Gaahina
czwartek, 13 listopada 2014
Część pierwsza
Sobotni wieczór. Na zewnątrz padał ulewny deszcz, ale dla tych, którzy nie byli teraz na polu bitwy, nie stanowiło to problemu.
Nie stanowiło go także dla nich. Już nie.
Był to pierwszy sobotni wieczór od dawna, który mogli spędzić zgodnie z dawnym zwyczajem. Paczka starych przyjaciół, którzy wreszcie mogli spokojnie rozmawiać o zupełnie błahych sprawach, pić bez ograniczeń i… grać w szogi.
- Teraz twój ruch.
Chouji spojrzał spode łba na przeciwnika po drugiej stronie stołu, którego twarz wyrażała nieskrywane samozadowolenie.
- To nie fair. Cokolwiek nie zrobię, i tak za chwilę partia jest twoja.
Shikamaru rozłożył ręce.
- Przykro mi, ale to jak najbardziej fair.
Chouji wykonał niechętny ruch ręką, przesuwając stojącego najbliżej piona. Shikamaru zbił króla.
- Szach-mat – powiedział znudzonym tonem. – To co, jeszcze jedna partia?
Chouji wstał z krzesła i zajął miejsce obok stołu wypełnionego talerzami z różnymi przekąskami. Przezornie nikt inny nie zajął tego miejsca, mimo że normalnie zmieściłyby się tam cztery osoby.
- No dobra, to kto teraz? – Shikamaru roztoczył spojrzeniem po zebranych. Jednak spotkało go rozczarowanie, bo nikt się nie kwapił zająć miejsca po drugiej stronie planszy. – Dajcie spokój, gdzie wasza wola walki?
Spojrzał z nadzieją na Nejiego, który siedział bez słowa. Zareagował tylko przeczącym ruchem głowy. Hinata nawet się nie odezwała, bo wiedziała, że pytanie na pewno nie jest skierowane do niej. Siedziała na uboczu w towarzystwie Tenten i Shino. Niechętnie przerwali cichą rozmowę, żeby spojrzeć na zniecierpliwionego Shikamaru.
- Daruj sobie, Shika. I tak zawsze wygrywasz – odpowiedział Chouji z ustami pełnymi pieczonych kartofli.
- Niewystarczająco się staracie – prychnął Shikamaru. – Sasuke?
Brunet spojrzał na niego z miną, która wyrażała całkowite i niewymuszone lekceważenie.
- Rany – mruknął Shikamaru niechętnie. – Co za zgredy.
Zaczął składać szachownicę, ale Sakura odsunęła się od okna i spojrzała na niego.
- W takim razie ja zagram.
Shikamaru popatrzył na nią bez przekonania.
- Ty? – odezwał się ze zdziwieniem. – To znaczy… hm, okej, siadaj. Sprawdzimy twoje możliwości.
Sasuke potrząsnął głową.
- Daj sobie spokój, ona żartuje.
Sakura zmarszczyła brwi.
- Nie, nie żartuję – odparła.
Sasuke posłał jej przez pokój zdawkowe spojrzenie.
- A ty potrafisz chociaż odróżnić piona od wieży? – spytał opryskliwie.
Sakura postanowiła puścić mimo uszu tę uwagę i podeszła do stolika, przy którym siedział Shikamaru.
- Znasz zasady? – zapytał niepewnie.
Posłała mu pobłażliwe spojrzenie.
- Sądzisz, że dla kobiet to zbyt skomplikowane? – odparła ze zniecierpliwieniem.
- Sądzi, że to zbyt skomplikowane dla ciebie. Dziwisz się? – wtrącił się Sasuke.
Spojrzała na niego. Nawet nie patrzył w jej stronę.
Shikamaru odsunął krzesło.
- Co dzisiaj z tobą jest? Zamknij się, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia – powiedział, popatrzywszy na niego wyzywająco.
Sasuke przeniósł na niego spojrzenie pełne antypatii.
- Masz jakieś uwagi odnośnie mojej osoby?
- Gówno mnie obchodzi twoja osoba, ale takiego chamskiego zachowania tu się nie toleruje – odpowiedział Shikamaru.
- Jeśli nie pasuje ci, jak rozmawiam z moją kobietą, to nie słuchaj – warknął Sasuke. – A przy tym, uważaj jak się zwracasz do dowódcy. To ostatnie ostrzeżenie – oświadczył, mierząc go wzrokiem.
Shikamaru wygiął pogardliwie wargi.
- Nie jesteś moim dowódcą. Ta wojna jest skończona.
Sasuke przekrzywił głowę, przypatrując mu się z nieskrywaną pogardą.
- Ciekawe, że uznajesz za pewne coś, o czym nie ty decydujesz.
