięcy – odparł. – I co z tego? Barwa głosu się nie zmienia.
- Ale wszystko inne tak.
- Nie wszystko.
Wolała, kiedy nie mógł jej się przyglądać.
- No więc co robiłeś przez ten czas?
- Nic porywającego. Najpierw długotrwała kuracja, potem jeszcze dłuższy trening. Musiałem nauczyć się kilku niepotrzebnych mi dotąd sztuczek, a jeszcze więcej sobie przypomnieć, żeby przydać się do czegokolwiek – przewrócił oczami. - A i tak dostałem tylko parę mało znaczących zadań.
Nie okazała mu współczucia.
- Wolałbyś być ślepy?
Uśmiechnął się, jakby usłyszał jakiś dobry żart.
- Trafna uwaga – odparł. – Nie, oczywiście nie wolałbym być ślepy. Chociaż nawet nie było to takie uciążliwe, miałem dobrą opiekę.
Zmierzyła go karcącym spojrzeniem, ale nie odwrócił wzroku.
Te oczy. Brązowe, nie ciemne. Bystre. Oczy, które widzą. Obce.
Jakoś do niej nie docierało, że to wszystko jest rzeczywiste. To naprawdę jest ten sam Itachi?
Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia.
- Dziwne, co? Też na początku nie mogłem się przyzwyczaić. Ale przywyknąć można do wszystkiego. Nawet do bycia skazanym na misje, które w najlepszym wypadku określiłbym kategorią B.
Ocknęła się i odwróciła wzrok. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Rozumiem, ciężko ci się pogodzić z taką nowością – odparła sarkastycznie. - Wybacz, ale cię nie zrozumiem. Ty przynajmniej coś robisz.
- A ty nie?
Prychnęła ze złością.
- Jeśli rzeczywiście jesteś na bieżąco ze sprawami w wiosce to wiesz, jakie odpowiedzialne misje mi się powierza. Od dawna się stąd nie ruszyłam – powiedziała z goryczą.
- Lekarze są potrzebni – odpowiedział Itachi z naciskiem.
Spojrzała na niego gorzko.
- Oczywiście. Ale, jak zapewne się zdążyłeś zorientować, skoro nie siedzisz zamknięty w wiosce, dobrzy lekarze potrzebni są głownie na froncie.
Nie odpowiedział.
- Ja jestem tutaj po to, by leczyć źle zrośnięte złamania i wysypkę – wyrzuciła z siebie, choć nie wiedziała, po co w ogóle to mówi. Nie zamierzała mu się zwierzać.
Przecież wiedziała, że to nie jest ten Itachi, jakiego znała.
Tamten zniknął wraz z momentem operacji oczu. A może nawet nigdy nie istniał. Był tylko wytworem jej wyobraźni.
- Ostatnio każdy, kto nie był śmiertelnie ranny, szedł walczyć dalej. Nie przywoziło się tu rannych z frontu – kontynuowała mimo to. – Moi przyjaciele tam ginęli, a ja siedziałam tutaj i wstrzykiwałam zastrzyki przeciw gangrenie.
- Szczerze mówiąc – odezwał się Itachi spokojnie – kiedy wyjeżdżałem, myślałem, że ta wojna w ogóle cię ominie.
Zupełnie nieświadomie zacisnęła dłonie w pięści.
- Kiedy wyjeżdżałeś, w życie miał wejść rozejm – przypomniała.
Skinął głową.
- Tak, rzeczywiście – przytaknął.
- Chyba o tym nie zapomnieliście? – spojrzała na niego wyzywająco. – I o tym, jak to się skończyło?
- Nie – odpowiedział.
- I co, uważasz że Naruto ma rację, godząc się na pertraktacje? – zapytała napastliwie.
Itachi przyglądał jej się przez chwilę, najwidoczniej myśląc nad odpowiedzią.
- Teraz jest idealny moment na rozmowy pokojowe. W ciągu paru dni ostatecznie zakończymy tę wojnę.
Była rozjuszona, że podchodzi do tego tak chłodno.
- I jesteś pewny, że tym razem to też nie jest pułapka?
Wykonał ruch, jakby chciał wziąć ją za rękę, ale odsunęła się.
- Sakura… Przykro mi z powodu Ino. Ale to nie jest czas na osobiste sentymenty. Ani na zemstę.
Gwałtownie zamrugała oczami.