- Przestaniecie skakać sobie do oczu? – odezwał się ostro Neji.
Sakura siedziała na krześle ze wzrokiem wbitym w blat stołu.
Już chyba nigdy nie będzie jak dawniej. Nie po tym wszystkim.
- Skakać do oczu? – powtórzył Sasuke beznamiętnie. – Na tego śmiecia mogę co najwyżej splunąć.
Shikamaru poderwał się z miejsca.
- Coś ty powiedział?
W trzy sekundy był przy nim, ale Neji był szybszy i stanął między nimi. W samą porę, bo Sasuke wstał, a między palcami miał kunai.
- Skoro ci się wydaje, że ta wojna może się tak skończyć, to znaczy że jesteś zdrajcą i tchórzem, Nara – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Sakura przymknęła oczy.
Minęły trzy lata, odkąd walki rozgorzały z taką siłą. Trzy okropne lata, w czasie których zginęła blisko jedna trzecia shinobi Konohy.
Wszyscy chcieli zakończenia tej bezsensownej jatki. Po obu stronach pochłonęła więcej ofiar niż ktokolwiek na początku mógł sobie wyobrazić. Wszyscy przyjęli szansę na rozejm jak dar nieba.
Ale nie Sasuke.
Wszyscy inni sądzili, że oszalał. I Shikamaru, teraz, patrzył na niego nawet bez niechęci. To było spojrzenie, jakim się obdarza chorego umysłowo.
- Niezależnie od tego, co o tym sądzisz, ta wojna właśnie się tak kończy.
- Jeszcze się zdziwisz – odparł Sasuke.
Neji popatrzył na nich obu ze zniecierpliwieniem.
- No dobra, dość tego. Siadaj, Shikamaru.
- Próbujesz mi rozkazywać? – mruknął szatyn.
Neji zmierzył go spojrzeniem pozbawionym wyrazu.
- Grzecznie proszę – odparł sztywno.
Shikamaru wyglądał przez chwilę, jakby się zastanawiał. Postanowił widać odpuścić i usiadł z powrotem przy stoliku naprzeciw Sakury. Sasuke zajął swoje miejsce, a Neji mimochodem dostawił sobie krzesło bliżej niej. Wiedziała, że chce zająć pozycje w pół drogi między nimi.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Naprawdę wierzysz w ten pokój? – odezwała się nagle Tenten, patrząc z uwagą na Shikamaru.
Chłopak skinął głową.
- Tak. To koniec.
Sasuke prychnął i spojrzał na Shikamaru nienawistnie.
- To interesujące.
- Co takiego? – odparł chłopak mierząc go spojrzeniem.
- To, z jaką łatwością komunikujesz rzecz, której nie ogłosił jeszcze hokage. Z jaką łatwością mówisz ludziom, że nie powinni być gotowi do walki – odpowiedział Sasuke, po czym dodał z drwiącym uśmieszkiem: - Oczywiście, biorąc pod uwagę twoją sympatię dla wioski Piasku, jest to całkowicie zrozumiałe. To co jest im na rękę nie może kolidować z twoim poczuciem słuszności, prawda?
Sakura nie wiedziała, do czego Sasuke tak naprawdę zmierza. Ale rozdrażnienie Shikamaru na pewno sprawiało mu dodatkową satysfakcję.
Wybrał najskuteczniejszą możliwą strategię. Shikamaru niełatwo było wyprowadzić z równowagi, jednak teraz to się udało..
- Powiesz jeszcze słowo, a za chwilę będziesz zbierać swoje zęby z podłogi – warknął szatyn.
Ku zdziwieniu Sakury, Sasuke nie zareagował na zaczepkę tylko uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Shikamaru powie nam, skąd ma te informacje, prawda? – odezwał się Chouji ugodowo.
Shikamaru pokręcił głową.
- Myślę, że nie muszę, macie okazję dowiedzieć się ze źródła. Naruto zaraz tu będzie, a sądzę, że nie zamierza dłużej taić tak ważnych faktów – rzucił wyzywające spojrzenie w kierunku Sasuke, który tym razem nie opanował grymasu złości na twarzy.
Sakura popatrzyła na Shikamaru zdziwiona.
Czy to znaczyło, że wiedział o czymś wcześniej niż Sasuke?
Trudno było w to uwierzyć, ale przecież tak przedstawiały się fakty. Hokage dopuścił go do informacji, których nie miało jeszcze żadne z nich.
Musiało być jakieś uzasadnienie, ale Shikamaru nie powinien się z tym zdradzać. To może dać wszystkim cień podejrzenia, że Sasuke zaczyna tracić wpływy. Można się było spodziewać, że wywoła to jego wściekłość.
Ale szybko się opanował.
- Powiesz nam teraz – zasugerował spokojnie.
Musiała zareagować zanim Shikamaru zdążył odpowiedzieć. Wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi, zaraz rozpęta się piekło.
- Tak właściwie gdzie jest Naruto? Powinien być tu już dawno – odezwała się pospiesznie. – Widział go ktoś?
Jak na zawołanie, drzwi się otworzyły i do środka wpadła niska postać szczelnie opatulona płaszczem przeciwdeszczowym.
- Co za pogoda, zmokłem cały, tenteges – powiedział chłopak, zrzucając kaptur z głowy.
Sakura była tak szczęśliwa, widząc go tutaj we właściwej chwili, że mogłaby go wyściskać.
- Ładnie traktujesz przyjaciół. Siedzimy tu od godziny, miło że byłeś łaskaw wreszcie przyjść – powiedziała zamiast tego zgryźliwym tonem.
Naruto popatrzył na nią, zafrasowany.
- No… chciałem, ale nie mogłem wcześniej, tenteges – powiedział ze zmartwioną miną.
Sakura miała ochotę się roześmiać. Przez chwilę było jak dawniej.
Ale tylko przez chwilę.
Spojrzenia wszystkich skupiały się na Naruto, a on rozejrzał się i spoważniał.
- I tak wpadłem tylko na chwilę.
Sakura popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Co?
Naruto spojrzał na nią.
- Wybacz, ale mamy naprawdę ważne sprawy… - zreflektował się, widząc jej minę. Roztoczył wzrokiem po twarzach zebranych. – Słuchajcie, jutro pogadamy. I to nie będzie jakaś tam impreza, potrzebuję zrobić nadzwyczajną naradę. W sprawie rozmów pokojowych.
Nie tylko Sakura była zaskoczona.
Robić naradę w niedzielę, z marszu? I to w sprawie rozmów pokojowych, o których mówiło się od dawna?
Chyba nie tylko jej przyszła do głowy niepokojąca myśl, że coś się mogło zdarzyć.
Że coś znowu się może zdarzyć.
- Ale będziemy tylko my, i nie zamierzam was ściągać do biura. Spotkamy się w domu Sasuke.
Sakura przymrużyła oczy.
- Super – odparł Sasuke, który odzyskał już rezon. – Już sądziłem, że mówisz o jakiejś tajnej naradzie, o której nie powinny wiedzieć niepożądane osoby – spojrzał wprost na nią. – A tak proszę, przynajmniej jesteśmy w komplecie, a Sakura jest z góry uprzedzona, że ma przygotować poczęstunek dla moich gości.
W innej sytuacji przejęłaby się wymową tych słów, bo mimo upływu czasu nie przywykła do bycia odsuniętą od wszystkich najważniejszych spraw wioski. Ale teraz myślała o czymś innym.
A więc Naruto chce zrobić niespodziewaną naradę w zupełnie nieoficjalnej atmosferze.
Może więc nie jest to nic pilnego. Może dała o sobie znać jego zapalczywa natura i po prostu nie może się doczekać by powiedzieć wszystkim to, o czym do tej pory jakoś nie chciał mówić.
Czyżby więc dobre wieści?
- No dobra, a teraz przepraszam was, ale muszę wam uprowadzić Sasuke – powiedział Naruto.
Sasuke wzruszył ramionami i wstał.
- I tak jest to strasznie drętwa impreza – odparł.
Naruto popatrzył na Sakure przepraszająco.
- No, to teges… Sory, ale naprawdę mamy jeszcze konferencję do skończenia. Do zobaczenia jutro o osiemnastej.
Sasuke odwrócił się na pięcie nawet nie spojrzawszy na nikogo z nich. Obaj wyszli w pośpiechu.
Zebrani popatrzyli na siebie nawzajem i wszyscy wyglądali na jednakowo zbitych z tropu.
Wszyscy, z wyjątkiem Shikamaru.
- Myślicie, że wszystko w porządku? – odezwała się Hinata niepewnie, zerkając na szatyna.
Shikamaru skinął głową.
- Nie martw się, Hinata, wszystko jest na dobrej drodze. Naruto po prostu otrzymał rano ważny raport. Kluczowy. I to oznacza koniec wojny.
- Rano? – powtórzyła Tenten. – I przychodzi dopiero o tej porze, by nam cokolwiek powiedzieć?
Shikamaru spojrzał na nią.
- Nie musi konsultować z nami swoich decyzji. Sądzę, że jutro wszystko nam wyjaśni – jego wzrok natknął się na Sakurę, która wpatrywała się w drzwi nieruchomo. – Jestem pewien, że chciał przyjść, ale skąd mógł wiedzieć, że narada z Itachim tak się przeciągnie.
Sakura zmarszczyła brwi. Pomyślała, że się przesłyszała.