- Po co tak właściwie tu przyszedłeś? – zapytała.
- Chciałem cię zobaczyć.
Uniosła głowę i spojrzała na niego zimno. Nie zwrócił uwagi.
- To zabawne, móc powiedzieć coś takiego w dosłownym znaczeniu – stwierdził. Denerwowało ją, że zdawał się być w dobrym humorze.
– Nigdy nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Cóż… Muszę już iść. Do wieczora.
Odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi.
- Powinieneś mnie nienawidzić – odezwała się, nim zdążył wyjść.
Zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Dlaczego tak uważasz?
Przygryzła wargi.
- Bo nazwałaś mnie kaleką i kazałaś wynieść się ze swojego życia?
Odważyła się podnieść na niego wzrok.
- Choćby dlatego.
Uśmiechnął się lekko, ale tym razem nie wydawało jej się to wymuszone, jak wcześniej.
- Nienawiść jest dla słabych – odpowiedział. - Poza tym… Nie uwierzyłem ci wtedy.
Przez chwilę analizowała znaczenie tych słów.
- Ale nie wróciłeś tu po mnie, mam nadzieję.
- Dlaczego?
- Bo to co powiedziałam, jest nadal aktualne. Nigdy i nigdzie się z tobą nie wybieram.
Nie wydawał się zaskoczony.
- Przemyśl to jeszcze. Masz dużo czasu.
- Nie mam nic do przemyślenia – odparła hardo.
- Masz. Jeśli uważasz, że nie, zastanów się jeszcze raz – powiedział jakby jej słowa w ogóle do niego nie docierały. Po chwili zastanowienia dodał: - Nie powinnaś się tak przejmować. Sasuke i tak mnie nienawidzi.
Zanim zdążyła wymyślić odpowiedź, wyszedł.
Rzeczywiście, sporo go ominęło. Nie tylko dlatego, że wcześniej nie widział.
Nie miał pojęcia, do jakiej nienawiści jego brat jest zdolny.
***
Była jedyną osobą w wiosce, która się ucieszyła, kiedy Sasuke wrócił.
Do dziś pamiętała ten dzień. Wszyscy niecierpliwie czekali na powrót Naruto, ale kiedy wreszcie przybył, dokoła było pusto. Nikt razem z nią nie wyszedł, by ich przywitać.
Potem, ilekroć Sasuke wszedł do jakiegoś pomieszczenia, zawsze zapadała identyczna cisza. Cisza, która sprawiła, że triumfujący uśmiech spełzł Naruto z twarzy.
Oni wszyscy, nie wyłączając Tsunade-sama, woleliby, by Sasuke był martwy. Po tym wszystkim nie wiedzieli nawet, co mieliby z nim zrobić.
Dla niej to nie miało wtedy znaczenia. Ważne było, że wrócił. Że jest cały i zdrowy. Naruto spełnił obietnicę i sprowadził go z powrotem. Jeszcze wszystko można naprawić.
Wiedziała, że nikt nie podzielał jej entuzjazmu. Nawet Naruto był skonsternowany i nie miał pojęcia, co dalej robić.
Sasuke tak samo. Nie potrafił określić, po co wrócił.
Po prostu nie mógł zrobić nic innego. Nigdzie już nie było dla niego miejsca i nigdzie nie czuł się u siebie.
Mimo wszystko to rozumiała. I dlatego nie zrażała się tym, jak ją traktował.
Nigdy jej to nie zraziło. Dlaczego więc miałoby teraz, kiedy wrócił. Cierpliwość się opłacała, bo w końcu udało jej się do niego zbliżyć.
W całej wiosce nie było nikogo, kto nie traktowałby go jak zdrajcy. Z wyjątkiem Naruto, ale on wolał go unikać. Sakura widziała, że miał wątpliwości, czy dobrze zrobił. Czy Sasuke nie obróci się znowu przeciwko wiosce. Nie miała o to pretensji. Miał prawo mieć wątpliwości. Sama je miała.
Ale odkąd pamiętała, zależało jej na Sasuke. I nie zmieniło się to, pomimo wszystkiego co zrobił. Wiedziała, że to irracjonalne, ale nadal wierzyła, że jest w nim dobro, które trzeba tylko odnaleźć i wydobyć.