- Z kim?
Shikamaru popatrzył na nią dziwnie.
- Sakura, to nie żadna tajemnica, że Itachi wrócił do wioski. Sasuke ci nie powiedział?
Nienawidziła pytań, które zaczynały się od „Sasuke”. Zawsze wprawiały ją w zakłopotanie. Ale tym razem…
Zacisnęła dłonie na krawędzi krzesła.
Itachi. Wrócił.
Jakaś cząstka niej bardzo się ucieszyła. Ale każdym włóknem ciała czuła, że to oznacza problemy.
Ocknęła się dopiero po chwili i zauważyła, że choć część osób zaczęła prowadzić ożywioną rozmowę i gubić się w domysłach, Shikamaru właśnie się pożegnał.
Ledwie zamknął za sobą drzwi usłyszeli jego głos, przebijający się przez dźwięk dudniących o szyby kropli deszczu.
- No nie! Ten kretyn upuścił tu czapkę hokage!
Wojna rozpętała się przed trzema laty.
Trudno było powiedzieć, dlaczego. Z jej perspektywy, był to konflikt, który wybuchł bez powodu. I zupełnie niespodziewanie, w momencie, kiedy szansa na trwałe porozumienie z wioską Piasku wydawała się nie tylko realna, ale ponad wszelką wątpliwość pewna.
Krótko wcześniej wspólnie pokonali sprzymierzoną armię wiosek Mgły i Dźwięku. Wszyscy pragnęli wreszcie długo wyczekiwanego pokoju.
Wtedy było nie do pomyślenia, że Kazekage może zechcieć sprowokować wojnę. Ale wystąpił z nieuzasadnionymi roszczeniami, a potem wszystko potoczyło się szybko.
Czuła się jak we śnie. Ludzie ginęli, angażując się w tę walkę jakby nie mieli czasu zadać sobie pytania: dlaczego? Po co?
Ona wciąż je sobie zadawała, ale wydawało się, że nie ma na nie innej odpowiedzi jak ta, że Sabaku no Gaara postradał zmysły. Towarzyszyło jej uczucie, że grozi im to samo, jeśli dadzą się w to wciągnąć.
Ale czy mieli jakieś wyjście?
Najpierw zginął Sai, wydawało się jednak, że sam sobie na to zasłużył. Ale potem ginęli następni, i nie było już odwrotu. Nie mogli tego tak po prostu odpuścić i prosić o pokój.
Zresztą, Tsunade-sama wcale nie zamierzała o niego prosić. Potrafili nawet zyskać przewagę. A potem, kiedy zginęła, Naruto poprowadził ich do walki. I choć Sakura wiedziała, że jest mu ciężko, widziała też, że jest właściwą osobą na swoim miejscu. I miała nadzieję, że się nie cofnie, a Pustynny Gaara odpowie za każdą z tych śmierci.
Sai. Tsunade. Konohamaru. Lee. Ino. Kiba. I tylu innych.
Nie mogli zginąć na darmo. Wiedziała, że powinni ich pomścić. Ona powinna.
A teraz wszystko wskazywało na to, że ta krwawa wojna zakończy się po prostu pokojem.
I Suna za to nie odpowie?
Powinna być nie mniej wściekła niż Sasuke, ale wraz z innymi odczuła ulgę.
Bo nadal nie mogła zrozumieć, po co właściwie walczyli przez te wszystkie lata. I dlaczego nadal mieliby ginąć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Doskonale pamiętam, że kiedy po raz pierwszy to czytałam, byłam zła na siebie. Już tłumaczę dlaczego. Czerpałam ogromną przyjemność z tego, że Sasuke w ten sposób traktował Sakurę ;) Moim zdaniem, sama tak poprowadziła własne życie, że taki rozwój wypadków nie powinien nikogo dziwić. Uwielbienie dla - delikatnie mówiąc - niezbyt zainteresowanego nią mężczyzny, powinno skończyć się źle, skoro była ślepa przez tyle lat. Nie współczułam jej, a wręcz byłam zła, kiedy Shikamaru stanął w jej obronie ;) Nie jestem z tego dumna! A jeszcze mniej, że nadal... tak troszkę... chciałabym, żeby Sasuke pomiatał nią bardziej.
OdpowiedzUsuńPotem, kiedy po raz pierwszy to czytałam, odnalazłam te słowa: "a Pustynny Gaara odpowie za każdą z tych śmierci." I już wiedziałam, że się nie polubimy :P Na szczęście tak się nie stało i nie porzuciłam czytania ciągu dalszego, a później i innych opowiadań. (Kiedyś napisałam, że zaczęłam od Nakama, ale chyba skłamałam. Tak myślę, że to Duma Shinobi była jednak pierwsza...)