To dlatego była przy nim, kiedy wszyscy się odwrócili. Nawet na początku, choć bardzo bezpośrednio dawał jej do zrozumienia, że nie życzy sobie jej towarzystwa.
Wiedziała, że jeśli będzie sam, znowu zrobi coś złego. Ale wierzyła, że może jeszcze lojalnie służyć wiosce. Potrzebował przecież jakiegoś celu. I to był najlepszy cel. Przecież to dla wioski jego brat poświęcił wszystko. Sasuke co prawda chciał go zabić, ale tego nie zrobił, gdy się dowiedział.
Płynęła w nich ta sama krew. Mogli walczyć dla tych samych celów.
Ona go do tego przekonała. A potem przekonali się także i inni. Że jest zdolny do lojalności wobec Konohy.
Od dawna zdawała sobie sprawę, że jej nie kocha, i że nie ma co liczyć, że to się zmieni. Ale już się przyzwyczaiła do tej myśli, jeszcze nim Naruto go sprowadził. Zdążyła się z tym pogodzić. I tak naprawdę nie przegrała. Nie zdobyła jego miłości, ale ocaliła jego duszę. Zyskała też jego akceptację dla własnej osoby, i to jej wystarczyło. Przez pewien czas chyba nawet była szczęśliwa.
Ale potem Sasuke sprowadził do wioski Itachi’ego. I nic już nie miało być tak jak przedtem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo ładnie i ciekawie.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jaką satysfakcję czułam, kiedy nastąpił jeden z nielicznych razów, gdy odgadłam coś przed bohaterami. Też miałam myśli jak Itachi, że Akamaru to nie jest zwykłe stworzenie, zwierzaczek domowy i Kiba nie zostawiłby go bez powodu Hinacie.
OdpowiedzUsuńZawsze czułam sympatię do Itachiego, ale też... dystans? Trudno mi to opisać. Podobne wrażenia jak w przypadku Nejiego. Lubiłam ich, ale nie potrafiłam przełamać pewnych oporów. Gdybym miała napisać cokolwiek o jednym z tej dwójki, czułabym, że naruszam ich prywatność. I choć Gaara najprawdopodobniej jest jeszcze bardziej skrytą i zamkniętą w sobie postacią, w jego przypadku nie miałam takich oporów. Dlatego tym bardziej podziwiałam Cię, że bawisz się bohaterem, którego ja mogę podziwiać jedynie z dystansu i którego nie ośmieliłabym się tknąć :P
Raduje mnie bardzo, że sięgnęłaś jeszcze raz i na tyle Cię to zainteresowało by skomentować ;) miło wiedzieć, że ff nie wisi w sieci bezużytecznie, nawet gdy jest niedopracowane jak to ;) w sprawie tego ff (wszystkich 3 części, ale najbardziej trzeciej) jak przy żadnym innym mam poczucie, że wykonanie nie dorównało planom. W mojej głowie ta historia była pełna emocji i.. no, namiętności. Całość wykiełkowała romansz pomysłu na romans ItaSaku, ich relacja miała być o wiele żywiej opisana. Dlatego wydaje mi się, że nam podobnie jak Ty - w mojej głowie Neji i Itaś są atrakcyjnymi materiałami, i na mężczyznę i na historię, ale trzeba przełamać opory żeby ich "tykać". Myślę że obie byśmy dały radę gdybyśmy ich analizowały tak uparcie jak Gaarę. Mam nawet pomysł na wyzwanie, 1:1. Ale obie musiałybyśmy mieć na to czas :D
UsuńKupiłaś mnie :D Jakie wyzwanie?
UsuńRomans one part, jedna bierze na tapetę Itasia, a druga Nejiego ;) przyznam jednak, że na ten moment wydaje mi się to niewykonalne ^^
UsuńHmm... to byłoby ciekawe :D Na razie za bardzo siedzę z głową w Sunie, żeby podjąć się tego. Nie chce przerywać dobrej passy (nowe dwa rozdziały!) i dopóki sił mi starczy, chcę skończyć wszystkie nowe opowiadania, ale później chętnie poczekam, aż będziesz miała trochę czasu i możemy sobie zrobić takie tygodniowe/miesięczne wyzwanie ;) Bo zakładam, że byłby jakiś limit czasowy, nie?
UsuńMyślę że byłby, i czasowy i długościowy ;) wrócimy do tematu. Ciężko pracuj nad gosposią :D
Usuń